-
No właśnie, myśle że regularność powinno wszystko załatwić-człowiek nie będzie rzucał się na noc na żarcie, a nawet jak zje coś dużego rano to to spali!
-
A ja lubię liczyć kalorie..................
-
Nie wiem jak można lubieć. A co jak gdzieś wyjdziesz? Na mieście zjesz? Nie czujesz że "tracisz kontrolę"??
-
Nan, ja już znam większość kalorii w tych produktach, które jem. To fakt, że można jeść cały czas mniej i nie liczyć kalorii. Ale ja mam umysł matematyczny i wszystkie cyferki muszą mi się zgadzać, więc dlatego zapisuję sobie już prawie 5 miesiąc i nie przeszkadza mi to. Też to lubię, wiem , że wtedy się kontroluję. A licząc na oko też można.
-
Teraz też licze kalorie i to bardzo skrupulatnie :], ale nie chce liczyć całe życie, po co?
-
Całe zycie moze faktycznie nie, ale po jakimś czasie czuje się, czy się przekracza limit. Jeśli jest to 200 czy 400 kcal to nie jest tragedia. Tyle, żeby zjeść 2500-3000 kalorii to trzeba rąbać 5 kromek chleba z masłem, żółtym serem, kabanosami, majonezem do tego kakao z mleka tłustego z 3 łyzeczkami cukru, na obiad żurki, grochówki i tłuste smażone sosy, albo pizze, albo makarony z tłustymi sosami, nie licząc słodyczy i innych przekąsek
Ale wtedy wiesz na pewno, że przegięłaś . Po prostu to się czuje!
Wiem, że liczeniem kalorii można popaść w ortoreksję, ale mi to nie grozi, za wielką mam sklonność do tłusto-słodkiego jedzenia
Zmykam, do jutra...
-
Masz rację celebriannko - ja niedawno, dla żartu zastanawiałam się z mamą ile mniej-więcej jadłam kalorii dziennie, wtedy gdy było ze mną najgorzej- czyli od jutra dieta, więc jedzmy na zapas. Wyszło ok. 4000-5000kcal. fajnie nie??
Myśle, że zaletą liczenia kalorii jest wstręt późniejszy do kalorycznych rzeczy. Wątpie czy będe wcinać z zadowoleniem tłuściutkie frytki, albo kotlety mielone, które wręcz pływały w oleju, zresztą ja nigdy nie lubiłam tłustych potraw, tłuste boczki itp. to nie dla mnie- mnie zgubiły słodycze
-
Jezeli chodzi o mnie, to nie widze zadnego problemu w liczeniu kalorii. I co z tego, ze mam to robic do kona zycia. To tak, jakbym zastanawiala sie, czy mam np. myc zeby do konca zycia. Liczenie kalorii weszlo mi tak w krew, ze robie to mechanicznie, nawet, jak sie nie odchudzam. Nie widze w tym zadnego problemu: czy jestem w domu, czy na wyjezdzie, to sobie automatycznie licze. Na miescie zjem banana, to juz wiem, ze pozarlam 120 kcal, zjem kawalek pizzy to juz nastepne 400 kcal i staram sie nie pzrekroczyc swego limitu, aby nie przytyc. Jestem zadowolona ze swej obecnej wagi, wiec nie chce jej stracic.
A naprawde nie widze zadnego problemu z tym liczeniem. Naprawde to lubie i robie to mimowolnie....
-
Rozumiem cię Betsabe. Też tak mam! To faktycznie jak mycie zębów
-
Betsabe: mam podobnie, ja nie potrafie nie liczyc kcal, mam to we krwi, licze zawsze w glowie, mam swój limit na kcal ale takze na tluszcze i trzymam sie tego mocno Lubie liczyc kcal
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki