-
awful weekands
Ach te weekandy... gdyby nie to, że mamy wolne i możemy odpocząć mogłyby w ogóle nie istnieć.
Całe 5 dni od pn do pt staram się i trzymam dietę, a przychodzi sobota i niedziela i wszystko szlag trafia . Następuje jakieś cudowne odprężenie i jem dużo za dużo.
A to obiadek u babci, a to wyjście na pizze albo lody ze znajomymi, albo jakąś wodeczke
Napiszcie prosze jakie macie opatentowane sposoby na oparcie się weekandowej pokusie
-
-
No to będzie jeszcze raz
U mnie weekend to prawdziwa masakra. Potrafię cały tydzień przetrwac na diecie, a przychodzi sobota i niedziele, i obżeram się jak świnia serio, bez wyjątku... Ale ponoc to z nudów, więc natychmiast trzeba się czymś zając Tak, tylko, że ja najczęściej najpierw wcinam, a potem się czyś zajmuje - użalaniem się nad sobą
Ech, masakra i jeszcze raz masakra....
-
a ja nie mam problemów z weekendami i choc to naturalne nie rozumiem tego ze ktos ma z tym problem
jest powiedziane ze sie odchudzam i koniec i nie ma wyjsc na pizze albo lody
poprostu tu wchodzi w gre samozaparcie inni jedzą pizze ja zamawiam sałatke
ciezko mi zrozumiec ze ktos nie umie sie powstrzymać
-
Mi akurat nie ciezko, bo roznie jest, jedni maja tak, drudzy tak. Jedni potrafia sie opanowac, a drudzy nie. Wiec proponuje nie uogolniac. I nie mierzyc innych ludzi swoja miara, to chyba logiczne i jasne.
I zeby nie bylo, tez nie mam problemow z weekendami, to dla mnie dni jak kazde inne i nie robie wyjatkow.
-
ja nie ugolniam pisze jak jest jak ja mysle
popieram to co napisałas to dzien jak kazdy inny i nie ma wyjątku
sporo osob czytałam ma problem w weekedami, przez to ze nie mam tego problemu nie rozumiem tego choc sie staram
-
po prostu w weekend ma się więcej wolnego czasu, mniej obowiązków. Siedzi sie w domu i myśli o jedzeniu albo imprezuje (i je), albo tez sa uroczystości, typu rodzinny obiad
-
np u mnie nie ma co tydzien rodinychh obiadków a jak są to jem to co mało kaloryczne uwazam ze obiadki u babci to tlko tania wymówka by sie najeść niestet to moje zdanie
ja tez imprezuje wiec alkohol rozumiem (piwa nie pije napewno) ale jak ide ze znajoymi to jet powiedziane ze ja na diecie i oni to rozumieją tez nie wolno tego tak traktowac ze ide z nimi to musze jesc to co oni np. pizze np. ja bym nie mogła
-
No tak, tylko, że znajomi od razu: "Aaaa, porzestań, nie masz się z czego odchudzac!", albo "To popatrz na mnie!, ja się powinnam odchudzac, a nie ty!" No i skonczyła się na tym, że unikam takich wypadów....
-
A ja mam odwrotnie- jak gdzies wyjdę ze znajomymi, którzy wiedzą, że sie odchudzam, to łatwiej mi się pilnować, niż jak jestem sama. Im bardziej wszyscy pieją z zachwytu, jaka jestem szczupła i jak to nie powinnam sie odchudać, tym bardziej zapieram sie w sobie Po prostu wiem, że każdy mój wafelek zostanie zauważony (nie to, że złośliwie mnie obserwują, ale jak ktoś od dłuższego czasu nie je takich rzeczy wcale, to się zapamiętuje) i stąd czerpie siłę, żeby nie ulec
Natomiast 'luźne' wieczory w domku, przed telewizorem, to już jest problem i nie znam na niego sposobu
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki