Przyznam, że nie potrafię czuć, że mi przykro w kwestii Pani X. Ni wuja. Nie jest mi jej szkoda.
Nie dbała o niego. Nie dbała o tą miłość. Olewała jego potrzeby. Ważna była jej wygoda i jej potrzeby. On robił dla niej naprawdę wiele rzeczy. Ona nawet w czułościach była odbiorcą, nie dawcą. O miłość trzeba dbać. To piękna lekcja. Trzeba ją odnawiać codziennie. To, że papierek w urzędzie podpisany, to znaczy, że co, koniec? Mąż/żona stają się meblem? Który się użytkuje? Czasem kurz zetrze? Gdyby jeszcze było tak, że ona daje od siebie. A ona dawała, po jakiejś kolejnej awanturze - gotowała jakiś obiad. Dodając przypraw, których on nie lubi. Nie to, że chcąc mu zrobić na złość. Ona wiele rzeczy nie robiła na złość jemu. Nie po to by mu dokuczyć, ale po to, aby go zmienić, przekonać, że jej jest lepsze. I w ten sposób zrezygnował prawie ze wszystkich swoich marzeń (oprócz ryb i modelarstwa. Ale modelarstwo to kolejna historia przepychanek). Jak się z kimś jest, to czasem chciałoby się swoje pasje dzielić z ukochanym, czy nie?
A oni żyli już oddzielnie. Każde swoje. O nie, przepraszam, Pan Y jeździł z nią na jej występy. On dla niej.
Wyobrażasz sobie Niobe Panią X na rybach? A Dziewczyna z chęcią! To jej klimat! Właśnie o to mi chodzi! On i Dziewczyna są z jednego klimatu!
Pewnie, że Pani X na pewno jest smutno. Traci coś co wydawało jej się na wieki. Tylko właśnie przez to, ona o to "na wieki" nie dbała. Bo skoro on i tak nie odejdzie, to po wuj się starać? Jej takie otrzeźwienie się przyda.
O miłość się dba. Dokarmia ją, pielęgnuje.
Jeśli nie, to się ją traci.
Chyba poczułam się zła i niedobra, bo przyszłam dodać parę słów. Nie jest mi jej szkoda, ale nie czuję też nic na zasadzie "dobrze jej tak". Nie. Nie dobrze jej tak. Nie czuję po prostu nic. Nie sympatyzuję z nią. Ale i źle jej nie życzę. Wręcz przeciwnie. Staram się dostrzec korzyści dla niej w tej sytuacji. Wierzę, że nie jest jej łatwo.
Zakładki