Pisałam tu kiedyś dużo o zdrowym żywieniu. Bo ja wiem bardzo dużo na ten temat.
Mówiłam 1000 kcl to za mało! Ogarnijcie się! Trzeba jeść!
Nie, nie chcę chudnąć. Coś innego.
Nie mogę jeść. Patrzę na jedzenie i nie mogę. Gryść, połykać, gryść, połykać.
Papierowy się smuci, że marnieję, że nie daj Boże znowu moje zaburzenia wrócą.
Idziemy jeść. Zamawiam. Dają. Patrzę. Patrzę z obrzydzeniem.
Nie mogę jeść. Ściska mnie i ściska. I patrzę na to i myślę pychota a nie mogę.
Gryzę. Długo. Posiłki przeciągają się w nieskończoność. A ja nie mam czasu więc jem mniej. dużo mniej.
Pomyślałabym, że minie. Ale trwa to już ponad dwa miesiące a mnie jest co raz mniej.
Obecnie ważę przy 176 nie całe 50 kilo.
Sama się boję co to będzie. Widzę w lustrze moję ciało. O nie. Nie jest ładne.
Jest brzydkie, za chude.
Ćwiczę tyle co zawsze areobic i siłownia.
Trener mówi, że daleko nie zajadę, że on pamięta jak zaczynałam i jak wpadłam.
Proszę pomóżcie. Naprawdę nie wiem co robić.
A wiem tyle o żywieniu. Tak dużo.
Papierowy ma smutne oczy. Mama papierowej ma smutne oczy. Przyjaciółka papierowej ma smutne oczy. Papierowa ma najsmutniejsze oczy.
Zakładki