-
Hari to było nieładne :? . Ja mam napady od kilku lat co oznacza jedzenie słodyczy z mięchiem, majonezu z cukrem, słonego, ostrego w jednym i to sięga 4000kcal i nie jest zakończone żadnym rzyganiem :roll: . Jeśli myślisz, że jedynymi, którzy mają napady to są bulimiczki to dosyć mało wiesz o zaburzeniach odżywiania :roll: .
Btw. - Aga nie pisała o dniu dzisiejszym jako o napadzie, ale po prostu o dniu kiedy sobie naturalnie pofolgowała.
-
Dokladnie , napad nie jest jedynie chwilą zapomnienia :roll:
-
Hejo ;) Widzę że Ci dzisiaj humorek dopisuje mimo tych pyszności które dzisiaj zjadłaś :) No i dobrze :) Ja też dzisiaj trochę więcej niż zwykle, hehe :) Taki dzień żarłoka chyba jest :D
-
Gdyby ktoś obmyślił patent jak raz na zawsze pokonać fenomen weekendowych uczt to by powienien Nobla minimalnie otrzymać :lol:
-
Hehe no należałoby sie ;)
Ale akurat w moim przypadku to raczej nie zależy od weekendu...a w sumie to jest przeciwnie, w ciagu tygodnia jem więcej bo się stresuję szkołą i ciągle przez to myślę o jedzeniu :P
-
Ja pomiędzy niedzielą popołudniema czwartkiem popołudniem jestem poza domem, na akademiku i raczej nie grozi mega żarcie, bo żeby było to trza kupić a to już się jakoś powstrzymam, ale w domu to masakra jak mum giga zakupy zrobi, jedzenia jak dla całego wojska :twisted:
-
No, dokładnie :twisted:
Tylko ze kiedyś wracając z takich zakupów mama mówiła "zostaw to sobie na jutro, nie jedz teraz", a teraz mówi"zobacz, kupiłam Ci ......... no zjedz coś, zjedz coś"... :roll:
-
haha, rozśmieszyłaś mnie Nika :D:D:D moja mama ma tak samooo...a kiedyś to mi nawet przynieśli rodzice naleśnika do pokoju, żebym zjadła i tak prosiliiii :D:D
Grzibcio oczywiiiiście :):):):) :D:D wyślę ci jutro razem ze zdjęciem, żebyś mogła jakby co oblukać ; DD
A co do weekendowego żarcia, to nie ma bata...zawsze muszę zawalić :roll: czasem malutko, a czasem zbyt wiele :roll: :roll:
-
-
U mnie tylko jest "no nie jedz już tyle... zostaw sobie na później" :roll: :evil: widać odmienność charaktrów.
Po podliczeniu okazało się, że wczoraj zjadłam poniżej 2500 :mrgreen: bo jednak kawałki ciast nie były aż takie ogromne i policzyłam np. 200 za kawałek sernika :roll: nie wiem czy to dobrze... ale co tam. Zostawiam to za sobą. Liczy się dzisiaj.
Mam cholerną ochotę na basen, ale... strasznie wieje, jest zimno i nie ma mnie kto zawieść a ja jestem przeziębiona :roll: Dziś planuję jakieś 1200kcal. Na śniadanie musli truskawkowe fitella + jogurt naturalny [ok. 290kcal] + herbatka :)
Planuję też poćwiczyć, tylko nie wiem kiedy :P standard: brzuszki, nogi, może hula hop, może rowerek [z 10min]...
Wiecie co... obawiam się, że moim udom już nic nie pomoże... :( po prostu taką mam budowę :roll: :(