-
A co takiego strasznego zjadłaś że jest tak źle? Może tak naprawdę to nie jest nic wielkiego...?
-
oj jest ze. fura plackow ziemniaczanych i fura faworkow babci. z cukrem pudrem. bylo zle ale bedzie mam nadzieje lepiej. dzis sie przejrzalam na silce w nie oszukujacych lustrach i -5 kilo to taki w ogole mus zeby wygladac good.
-
No rzeczywiście... Faworki, placki... Nienajlepiej... Całe szczęście to tylko ten jeden dzień Na pewno dzisiaj już będzie lepiej... Ja jeszcze w tym roku nie dałam się skusić na żadne faworki ani pączki... I postaram nawet w tłusty czwartek się nie dać Tak jak w zeszłym roku... Tyle że w zeszłym roku o tej porze ważyłam mniej... Co prawda tylko pare kilo, ale zawsze jednak...
Udanego weekendu życzę, a sama dopijam kawę i zaraz uciekam ćwiczyć szósteczkę... nie bardzo mi sie dzisiaj chce ale nie zamierzam odpuścić...
-
no to wczoraj byl oficjalnie pierwszy prawdziwy kryzys, pierwsza prawdziwa diety olewka i pierwszy dzien nie przystajacy do niczego. dzis odrabiam. i wracam do normy. okres mam wciaz, wiec na niego troche zwalam
dzis:
mala kawka z malym mleczkiem (bo sie kawa skonczyla )
serek wiejski light z polowa ogorka, 2 plastry sera zoltego, mandarynek kilka
bojkotuje pieczywo dopoki nie odrobie strat. warzywa owocki bialko i juz.
czuje miesnie tylka po silce. to fajne.
2 kroki do przodu jeden do tylu - jak to w zyciu...
-
wyprowadzam sie stad do poniedzialku.
jakies mam zmeczenie materialu, kiepskie dni.
bede sie pilnowac i tak, ale pisac nie bede.
ale jak do mnie ktos popisze w tym czasie, bedzie mi milo.
da mi wieksza motywacje na pewno. a jakos znika. to chyba brak efektow tak na mnie podzialal. czy jakies inne przesilenie.
c yaaa
-
Hej Oliveira!
Tylko się nie poddawaj, bo ja tu specjalnie dla Ciebie zaglądam... U mnie też efektów nie widać, ale już się przyzwyczaiłam że na diecie tak czasami jest... Kup sobie centymetr w sklepie pasmanteryjnym i zacznij się mierzyć... Bardzo często jest tak że efektów na wadze nie widać, za to na centymetrze owszem Ty jeszcze dodatkowo chodzisz na siłownię, ćwiczysz... Wtedy trudniej się traci na wadze, szczególnie że nie masz wcale tak dużo kilosów do stracenia... Najprawdopodobniej jest tak że tracisz tłuszcz, ale rozbudowujące się mięśnie sprawiają że nie widać tego na wadze.... U mnie waga stoi w miejscu od momentu jak zaczęłam ćwiczyć... Ba... Pomimo że dzielnie trzymam się diety zauważyłam nawet w ćwiczonych miejscach że przybyło mi centymetrów... Ale widzę że brzuch wygląda już inaczej, nogi i pośladki też... Także nie martwię się zbytnio tym że waga stoi w miejscu, bo wiem że jak będę wytrwała to wreszcie doczekam się spadku i to dużego... U Ciebie będzie tak samo, zobaczysz.... Nie możesz tylko się poddawać. Wiem że weekendy to trudne dni, sama mam z nimi problem... Ale wczoraj byłam na imprezie i jadłam tylko sałatki i piłam wodę. Co prawda sałatki były z majonezem, ale zawsze lepsze to niż jakieś chipsy czy kanapki... Dzisiaj będę ćwiczyć by spalić to co wczoraj nadprogramowo zjadłam Nie było tego co prawda dużo, ale zawsze jednak...
Także trzymam kciuki i czekam niecierpliwie na Twój powrót... Udanej niedzieli...
-
Wracam. ja1980 bardzo dziekuje za wpis - to naprawde motywator! pomyslec sobie - jak nawale, to nie dosc, ze w tylek mi pojdzie , to jeszcze przed Toba bedzie mi wstyd.
weekend byl, jaki byl, ale dzis juz mam nowe sily (a w kazdym razie, probuje je w sobie wyzwolic) i biore sie do roboty. ostatnie 3 tygodnie chyba nie calkiem wziely w leb przez te ostatnie 2-3 dni, wiec warto zebrac sie w sobie i wkroczyc na droge "hey dude, I'm gonna be a Shape style girl"
tak wiec dzis na sniadanie:
jajecznica z dwoch jajek (na suchej patelni!), pomidor, salata, papryka, kawa z mlekiem
a do pracy zabralam tez samo zdrowie. napisze potem, jak juz zjem.
wieczorem step i cwiczenia z hantelkami. dobrze bedzie.
(i moze z czasem tez troche cieplej??? )
-
Cześć Oliveira!
No i dzisiaj ja się wściekam bo w pomiarach bez wyraźnych zmian... Najbardziej mnie wkurza to że nie dość że przestrzegam diety to jeszcze sporo ćwiczę... A mimo to waga się nie rusza, a centymetry spadają powoli i baaardzo wybiórczo (teraz np. tylko w pępku i biuście są zauważalne zmiany). Nie zamierzam się poddawać jednak mnie to wkurza niemiłosiernie! Jedyne czym sie pocieszam to fakt że jak się odchudzałam ponad rok temu to też mniej więcej na tym etapie 64 kg miałam zastój.... Tak jakby dla organizmu była to ciężka bariera do pokonania.... Hmm... Biorę się za robotę... Udanego dnia...
-
najgorsze jest wlasnie to, ze teraz wszystko stoi w miejscu. i ja mam pewne obawy, ze tak moze byc az do wiosny. wiec dobrze by bylo az do wiosny trzymac diete i cwiczyc nie zwazajac na rezultaty liczac na to, ze nagle chudniecie ruszy jak z kopyta. ja mam nadzieje nie miec wiecej zalamek jak w ten weekend. nie byl nawet taki mega skandaliczny, byl bardziej jak "zwykle, niedietetyczne jedzenie". pewnie gdybym wlasnie teraz sie trzymala, to bym schudla. no nic.
2. śniadanie:
2 chlebki zytnie wasa, tunczyk w sosie wlasnym, pol pomidora, pol grejfruta
-
no to podsumowanie dzisiejszego dnia:
4 chlebki wasa zytnie
2 chleby zytnie razowe (50 g) z zoltym serem
tunczyk w sosie wlasnym, pol pomidora, salata, papryka
2 jablka, 1 grejfrut
troche warzyw na patelnie, ryba
3 lyzki jogurtu wisniowego
2 kawy z mlekiem
nie jest dobrze. jeszcze. po kryzysie nie od razu sie wraca do diety w full wydaniu. nie tak latwo w kazdym razie. ale to do 18 było. dzis juz nic. a jeszcze bede cwiczyc. godzine minimum. a jutro walcze dalej.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki