Pozdrawiam serdecznie i pięknego weekendu zyczę
Wersja do druku
Pozdrawiam serdecznie i pięknego weekendu zyczę
Jak to dobrze, że już piątek. Przede mną kilka dni wolnych od pracy. Tzn teoretycznie, bo plany mam baaardzo bogate :) Ale nie o tym na początek.
Jakiś czas temu pisałam, że właściwie niby chudnę, ale nie czuję się szczuplejsza. Gdyby nie waga, która powoli acz uparcie pełznie w dół - nie zauważyłabym niczego (no chyba że waga spada, bo spada napięcie w bateriach ;) ) Aż do dziś.
Obładowana siatami dobrnęłam do domu - wrzuciłam wszystko na stół i wyszłam z futrzakami. W drzwiach klatki zderzyłam się z sąsiadką. Wymieniłyśmy parę standardowych formułek grzecznościowych, gdy nagle powiedziała "Ty schudłaś!". Zdziwienie (takie pozytywnie) w jej głosie mile połechtało moje ego :D Zaraz potem nastąpiły tradycyjne pytania "Ile? Jak ty to zrobiłaś?" Osiem kilo przeszło bez komentarza. Ale jak powiedziałam o rezygnacji z pieczywa, kasz, makaronów, ziemniaków i słodyczy - jej czarne oczka odpłynęły gdzieś w bok, a całe ciało jakoś tak skręciło się w bok i do tyłu - dając mi jednoznaczną odpowiedź o czym sąsiadeczka w tym momencie pomyślała "Bez słodyczy? To nie dla mnie" ;)
Mam drugie potwierdzenie, że jednak COŚ widać :)
Dłuuuugi weekend :D
Dzień pierwszy :)
Zrywająca się dzikim świtem Precious w półprzytomnym amoku pobudziła chyba cały dom miotając się między łazienką a pokojem. Zapomniałaby telefonu, zapmniała wizytówek, ale wyskoczyła z psami :) Więc błooogie lenistwo było mi dane do 10:30 :D kiedy to już futrzaki spragnione były odrobiny uwagi. Dobrze, że człowiek ma dwie ręce do jednoczesnego głaskania dwóch zazdrosnych o siebie łebków :) Wstałam. UUUUUUUUU .. plecki bolą :( Wczorajsze zakupy się kłaniają. Przydźwigałam za dużo, bo miałam w planach mały wyjazd nad jezioro :) a nie chciałam zostawić Precious z głodnymi psami i pustą lodówką. Z wyjazdu wszelako nici - wciąż kaszlę i kicham, a zapowiadają ochłodzenie. Na dokładkę to podróż pociągiem z dwoma przesiadkami, a wolny termin ze względu na zajęcia Precious to tylko niedziela-środa. Więc zanim bym dojechała musiałabym wracać. Koszt w sumie wysoki, bo same bilety prawie 300 zł w obie strony. A zresztą teraz co ja bym użyła - ani kąpieli w jeziorze, ani opalania, ani rybków, grzybków :( Ex zapędziłby mnie do ekspertyzy ogródka. No tak tak - wyjazd miał być nad jezioro do Ex, który wyniósł się tam z Wawy. Narobił już co prawda zakupów na wyżywienie plutonu wojska a nie jednej odchudzającej się baby i jest MOCNO rozczarowany. Ale w sumie w ostatniej chwili zwyciężył rozsądek. Pojadę latem i na dłużej. A poza tym najbardziej mnie fascynują puste kartony walające się po całym mieszkaniu ;)
Zatem zostaję w pieleszach domowych z ambitnym spisem zadań specjalnych.
Po pierwsze balkon - równiutko obs..ny przez moje ukochane wróbelki, karmione tam przez calutką zimę. Taki mały ptaszek a g.. ma takie duże .. :shock: Przy okazji wywalam co się da - plastikowe doniczki po kwiatkach różnych, patyki do wspierania tychże, stare wypalone słońcem spinacze, kawał płyty gipsowo-kartonowej (bo może się przyda), stary koszyk, pęknięte wiaderko na chwasty itp. Nabyłam już dwa worki ziemi i posadzę surfinie od Marcina :) Plus szorowanie balustrady i kafelków oraz balkonowej suszarki - może uda mi się doprowadzić balkon do stanu fotografowalności i tym samym kolekcja zdjęć do strony internetowej na temat sprzedawanego mieszkania powiększy się o kolejne fotki :)
Acha - waga wciąż w dół - dziś zeszłam poniżej 93 kg :) Oficjalna zmiana suwaczka jednak w niedzielę :)
No to zmykam :)
Pół balkonu sprzątnięte. Surfinie się nawadniają przed posadzeniem, ale to już jutro - umieram na ból plecków. Mam w połowie "pęknięty" więc leżę. Dobrze, że choć na kulki-patyki mogę się pogapić :(
cześć Mirielko!
po pierwsze na pewno widać, że schudłaś! przecież 8 kg piechotą nie chodzi... za niedługo posypią się komplementy;)
jak wyglądają surfinie? a może masz jakis pomysł co bym mogła sobie posadzić na parapecie. duże oswietlenie. okna w pokoju wychodzą mi na południowy-wschód.
a jak spisywanie książek? ile już naliczyłaś?
trzymaj się!
Mirielciu,
ambitne plany na weekend. Ale nie zapomnij też poodpoczywac i zrobić coś miłego dla siebie.
Spadku wagi szczerze gratuluję.
pozdrawiam
... bo dieta to pasmo wyrzeczeń pomyślała Hybris przy lekturze Twojego opisu spotkania z sąsiadka żując leniwie batonik Cini minis :lol: :lol: :lol:
Mir, gratuluję Ci serdecznie tego suwaczka w dół, właściwie już możesz myslec o radosnym rajdzie na bałwanka... ej, może chcesz mojego zaadoptować? Pilnie oddam w dobre ręce :lol:
Samozaparcia w sprzatanu balkonu też Ci gratuluje i poniekąd zazdroszczę - ja powinnam się wziąc za łazienkę, ale tak mi się nie chce, że nawet argument o paleniu kalorii na mnie nie działa. Uważaj tylko z tym balkonem, bo plecy plecami, ale jak się doziębisz, to całą majówkę spędzisz w wyrku. A Ty, kobieta czynu, chyba o tym nie marzysz :)
Postaram się dorwać Cię na gg - może piśnij, jak się objawisz? A tymczasem idę rozprostować zwłoki i kontempliwać nieznośną lekkość bytu ;)
Mirielko ale milo Ci napewno bylo ze ktos kto napewno nie wiedziela ze sie odchudzasz zauwazyl to :D
A sasiadka Twoja to jak moja mama jak mozna sie odchudzac i zyc bez slydyczy :roll:
Ona malo je na objad ale po objedzie rzuca sie na ciastka a pozniej narzeka ze ma duzy brzuszek :) Jak jej tlumacze zeby sie opanowala z tymi slodyczami to zmienia temat albo wychodzi z pokoju :roll:
[/img]
Leżę. Wiszę na wyciągu (czytaj: na krześle). Zwijam się uroczo i wyję sobie chwilami w dość niegramatyczny sposób. Coś mi przeskoczyło i klops. Przy pewnych ruchach szpila bólu - znajoma niestety. Zemsta dźwiganych siat mnie dopadła - WIEDZIAŁAM, że za dużo kupiłam, bo mi nogi drętwiały jak szłam a raczej pełzłam do domu. A nie dalej jak w środę w czasie wizyty u neurologa zyskałam pewność, że nie jest dobrze - brak odruchów w nogach. Dostałam skierowanie do szpitala na badanie stopnia uszkodzenia rdzenia. Kolejka 8-miesięczna, więc skierowanie zdąży się przeterminować, do tego dołoży się koniec roku i tym samym koniec limitów w szpitalach. Znam to od 3 lat. Mam zapasik leków przeciwzapalno-przeciwbólowych, więc przetrwam do otwarcia przychodni po długim weekendzie. Jak mi nie przejdzie do czwartku - idę na ostry dyżur. Zawieszam działanie pamiętnika do odwołania. Tzn coś może tam skrobnę od czasu do czasu, ale przecież nie mogę wiecznie narzekać. A nic pozytywnego się nie dzieje. Widać taką mam teraz mniej radosną fazę. Przeczekam. No chyba, że drań krążek wskoczy na miejsce.
CMOK :!: Nie dajcie się .. :) Nie opuszczać się, bo wrócę i skórę przetrzepię :twisted:
Mirielciu,
trzymaj sie kochana i uważaj na siebie.
naszej kochanej służby zdrowi komentowac nie będę. Mam tylko nadzieję, że tym razem będzie inaczej niz zwykle to bywa. I mono trzymam kciuki żeby tak było.
ściskam mocno i dużo zdrowia i siły życzę