Witam serdecznie!
Na pewno domyslacie sie dlaczego TU jestem...hihihi...no wlasnie
W chudych, studenckich latach bez regularnego odzywiania, bez slodyczy z duza iloscia ruchu wazylam 56-57 kg. Te czasy minely bezpowrotnie a nastaly nowe, z siedzacym trybem zycia, ruch ogranicza sie do dreptania miedzy lozeczkiem potomka a kuchnia, a na barkach przybylo obowiazkow i kilogramow. O ile z obowiazkami umiem sobie swietnie radzic tak, z tym drugim juz nie bardzo.
W dziewiatym miesiacu ciazy wzylam rowne 100 kg (matko!). Myslalam, ze spadnie samo, jakze sie mylilam, bo chociaz waga spadla 12kg, po porodzie, reszta trzymala sie calkiem niezle. Po okolo roku moja desperacja siegnela zenitu, a podsycali ja ludzie ktorzy na powitanie wolali "ale przytylas", zamiast zachwycac sie moim dzielem, ktore spalo smacznie w wozku.
I zaczelam na wiosne 2004 roku, z waga 88 kg, snuc marzenia, ze kiedys wcisne sie w rozmiar 40 i nikt juz nie krzyknie, tego znienawidzonego przeze mnie sloganu (tak to zwie) "ale przytylas"...i tak na marzeniach sie skonczylo, a rozmiar 46 pasowal na mnie jak ulal.
Wakacje 2004 to juz byl szczyt koszmaru, o ile istnieje takie zjawisko jak szczyt koszmaru? Wszedzie gdzie sie nie pojawilam bylam najgrubsza. W sklepie, na plazy, na dyskotece, w lodziarni (nie powinnam tam wchodzic), w kosciele, w piaskownicy i ogolnie w calej mojej miejscowosci. Zalamka, gorycz, rozpacz i ucieczka w jedzenia. Z 88 kg szybko zrobilo sie 95 kg, a bylo to tuz przed Bozym Narodzeniem 2004. Swieta zostawily po sobie 3 kilogramowe wspomnienia a maz zaczal miec koszmary z gruba zona w roli glownej.
Rok 2005 zaczal sie od mocnych postanowien i przygotowania psychicznego (jakze waznego) w podjeciu decyzji (jakze waznej) o zgubieniu zbednego balastu. Zaczely mnie bolec plecy i glowa a serce, hmmm...jakby to ujac..., raz bilo a raz przestawalo.
No i zaczelo sie na dobre!
Owoce, warzywa, chrupkie pieczywo z wygladu przypominajace steropian, zero slodyczy, woda, woda, woda i po miesiacu 7 kg mniej. Uczcilam to nalezycia w McDonald's (zglupialam!).
Jestem w punkcie wyjscia. 88 kg i teraz juz mam sile do nastepnej bitwy, szczegolnie, ze jestem na maxa najedzona, pelna optymizmu i wiary w siebie. Robie dwa tygodnie przerwy, slodycze wracaja ale, nie w tak duzych ilosciach. Dobre szybko sie konczy i glod znowu zaczyna dokuczac. Szukam rozpaczliwie diety. Znajduje kopenhaska (nie zbyt zdrowa i nie polecam) ale, ryzyko sie oplaci.
Wszystko idzie dobrze ale, jestem rozdrazniona i senna. Po tygodniu spada 3,5 kg, nastepnie jeszcze 2 . Jestem z siebie dumna. Rozmiar 46 nadal dobry co przycmiewa troche moje szczescie. Robie dwa tygodnie przerwy ale, slodycze nie pojawiaja sie w menu. Pojawia sie wiecej warzyw i owoce z puszki. Tym (i nie tylko, oczywiscie) zajadam sie przez ok. 1 mies. Gubie nastepny kilogram.
Maj 2005, waga 81,5. Wakacje zblizaja sie wielkimi krokami a ja utkwilam. Werbuje kolezanke i obiecuje, ze sie uda bo we dwoje razniej. Jem lekkie sniadanie, niskokaloryczny obiad, nie jem kolacji, lub jak musze, tylko owoce. Koniec czerwa, moja waga 79 kg. Moj maz przestaje miec koszmary. Ubrania rozmiar 44 leza jak, na mnie szyte. Juz nie jestem najgrubsza na plazy, jeszcze nie najchudsza...
Pazdziernik 2005. Bez zmian. Nie jestem na diecie od wiosny. Waga stoi, zycie toczy sie wolniej, zaczynam panikowac. Jem frytki, slodycze i obsesyjnie zaczynam sie wazyc. Znowu zima, znowu Swieta za pasem a ja znowu szukam diety. Przepraszam sie z kopenhaska, wytrzymuje tydzien, waga 77. Rozmiar 42 udaje sie wcisnac na tylek, kupuje te spodnie. W Swieta wszyscy mowia, ze schudlam a ja oddaje sie rozkoszy jedzenia bigosu, pierogow i ciast.
06.01.2006-moja waga 78,800 (szok!), spodnie 42 za male...
Restart od Nowego roku. Bez tluszczu, slodyczy. Tylko warzywa, owoce, grilowane mieso, oliwa z oliwek do salaty, woda, czerwona herbata, jogurty naturalne i cwiczenia. Robie brzuszki (8min ABS, i stepper), balsamy redukujace cellulit, masaze.
Dzisiaj jest 16.02.2006, waze 74 kg. Mieszcze sie w spodnie rozmiar 40, mam duzy tylek ale, plaski brzuch. Wazkie ramiona, nie mam drugiej brody. Dostaje od meza kwiaty a kolezanka ktora zwerbowalam do diety jest pelna zazdrosci.
Od dzisiaj zaczynam z Wami! Moja waga docelowa 65-66 kg. Przy mojej budowie to wystarczy. Mam nadzieje, ze bedziecie mnie wpierac a ja Was!
dziekuje, ze wytrwalyscie do konca mojego posta. Naprawde mi ulzylo. Cos czuje, ze z Wami sie uda!
Zakładki