-
jakos tak byle jak przez te swieta niby duzo nie jadlam i staralam sie pilnowac, ale limity i tak przekroczone (chociaz staralam sie jak najmniej). troche cwiczylam, ale tylko rano: brzuszki i joga. popoludniami spacerki (od 1do 2,5 godziny ). moze nie bedzie tak zle, ale zwaze sie dopiero jutro, tak na wszelki wypadek. nie powiem, bo troche sie boje...juz jestem tak blisko i nie chcialabym tego wszystkiego zaprzepascic...
dlatego wlasnie teraz zabieram sie za cwiczenia. planuje tak okolo 2 godzin: jakis aerobik, 8minutowki i hula hoop. mam nadzieje ze dam rade, bo to taka rekompensata wczorajszego i przedwczorajszego jedzonka (chociaz mowie, staralam sie nie objadac).
naprawde boje sie jutro stanac na wage no ale zobacze...jutro napisze jak bylo...oby nie tak najgorzej...
-
no i stalo sie. moze i dobrze, ze nie zmienilam tickera, bo teraz byloby ciezko z powrotem go przesunac w gore. i pomyslec, ze 2 tygodnie temu wazylam 53,4 kg...brakowalo juz tak niewiele, a dzis znow 54,3 ale zupelnie nie wiem dlaczego. najpierw zaxczelo mi troszeczke przybywac, ale wahanie 0,2 kg uznalam za normalne. przed swietami bylo juz 54 a dzis 54,3
zupelnie nie wiem dlaczego, bo do swiat sie pilnowalam i wszytsko bylo zgodnie z dietka, a i w swieta nie bylo obzarstwa (mimo, ze limity troche przekroczone). poza tym ruszalam sie: rano brzuszki i joga a po poludniu spacery. nie wiem dlaczego tak sie stalo. moze to zmiana jedzenia: z hoilenderskiegoi na polskie (ale raczej watpie, bo to holenderskie jest bardziej tuczace). a moze dodawanie 100 kcal na tydzien to za duzo. bo ja wlasciwie zaczelam juz z diety wychodzic powoli.
co o tym sadzicie. teraz jestem na 1600 i chyba zatrzymam sie tu na dluzej (moze nawet na 4 tygodnie) i sprobuje unormowac sprawe i dojsc do tych 53 kg. tak bardzo bym chciala. ale zobaczymy. jak juz raz napisalam nic na sile.
-
bardzo dlugo mnie nie bylo...ale tu tez widzed nikogo nie bylo
bylam w Polsce i wcale to mojej diecie na dobre nie wyszlo...niestety...slodycze tak mnie nie kusily jak chleb i inne pieczywko...ale niewazne...wroce do tego, co zaczelam...
teraz waze 55,5 kg a naprawde chce dojsc do tych 53. i uda mi sie. musi sie udac. kontynuuje na diecie 1500 kcal. bardzo duzo sie ruszam i nizej nie bede schodzic poza tym, jak wspominalam duzo ruchu. codzienny jogging. w Polsce postanowilam biegac - ja, ktora nigdy nie mogla bo ja kolka przysercu lapala (albo w tych okolicach), ja ktora nie mogla biegac, bo wiecznie miala katar a wiadomo, ze przy oddychaniu przez usta szybciej sie czlowiek meczy (oj, duzo szybciej). no wiec biegam od okolo miesiaca. zaczynalam od takiego marszobiegu 1 min biegania i 2 minuty marszu (i pomyslec ze na poczatku ledwo dawalam rade a w sumie bylo to przez 18-21 minut). a teraz biegne 30 minut i jest ok (i dluzej juz bym pewnie dala rade ale przy moich problemach z oddychaniem stopniowo zwiekszam wysilek). w ogole z tym bieganiem to smiesznie jest, bo nie dosc, ze sie przelamalam, to nawet zaczelo mi sie podobac
to tyle na razie. poza tym krece hula hoop i troche cwiczen wzmacniajacych roznych robie. a teraz skoro juz jestem w holandii to jeszcze 2 razy w tygodniu na basen.
to tyle na razie. odezwe sie i napisze jak bylo
-
Widzę, że dużo sportu - i bardzo dobrze Ja narzie biegać nie mogę, bo ciągle albo zimno albo pada Ale kiedyś ta pogoda MUSI się poprawić i znów będę biegać A do 53 tak niewiele Ci zostało, zleci raz-dwa, ja też właściwie mam półtora kilo do zruzcenia jeszcze (bo chyba zejdę do 55), więc damy radę
-
hej, fajnie, ze wrocilas
ja nadal walcze, teraz, w czasie sesji jestem na tysiaku, bo niskoweglowodanowa jest zbyt rygorystyczna, a musze sie uczyc ...
znow jestes w Holandii??
ja jade do Polski juz za miesiac i nie moge sie juz doczekac
masz tylko 2,5kg ''do zrzucenia''... - pikus, co to dla ciebie
ja niestety stoje troche w miejscu ...
-
Faktycznie 2,5, bo ja patrzałam na tickeraka Ale widzisz, tego kilograma ja nawet nie widzę, więc jakby go już niebyło, to zniknie bardzo szybko
-
dzieki dziewczyny, ze jestescie mam nadzieje ze mi sie uda. a tego tickera to musze zmienic, niestety, ale tak jakos ciezko...
wczoraj zjadlam ok. 1488 kcal, czyli bardzo dobrze (mimo, ze w tym byla czekoladka )
poza tym sporo ruchu...bieganie (30 min), gimnastyka (25 min), hula hoop (15 min) i do tego prawie 2 godziny spaceru... rzeczywiscie sporo tego bylo...dlatego mam nadzieje, ze efekty tez sie pojawia...mimo tej czekolady
-
eh, biedronka, mi tez ciezko zmieniac tickera... waga nie pokazuje juz 56 a 56,5... a po sniadaniu 57 ..
ale nic - walcze, mam nadzieje, ze za tydzien nie bedzie trzeba juz niczego przesuwac, no chyba ze w prawo
ja juz od poniedzialku mowie, ze chce reaktywowac bieganie, a wychodzi mi srednio ..
poniedzialek i wtorek lalo, a dzis... szkoda mowic, pogoda piekna, ale nie nastawilam budzika ..
ale jutro to juz napewno
-
tickera zmienilam...ciezko bylo, ale chce byc wobec siebie uczciwa...
dzis bylo prawie wzorowo...parwie, bo limit (1500) przekroczony, ale niewiele (ok. 1575), ale martwi mnie to, ze nie bylo to zaplanowane...po prostu naszlo mnie i "musialam" cos zjesc...padlo na czekolade...na szczescie skonczylo sie na 90 kcal
a sportowo, to wrecz idealnie
rano jogging (30 minut) + rozgrzewka i "wyciszenie" jakies 10
potem hula hoop 25 min i cwiczenia wzmacniejace 15 min
po poludniu nie moglam sie zmobilizowac do pracy, wiec poszlam na zakupy - spacer ok. 1h20
a na wieczor prawie 1,5 h aerobiku (dziewczyny sie zorganizowaly na kampusie i kilkanascie osob cwiczy sobie z filmikami na sali gimnastycznej...jest super )
takze nawet przestalam miec wyrzuty sumienia z powodu tej czekolady, bo wyszlo mi, ze tylko na tym moim wysilku (w sumie) spalilam 1500 kcal. a przeciez dochodza "czynnosci zyciowe organizmu" i zwykle codzienne zycie (jak ot wchodzenie po schodach kilkanascie razy dziennie )
ale jestem tak padnieta po tym aerobiku, ze ide spac bo juz padam. do jutra dziewczyny
-
wczoraj nie było najgorzej jeśli chodzi o diete, ale znow pojawily sie nieprzewidziane kalorie. moze ja mam za duzo ruchu i dlatego organizm domaga sie wiecej...w sumie wyliczylam, że dziennie spalam ok. 2500 kcal. to moze 1500 to za malo, zeby jesc? co o tym sadzicie, bo ja juz nie wiem sama. niby mowi sie, ze wystarczy zejsc 500 ponizej zapotrzebowania zeby chudnac...czyli ja mialabym jesc 2000 kcal i chudnac ? jakos nie wierzez...ale moze...
no wiec wczoraj bylo ok. 1724 kcal... ale na pewno spalilam wiecej, bo z rana pokrecilam hula hoop (15 minut), po poludniu poszlam na spacer w zwawym tempie (1,5 h) a wieczorem znow ten morderczy aerobik - 1,5 h
czyli spalic na pewno spalilam wiecej niz zjadlam...to dlaczego waga pokazala dzis wiecej niz wczoraj martwie sie tym, ze nie moge schudnac do konca...bardzo bym chciala...
nic to, biore sie w garsc. musze dac rade. wracam do pisania raportu a za godzinke znow ide na aero jak wroce to powiem jak bylo dzis (wcale nie za idealnie bo wlasnie podgryzam krakersy ale postaram sie je spalic na aerobiku...z dwojga zlego lepiej teraz niz po )
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki