Agape,
ja też się cieszę, że już w sumie po świętach. I mimo podłego humoru jak na razię pięknie się trzymam. :roll:
Mam nadzieję, że u Ciebie dziś podobnie.
jak zakupy się udały, same dietetyczne?
Wersja do druku
Agape,
ja też się cieszę, że już w sumie po świętach. I mimo podłego humoru jak na razię pięknie się trzymam. :roll:
Mam nadzieję, że u Ciebie dziś podobnie.
jak zakupy się udały, same dietetyczne?
Połowa tygodnia za nami a więc należałoby zrobic jakiś mały bilansik. Generalnie kalorii nie licze, ale wiem, że w tysiączku się mieszczę (z zesłorocznego doświadczenia). Wiecie coś wam ciekawego napiszę, nie zależy mi tak bardzo na tym odchudzaniu i wydaje mi się, że dzięki temu łatwiej mi ta dietka przychodzi, mniej mnie kusi, bo w mózgu mam zakodowane, że raczej nie zmuszam się do jakiejś drakońskiej diety. Słodycze tez mnie nie "pociągają" (bo pewnie zrobiłam sobie zapas w święta hahaha). Generalnie jest dobrze. Troszkę się tylko martwię, bo generalnie jem to samo co w zeszłym roku i w tym moim jedzeniu nie jest za dużo wartości odzywczych i boje się, że znów przestawi się mój zegar biologiczny. Dla niewtajemniczonych napisze co i kiedy jem, a więc:
:arrow: po przebudzeniu 250 gram jogurtu - jakieś 240 kcal
:arrow: kawa bez cukru i z mlekiem
:arrow: ewentualnie jakiś owoc w międzyczasie
:arrow: o 14-stej 100 gram płatków kukurydzianych ok. 280 kcal
:arrow: o 16-stej jogurt 250 gram + owoc
:arrow: o 18-stej kefir 1,5 % ok 200 kcal + owoc
:arrow: czasami miedzy posiłakami zjem jakieś warzywko np. marchew
:arrow: w ciągu dnia wypijam 1,5 litra wody niegazowanej cytrynowej
:arrow: po powrocie do domu ok. 22-giem zjem sobie jakiś owoc lub coś "lekkiego"
:arrow: no i do pracy jeżdżę rowerkiem, czyli w obie strony jakieś 30 minut
To jest moje całe jedzenie. Wiem, że ubogie, ale jakoś tak weszło mi to juz w krew... :(
Agape,
niby tak optymistycznie, ale co to za smutek na końcu?
Ide za Twoją radą i mam zamiar cieszyć się dietą?
Odżywiamy się zdrowo i koniec kropka.
Są na świecie inne przyjemności niż cukierki/batony/cistka i inne takie. Można się w inny sposób porozpieszczać. No i nie ma tłumaczenia że to kosztuje, bo słodycze też kosztuja.
Zrób codziennie (albo ew. co dwa dni) coś dla siebie i ciesz się tym
pozdrawiam
http://imagecache2.allposters.com/im...RI/Z214008.jpg
Wczoraj wieczorem to była poprostu makabra !!! Co się ze mna działo, to jest niesamowite. Nie, nie, wcale nie zaprzestałam mojej diety. Zaczęło sie to już w pracy. Strasznie zaczęło kręcic mi się w głowi i chwilami czułam sie jakbym była pijana :wink: Jak przyszłam do domu, to zjadała sobie jeszcze galaretke drobiową, bo tak strasznie burczało mi w brzuchu i do tego byłam słaba, że tylko mogłam się iśc spac. Straszne uczucie :!: :!: :!: Pewnie za mało cukru w organiźmie. Dziś juz jest dobrze. Zjadałam jogurt i zaraz idę sobie zrobic kawkę. Całe szczęście, że mam to już za sobą. A dietka przebiega wzorowo :!:
Agape,
to na 100% był brak cukru. Podziwiam siłę i wolę walki, dobrz że się nie poddałaś. Od cukru trzeba wziąć sobie odwyk. Trochę to trwa, lae da się.
Kiedyś przez 2 tygodnie nie jadłam słodyczy w ramach odchudzania. Po dwóch tygodniach, jak zjadłam parę ciastek, to zwymiotowałam. Czyli już byłam odwyknięta, a teraz znowu się nauczyłą. Ale walczę.
trzymam kciuki i mam nadzieję, że będzie coraz łatwiej :D
Hello My Dear!!!
Wczoraj przytrafiło sie coś wstrętnego. Oczywiście chodzi o jedzenie. W pracy było wzorowo. O 8:00 jogurt, o 11: 100 gram płatków kukurydzianych a potem gdzies tak o 15:00 dwa jabłka. Wiem, że bardzo ubogo, ale jakoś wczoraj nie miałam ochoty jeśc. A że później pojechaliśmy do siostry teściów i się zaczęło. najpierw kawa, to pod przymusem musiałam zjeśc jedną kostkę ptasiego mleczka. No i nadszedł czas kolacji i był bigos. Chciałam się jakoś zręcznie z kolacji wywinąc. Ale to mi jeszcze na gorsze wyszło. Teściu siosty naładował mi talerz bigosu, jedną parówke i dwa kawałki jasnego pieczywa. Musiałam to zjeśc, bo w mojej głowie się uroiło, że będzie bardzo niegrzecznie jeżeli nie zjem tego, tym bardziej, że on mi to przyniósł pod sam nos. Bigos zjadłam, ale parówki tylko pół. Ale co się ze mną później działo... :? :? :? Byłam nadęta jak balon :!: Czułam się okropnie... To wszystko przez tą kapustę, która jadłam na w sumie pustyy żoładek. Dziś na szczęście jest oki i nie chcę nawet wspominac dnia wczorajszego.
tylko sie nie podłamuj tym :) Nie traktuj tego jako porażki, a jako motywację :) Następnym razem zjedz tylko jedną kromkę pieczywa, a jak juz nalegają bardzo (czasami nie ma mocnych) to sama nałóż sobie małą porcję :) Zawsze można się jakos wykrecać :) To, że duży lunch albo nawet problemy z zołądkiem, ale chyba najlprościej jest powiedzieć, że jesteśmy na diecie. Poprosić o wyrozumiałość i poprostu skosztować tych potraw, do spróbowania których szczególnie zachęcają :)
A kiszona kapusta nie jest taka zła :) Osoby na diecie powinny ją polubić bo dobrze działa na układ pokarmowy, syci na długo i jest :D pyszna ;p
Pozdrawiam Cie cieplutko :)
agape- a jak dzisiejszy dzień mija :?:
mi juz teraz czasami głupio tłumaczyć ze jestem na diecie, więc na ogół mówię właśnie, ze dopiero co zjadłam i absolutnie juz nic nie zmieszczę :wink: co do spadku cukru to ja dzisiaj tak miałam, przez woją głupotę,m tyle, że mi nie było słabo, może trochę ale trzęsłam się cała, ale zaraz przeszło :wink: pozdrawiam :P
Agape,
w gruncie rzeczy to nie masz się czym martwić, bo dzielna byłaś.
A rewelacje po kapuście... no cóż take coś potrafi odstraszyć od tłustego i ciężkiego jedzenia.
Mam nadzieję, że dziś grzeczniutko sobie dietujesz i lepiej się czujesz :D
25.04.2006
Jestem padnięta po pracy, ale coś tu jeszcze napisze. Więc tak, po bigosowej przygodzie czuję sie już lepiej. W niedzielę było ok i jakies tam wnioski wyciągnęłam (chociaż nie traktuję tego jako wpadkę, bo nie zjadałam tego bigosu pod wpływem impulsu ). Dietkuje wzorowo, aż chyba za bardzo. Jak liczę, to chyba nawet 1000 kcal nie przekracza, o co jestem zła na siebie. Ale jakoś ostatnio jestem tak zabiegana, że czasu nie mam jeśc. No i w efekcie, jak dziś włożyłam spodnie to w w pasie poprostu "kupa" luzu. Nie chcę tak szybko chudnąc z wiadomych względów. Ale nie powiem, żebym się lepiej nie czuła, mimo, że chyba jako takich efektów wizualnych jeszcze nie ma (do czasu). Ale jestem pozytywnie nastawona i to jest chlernie miłe uczucie.