no rayane, bo ja lece tematami po kolei i jak do jakiego znanego wątku dochodzę to piszę. teraz wlaśnie doszlam do siebie

tak w sumie to ktos powinien mi porządnie w tyłek dać. za bezmyślnosć, głupotę i nie wiem co jeszcze.

rano (12.00 ) nie zjadłam nic, bo nic mi sie nie podobalo w lodówce. to, co ja jem wsyztsko po tygodniu choroby bylo zapleśniałe. oczywiście nikt w domu się nie schańbił sałatą czy papryką. no to postanowiłąm szurnać sie do sklepu. ale zanim sie szurnęłam to akwka z mleczkiem, kąpiel, ukladanie włosów itp. troszkę czasu zeszlo. o 14.00 wyszlamz domu, po drodze zjadłam jedno jabłko kupione w warzyewniaku po drodze. już za to należy mi się w tyłek

wróciłam o 16.00, zanim zdążyłam zrobić sobie obiad - ryż z warzywami na patelnię, byla 17.00

18.00 - dwie ktomki chleba żytniego z serkiem, rzodkiewką i papryką.

a potem napad na slodkie!!

19.00 snickers cruncher

19.30 pieguski duo czok, mój ulubiony baton.

w samych slodyczach, nawieczór wpakowalam w siebie jakieś 350-400 kcal, w ciagu dnia norma kaloryczna i tak niewyrobiona i kompletna głodówka rano. BEZ_NA_DZIEJ_NIE!!


do tego od jutro w tyrce siedzę po 13 godzin, cały dzień. wiec tak:

1. albo nie zjem w ogóle cieplego posiłku w ciagu dnia
2. albo zjem jakaś zupke z kubka,
3. albozaopatrze sie w pobliskiej fast foodowni w coś ciepłego

punkt trzeci odpada w przedbiegach. teraz trza sie zastanowic, czy lepiej nie zjeść nic ciepłęgo czy napakowac się ciepłym E? inne jedzonko już mam naszykowane, reklamówa żarcia a i tak raczej nie daje to 1200 kcal (około tego chcę zjadać). poza tym nie wiem czy starczy mi czasu by to wsyztsko zjeść.