Ok, głupie to może. Nigdy nie blogowałam, na forumach wszelkiej maści udzielałam się sporadycznie, a teraz - proszę bardzo - piszę pamiętnik, odchudzania w dodatku.
Ostatni pamiętnik przestałam pisać dawno, dawno temu, gdzieś w okolicach szkoły podstawowej. Także mogę wiele nie pamiętać, co do formy. Nic to. Może coś o mnie teraz.
Mój kochany pamiętniczku, pewnie nie wiesz, bo jesteś nowy, a i ja jestem tu nowa, ale wywodzę się z pokolenia, którego rodzice uważali, że zdrowe dziecko, to dziecko pulchne i rumiane. Nigdy nie grzeszyłam smukła linią nóg ani powabną sylwetką, nawet w dzieciństwie. W okresie późnej podstawówki przeżyłam pierwszy wstrząs, kiedy okazało się, że spódnice mojej mamy, które nosiła po urodzeniu mojego młodszego o trzy lata brata, po delikatnym przeszyciu guzika w stronę najmniej odpowiednią, pasują na mnie jak ulał. Drugi raz zdruzgotana zostałam w klasie maturalnej, gdy okazało się, że ważę najwięcej z całej klasy, chociaż wydawało się, że najgrubsza nie jestem.
Studia, ech... Piękne lata. Raz się chudło, raz się tyło, ale nie było najgorzej. Kiedyś udało mi się nawet schudnąć do 58 kg przy moich 170 cm, ale to nie był najlepszy czas.
Potem wyszłam za mąż. Zaszłam w ciążę. Przytyłam ponad 20 kg. "W końcu - przekonywałam samą siebie i otoczenie - to niesamowity, inny czas. Mam prawo mieć zachcianki i jeść ile wlezie". Z moich zgrabnych obliczeń wynikało, że tak naprawdę przytyłam niewiele, bo przecież "dziecko może ważyć nawet do 4,5 kg, wody płodowe też ważą, a poza tym urosły mi piersi i z pewnością ta przyszła laktacja też swoje waży".
Wobec powyższego można powiedzieć, że córka zrobiła mi numer stulecia, rodząc się z wagą 2340 g. No i zostałam z tymi naddatkami.
Próbowałam różnych diet - była i kopenhadzka (dwukrotnie), było ogarniczanie jedzenia (niestety zwykle tylko do zachodu słońca, potem rzucałam się na lodówkę i dietę diabli brali), ostatnio skatowałam się Cambridgem (i tu były najlepsze efekty wagowo).
Po ostatniej diecie (Cambridge) stwierdziłam, że teraz przez pół roku chciałabym być szczęśliwa i jeść to, na co mam ochotę. I byłam, mój pamiętniczku, byłam. Moje szczęście waży z 10 kilo
I przez przypadek zupełny trafiłam tu. Bo zaczęłam dietę. I zaczęłam biegać na mojej bieżni eliptycznej, zwanej także orbitekiem, czy jakoś tak. Ale zanim zaczęłam, musiałam kupić sobie buty. A tak w ogóle to mnie moje dziecię na swój sposób zmobilizowało.
Ale o tym, mój drogi pamiętniczku, opowiem ci w kolejnym poście, bo teraz jest już późno, a ja wstaję o 6, żeby biegać. Oczywiście, jeśli będziesz chciał nadal słuchać.
Dobranoc.
Zakładki