-
odcinek 1
pewnego dnia pani S., pilnując swego małego dziecka, zobaczyła w telewizji reklamę. to była jedna z pierwszych reklam emitowanych w Polsce. reklama batona Bounty. kokosy spadające z drzewa, jakaś młoda dziewczyna, która spijała seksownie sok z wnętrza kokosa.. słowem, obrzydlistwo z podtekstami i w dodatku ohydna próba wpływania na ludzkie decyzje - tak pomyślała pani S. a co pomyślał mały bobas, który wpatrywał się w ekran, podobnie jak jego mama? pomyślał: gugugagegugagabountygagagegegu.. i tak oto, w młodym umyśle Sadka, bo nim jest właśnie ten bobas (czego co bystrzejsi czytelnicy nie mogli nie zauważyć), zakotwiczyło się pierwsze słowo, którego nie rozumiał, w żadnym wypadku. nasz bohater nie jest przecież genialnym dzieckiem, jest zwykłym polskim urwisem, który stanie się zwykłym polskim huliganem, a później zwykłym polskim znudzonym życiem panem w średnim wieku. więc, wracając do naszego początku, Sadek nie rozumiał słowa 'bounty'. nie musiał, on to czuł, czuł, że to słowo w jakiś mistyczny sposób zwiąże się z jego całym życiem. i nie pomylił się. jego mama, pani S., która przed chwilą krytykowała komercyjny twór zachodu, jakim jest reklama telewizyjna, widząc radość na twarzy dziecka wpatrzonego w baton (czego Sadek nie mógł być jeszcze świadomy), pobiegła czym prędzej do Pewexu (taki dawny odpowiednik supermarketu Auchan) i kupiła za cenne dolary baton reklamowany w jednej z dwóch istniejących wtedy stacji telewizyjnych.
pani S. nie mogła wiedzieć, jakie skutki będzie miała jej decyzja. Sadek, choć przeciętnej budowy mózgu, szybko zorientował się, że entuzjazm, jaki wywołują u niego kolorowe obrazki w tv powoduje, że dostaje coś dobrego. wykorzystywał to przez długie lata. a kiedy nie dostawał tego, co chce, jak przystało na prawdziwego faceta, obrażał się i odwracał na drugi bok lub po porstu brał siłą to, co chciał.. a nie, przepraszam, na to jeszcze jest za mały.. ale w zasadzie coś w tym stylu, czego skutkiem było to, że dostawał to, czego zapragnął. oczywiście można się domyślić, jakie były efekty. mały rósł jak na drożdżach. niestety bardziej wszerz niż wzdłuż, czym cieszyła się rodzina wychowana w stereotypach, że im grubszy tym bogatszy i im grubszy tym zdrowszy.. początkowo w zasadzie Sadkowi było wszystko jedno, podobnie, jak jego rówieśnikom, byli wszyscy jeszcze dość małomówni, w końcu trudno jest rozmawiać ze smoczkiem w ustach. Sadek nawet czuł się lepszy od kolegów, których mógł z łatwością przygnieść do podłogi przedszkola. jego koledzy z bliska mogli wtedy obserwować życie karaluchów i pluskiew- najlepszych przyjaciół przedszkolaka i nie tylko. dzieciństwo mijało więc dość wolno i statycznie (zwłaszcza z uwagi na wagę Sadka), ale po pewnym czasie coś się zmieniło..
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki