no i zaczęłam jestem z siebie dumna bo odnoszę wrażenie, że to dłużej potrwa...i że tym razem odniosę sukces...
no więc generalnie to odchudzam się zgodnie z książką Ursuli Summ "nowa dieta rozdzielna", jestem na tygodniu mocy, pierwszy dzień nienajgorszy:
owoce, zupopodobne danie, jajecznica, maslanka...zupopodobne danie bylo okropne, wlasciwie to jak sie jest głodnym to nie takie złe, ale jakieś jałowe :/ nie dodałam soli i pewnie dlatego ale bez soli też chcę nauczyć się żyć chyba nawet łatwiej jak mam dokładnie napisane co jesc niz gdybym miala sama wymyslac bo wtedy zwykle oszukuję ;p
po południu był 2godzinny spacer ledwo żyję a właściwie to ledwo żyć będę jutro z zakwasami ;p ale jutro też spacer i jak się uda to pilatesa dołączę...mam dosyć ciągłej depresji i komentarzy innych za plecami, teraz jak mi ciężko (choć na razie łatwo) to myślę sobie: co jest dla mnie wazniejsze: chwila słodyczy i potem poczucie winy czy szczupła normalna sylwetka i wszystkie te plusy z nią związane? eeh ale muszę jeszcze popracować nad poczuciem własnej wartości bo z tym gorzej niż marnie...
jutro załącze strażnika wagi, bo choć mam dane spisane to one są sprzed 2 tygodni ;p
co mnie nie zabije to mnie wzmocni!