-
Siedzę właśnie zła, bo głodna. Nie wiem co mną powodowało, gdy dzisiaj do pracy brałam jedynie zielony groszek. Przecież nawet indeks glikemiczny ma dość wysoki. Chyba bardzo nie chciało mi się robić kanapek. No i mam za swoje. Na groszek już patrzeć nie mogę, wypiłam 3 kawy, więc zostaje tylko woda.
Żeby się odprężyć zajrzałam na chwilę do koleżanki z innego działu. A u niej na biurku talerz z ogromnym ciastem z truskawkami i galaretką. Ale jestem głodna na konkrety, więc zignorowałam je z godnością
W domu będę dopiero za 2,5 godz. Boję się, że rzucę się na jedzenie. Na szczęście codzienne zapisywanie tego, co jadłam poprzedniego dnia, bardzo mnie motywuje. Pewnie dla czytających to śmiertelna nuda, ale pisząco - chudnącym taka spowiedź bardzo pomaga!
Hihi, poza tym właśnie uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy jestem porządnie głodna na Montignacu (czyli po raz pierwszy od dwóch miesięcy prawie). Naprawdę ta dietka bardzo mi odpowiada!!!
Wszyscy głodujący w imię sylwetki! Jestem teraz z wami!
-
Neszta wytrzymasz A co do zapisywania jedzenia to masz rację, działa jakoś tak motywująco. Dla mnie dzisiejszy dzień był zdecydowanie lepszy od wczorajszego, głowa juz nie boli Poza tym faktycznie nie chodze glodna i przestałam liczyc te nieszczęsne kalorie. Ja mam w domu książkę: Jak jeść aby schudnąć na razie pożyczona, ale przymierzam się do kupienia.
Hmm zaintrygowaąłś mnie.... co to jest ratatouille i jak to się robi??
POzdrawiam
-
Rugatek, cieszę się, że zdrówko i humor ci dopisuje! Oby tak dalej!
Na mnie już samo liczenie kalorii i ograniczanie jedzenia działa deprymująco. Z takim nastawieniem naprawdę trudno schudnąć i później nie przytyć.
La ratatouille to taka mieszanka warzyw na ciepło. Najśmieszniejsze jest to, że nazwa oznacza też jedzenie dla biednych! Rzeczywiście, składniki do najdroższych nie należą, a jaki efekt!
Proporcje dla 4 osób (a jeśli mają być tylko dla ciebie, to i tak warto ugotować więcej, odgrzewane jest równie dobre, albo resztę można zamrozić).
- 2 ząbki czosnku
1 bakłażan
2 cukinie
1 łyżeczka ziół prowansalskich
5 łyżeczek oliwy
1 cebula
1 czerwona papryka
pieprz, sół do smaku
3 pomidory
Pokrój w kostkę paprykę, cebulę, obranego bakłażana i cukinie. Wrzuć to wszystko na rozgrzaną oliwę (przyda się duży garnek). Dodaj pokrojony czosnek, pieprz, sól i zioła prowansalskie. Niech się gotuje na małym ogniu i pod przykryciem przez 20 min. Od czasu do czasu zamieszaj. Następnie dodaj pokrojone pomidory i gotuj jeszcze przez 10-15 min., tym razem bez przykrycia, żeby wyparował nadmiar wody.
Ratatouille możesz jeść samą lub użyć jako dodatek, np. do spaghetti - wczoraj wypróbowałam!
Miłego pichcenia!
-
Nie wiem jak jest u was, ale ja siedzę w samym centrum letniej burzy. Ciemno, głośno od deszczu i grzmotów. Jak tak dalej pójdzie, to znowu zaleje sieć i skończy się buszowanie w internecie.
Taaak, znowu po week-endzie. Nie będę tu wyliczała co jadłam przez ostatnie dwa dni, bo strasznie mi wstyd. Taka się czułam zmotywowana, ale tylko do piątkowego wieczoru. W sobotę pojechaliśmy na grila i apetyt na świeżym powietrzu za bardzo zaczął mi dopisywać I wcale nie na konkrety, ale na słodycze właśnie. W niedzielę poszłam za ciosem i skończyło się na czekoladzie (ale gorzkiej, żeby zachować chociaż pozory montignaca ).
Widziałam się na zdjęciach z sobotniego grilla - i oczywiście to co zobaczyłam nie za bardzo zgadzało się z moimi wyobrażeniami. Zamiast brzuszka - oponka, i ogólnie dużo jeszcze tego tłuszczyska A mnie, hehe, wydawało się, że jak straciłam kilka kilo, to od razu poprawiła mi się sylwetka. Może i poprawiła, ale to oznacza tylko jedno - że wcześniej wyglądałam jeszcze gorzej
Chyba zacznę łykać ogromne ilości chromu, bo trudno mi zapanować nad podjadaniem słodyczy. Na szczęście nie przytyłam przez ten week-end, ale też nie schudłam. A naprawdę nie chcę przez całe życie ważyć powyżej 70 kg
-
Witam cieplutko!
Wczoraj łyknęłam chrom, ale dzisiaj już oczywiście zapomniałam! Gdzie ja mam głowę? Ale to jeszcze nic - ostatnio robiłam dżemik z suszonych śliwek, które powinny gotować się tylko 2 min. Nie wiem ile się gotowały, przyszłam do kuchni zwabiona dziwnym hałasem. A to były śliwki wesolutko podskakujące w garnku! Indeks glikemiczny chyba im się podwoił od tego gotowania! Dobrze, że tylko na tym się skończyło. No i gdzie ja mam głowę?
Dla miłośników kotów napiszę tylko, że dwa tygodnie temu podgrzewałam mleko dla naszego nowego nabytku - kocurka Bazylego. Oj, nie napił się tego mleczka... Po kuchni trzeba było poruszać się na pamięć, chatę wietrzyliśmy tydzień, a garnek tylko cud uratował...
Dzisiaj danie premierowe (z Szybko i szczupło) zapiekanka z mięsa mielonego z indyka, z bakłażanem, pomidorami, cebulą i czosnkiem, przykryta kołderką z jogurtu z żółtkiem i z żółtego sera. Shimmer robiła podobną i pisała, że pięknie pachnie! Smakuje pewnie też!
Dobrze, że to już koniec miesiąca. W sumie w czerwcu zgubiłam tylko kilogram, dziwię się nawet, że nie przytyłam. Za dużo wyjątków, za mało montiego... Chociaż próbowałam trochę oszukiwać i jeśli jadłam coś zakazanego, to zawsze po niskoglikemicznym posiłku. Ale przy takich metodach to chyba nie za szybko schudnę Za to lipiec... Lepiej nie zapeszać, tylko wziąć się w karby!
Życzę wszystkim chudego lipca!
-
Witam lipcowo!
Nie powiem, żeby rezultat zapierał dech w piersiach, ale jestem o 20 dkg lżejsza (hihi, dobre i to). Wiem czemu to zawdzięczam - wczoraj zjadłam wczesną kolację, po czym w godzinach późnowieczornych wybraliśmy się na Maltę. Ponieważ nie pamiętałam dokładnie gdzie jakie przedstawionko miało być, a Malty nie da się obejść w 5 minut, więc trochę pospacerowaliśmy. W czasie samego spektaklu też straciłam trochę kalorii na ogrzanie własnego ciała, no i wilgotnej trawy, na której siedziałam . No i proszę, mamy nowy aspekt sztuki - sztuka odchudza!
Natomiast smak wczorajszej zapiekanki przeszedł moje oczekiwania, chociaż bakłażan - z racji niebytu na sklepowych półkach - został zastąpiony ogórkiem i papryką. Danie pochłonęliśmy wyjątkowo szybko i z obietnicą, że teraz będziemy robić wariacje na temat co najmniej raz na tydzień. Za to dzisiejszy obiad pozostaje jedną wielką niewiadomą. Godzina O nadciąga, a u mnie zero pomysłów... Jak wy to robicie, że z góry macie ustalone menu na dany dzień? I jeszcze macie ochotę, żeby do tego wszystkiego wyliczyć kalorie Wyrazy najgłębszego podziwu!
-
Z wczorajszej opresji wyratował mnie mąż, który na me mgliste pytanie co dziś będzie na obiad, bez wahania odpowiedział: mam ochotę na spaghetti. Ponieważ trafił nas oboje wirus włoskiego żarcia, problem został rozwiązany w trybie natychmiastowym. Jako że mąż wziął kuchnię w swe władanie, mnie w udziale przypadła przyjemność wyjścia z psem. Skierowałam opacznie swe kroki do lasku, bo zaczęło kapać odrobinkę. W pewnym momencie musiałam się z lasu ewakuować, bo liście już nie wystarczały jako ochrona przed ulewą, no i drzew trochę za dużo, a pioruny latały w powietrzu.
Ale zboczyłam zupełnie z tematyki kulinarnej. Wspmnę tylko, że pół makreli przeznaczonej pierwotnie na sos zginęło w pyszczku naszego żarłocznego kocurka Bazylego. I kto go dokarmiał? Mąż przeciwny idei dokarmiania zwierząt "ludzką karmą" Czyżby za bardzo solidaryzował się z płcią męską? Bo jamnik jest jamnikową.
Ostatnio cieszyłam się nieopatrzenie ze straconych 20 dkg. Przedwczesna to była radość... Mama skusiła mnie wczoraj na pół grześka i pół chałwy. Dziś rano od razu odezwał się we mnie głód cukru i po drodze do trzech sklepików zaglądałam (bo sezon urlopowy), żeby kupić drożdżówki. Pozostawiam to bez komentarza i idę się zamartwiać.
A szczęśliwcom, którzy wygrywają batalie ze słodyczami życzę udanego week-endu!
* Na niebiesko pozwalam sobie zaznaczać fragmenty przeznaczone tylko dla miłośników kotów
-
Hihi, małe sprostowanko - chodziło mi oczywiście o opatrzne skierowanie się do lasu - od opatrzności.
Pozdrawiam!
-
Witam! Jak po week-endzie?
Ja odczułam ulgę, że wreszcie skończył się festiwal teatralny i nie trzeba już będzie nigdzie ciemną nocą biegać (tym bardziej, że trzeba potem o świcie wstawać do pracy). Pozwolę sobie tylko wspomnieć, że w nocy z pt na sb odbyłam daleką podróż do teatru żywcem przeniesionego z Azji. Półtorej godziny Szekspira po koreańsku to jest to! Ale było bardzo zabawnie, bo dane nam było oglądać "Sen nocy letniej" zamiast ponurych sztuk tegoż autora. Gdyby ktoś miał okazję na coś takiego pójść, to naprawdę polecam!
Wracając do Montignaca: u nas zapanowało iście zapiekankowe szaleństwo! W ciągu ostatnich trzech dni zrobiliśmy trzy zapiekanki (są to wariacje na temat, więc w pkt. 1 i 2 podane zostały nazwy autorskie
1) zapiekanka wykwintna: duży kabaczek podsmażony z pikantną papryczką, czosnkiem i pomidorami, filety z kurczaka pokrojone w kostkę i usmażone na oliwie. Wszystko zapakowane do naczynia żaroodpornego, polane jogurtem z żółtkiem i posypane żółtym serem. W piekarniku 200 stop. około 20 min.
2) zapiekanka konkretna: ogórek, papryka, seler naciowy, pomidory duszone do względnej miękkości, w tym samym czasie smażone na patelni kolejno cebula, pieczarki, mielone z indyka. Z przypraw tylko sól, pieprz czarny i ziołowy. Całość spotyka się w jednym naczyniu i (z dodatkiem jogurtu i sera, patrz punkt wyżej) też idzie do piekarnika. Na 20 - 30 min.
3) karp po bałkańsku (u nas w domu za karpia robił mintaj): trzeba ułożyć na dnie naczynia żaroodpornego rybę podsmażoną w niewielkiej ilości oliwy, po czym obłożyć ją kolorową kompozycją z pokrojonych pomidorów, czerwonej papryki, ogórka, cebuli, czosnku, natki pietruszki, skropić cytryną. Do piekarnika wstawić na ok. 40 min. Temperaturę początkową (200 stop.) najlepiej zmniejszyć po pewnym czasie, żeby warzywa się nie przypaliły.
Ostatnio tak zdrowo się odżywiamy, że aż zaczynam sama siebie podziwiać
-
Taaaak, ten moment musiał przyjść - odważyłam się OBMIERZYĆ WZDŁUŻ I WSZERZ Wzdłuż żadnych zmian (a szkoda, bo tu mogłoby przybyć kilka centymetrów), za to wszerz - debiut w tych okolicach centymetra. Aż strach pomyśleć ile było zanim straciłam te 7 kg... Za miesiąc następne mierzenie.
biust 111
talia 96
biodra 114
udo 69,5
kolano 43
Centymetr nie kłamie, chyba lepiej się mierzyć niż oglądać w lustrze.
Przerażona nadmiarem trzycyfrowych wyników wczoraj zmusiłam się do brzuszków i kilku ćwiczeń na nogi z callaneticsu. Może wyznaczę sobie codzienne ćwiczenia chociaż przez wakacje, a potem zobaczę. Strasznie nie lubię ćwiczyć, co widać zresztą
A dziś uczta dla somy - wizyta u kosmetyczki! Żeby osłodzić sobie katusze oczyszczania twarzy będzie full serwis, czyli m.in. odprężający masaż. To lubię... Szkoda, że odchudzanie nie jest takie przyjemne...
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki