Nu. To wróciłam sobie spuszczając główkę pięknie w pokorze, bojąc się spojrzeć na wagę, coby nie zeskoczyć z niej jak oparzona. Nie powiem, żeby takie ciągłe chudnięcie, tycie, chudnięcie, tycie było superextrahuraoptymistycznym faktem. Może tym razem do końca raz na zawsze. A co.! Czemu ma się nie udać? No luuuuuuuuuudzie w końcu jestem super, nie?
Założenia mniej więcej takie...
Na razie kalorii skrupulatnie liczyć nie będę. Wiem co mniej więcej ile ma, wiec po prostu chcę jeśc rozsądnie i w miarę zdrowo.
Z powodu nadmiernej ilości zajęć w domu ćwiczyć chyba nie da rady, ale jako żem tancerka 2x w tyg. treningi.
No i ważę się co tydzień...
Za wagę wyjściową weźmy 61 kg. bo coś koło tego jest.
No i w ogóle zadbam w końcu o siebie bo tak jakoś ostatnio się zapuściłam troszeczku.
Zakładki