Ok, kończę dzisiejszy dzień na niechlubnych 2250 kcal. Nie wejdę już do kuchni choćby się waliło i paliło, zostaje woda i herbatka. A najlepiej to by było gdybym wyłączyła komputer, wykąpała się w wannie pełnej piany za radą corsic a potem czytała w łóżku książkę Chmielewskiej.
A rano już obudziła się z bananem na twarzy a przede wszystkim tylko z optymistyczną częścią moich myśli w głowie.
Da się tak, laseczki?
Bo jak ja zrobię zdjęcia porównawcze za dwa dni?! Póki co mój brzuch nadęty jak w piątym miesiącu ciąży.. :shock: :shock: :shock: Lepsza taka motywacja niż żadna...
Jutro grzecznie, lajtowo, bez chlebka (bo zjadłam przez te dwa dni tyle co zjadam przez miesiąc).
Ja wiem. Zrobię plan menu na jutro! Siedzę w domu więc łatwo mi będzie dotrzymać godzin jedzenia.
W piątek dobry początek ;) ;) :lol: :lol: :lol:
:arrow: 9:00 - jogurt naturalny z płatkami owsianymi i siemieniem lnianym (ok. 200 kcal)
:arrow: 12:00 - sałatka: marchew, pomarańcza, cykoria + dressing z soku z cytryny, łyżeczki miodu i orzechów włoskich (ok. 270 kcal)
:arrow: 15:00 - pieczona pierś z kurczaka, żurawina, pół paczki warzyw na patelnię (ok. 350 kcal)
:arrow: 19:00 - serek wiejski lekki, rzodkiewka, szczypiorek (ok. 150 kcal)
Innego jedzenia jutro nie uznaję. Jakoś trzeba sobie ze sobą w końcu poradzić, a nuż ta metoda zadziała. Jestem naprawdę dobrej myśli :) :) :)
No i nie ma przebacz, ruszam tyłek na orbitreka! Nie ma że się nie chce.
PS. XanaSea właśnie w trakcie pisania tego posta zobaczyłam ostatnią wiadomość od Ciebie - masz bardzo dużo racji! Muszę przemyśleć to, co piszesz o charytatywnych akcjach, bo mi się tak marzy, żeby się poczuć potrzebna. Może to brzmi śmiesznie, ale właśnie siedząc w domu i nic nie robiąc (mimo że mam co robić tylko palcem nie tykam i odkładam na jutro, na pojutrze, na za rok) tylko się w tym wszystkim pogrążam..
Andie to już traci powoli do mnie cierpliwość a mimo to sam mnie przeprosił za wczoraj chociaż to ja chyba powinnam jego :roll: :oops: On też nie miał łatwo, znalazł się w obcym kraju z dnia na dzień, musiał iść do szkoły nie znając wcale języka i mimo to udało mu się wiele osiągnąć - no właśnie, trzeba tylko chcieć..
Mi to czasem brakuje takiego "nie mam innego wyjścia", jakiegoś deadline'a, przymusu. Na tym polega dorosłe życie - na byciu odpowiedzialnym za to co się robi a ja się chyba tego nie nauczyłam jeszcze.. :roll: