Witam Wszystkich
Jetem na tym forum już od jakiegoś czasu. Niektóre z Pań znają moją histroię z wątku o kopenahskiej. Ponieważ aktualnie przeżywam mały kryzys dietowy obserwująs niektóre z Was postanowiłam założyć własny wątek.... może to mnie jakoś zmobilizuje aby powrócić do samodyscypliny sprzed miesiąca...
W każdym razie moja historia przedstawia się mniej więcej następująco:
Mam 19 lat. Problemy z nadwagą zaczełam mieć po leczeniu alergii, czyli mniej więcej do 12 roku życia. Podejść do zrzucenia wagi miałam wiele. Większość nieudolnych, wytrzymywałam miesiąc i traciłam silną wolę.
Tym razem postanowiłam powiedzieć sobie DOŚĆ. Wraz z rozpoczęciem studiów chciałam rozpocząć nowe życie. Startowałam z wagą 91kg i rozmiarem 44/46 w październiku 2006. Pierwszym krokiem w kierunku osiągnięcia wymarzonej sylwetki było zapisanie się do fitness klubu gdzie ustalono mi program treningowy oraz dietę [tzw "mądre odchudzanie"]. Do końca roku 2006 udało mi się zrzucić 10 kg, intensywnie ćwicząc oraz stosując dietę 1500 kcal.
Po Nowym roku jednak zaobserwowałam u siebie zatrzymanie spadku wagi. Podobno normalna reakcja organizmu pojawiąjąca się u większości po 3-6 miesiącach odchudzania. Postanowiłąm wtedy dla przełamania efektu plateau zastosować dietę kopenhaską. Jednak nie był to zbyt mądry wybór zważając iż nie chciałam i nie mogłam zrezygnowac z trenigów, jak niektóre z was wiedzą (te które czytały mój wątek) zaczęło mi się robić słabo i po tygodniu przerwałam. Jednak przez ten tydzień straciłam 3kg [z czego 2 już zdążyło wrócić].
Aktualnie ważę 80 kg i rozmiar 40. Chciałabym zejść przynajmniej do 70kg. Dalej uczęszczam do fitness klubu i pilnuję diety. Zapytacie się w czym więc problem? Ano w tym iż nie ma we mnie już tego entuzjazmu który był na początku. Coraz częściej zdarzają mi się wpadki i napady łakomstwa :/ Boję się że zupełnie stracę motywację i powrócenie do dawnej wagi będzie tylko kwestią czasu... Być może to tylko stan chwilowy związany z pewnymi sytuacjami w życiu prywatnym i ogólną apatią i zniechęceniem...
Dlatego włąśnie jestem tu i zakłądam ten wątek. patrząc na to ilu z was się udało i ile z was nadal walczy nie mogę się poddać. poza tym poddanie się oznaczałoby iż cały wysiłek i wyrzeczenia minionych 4 miesięcy były niczym... Pomijając fakt iż nigdy już nie chcę wyglądac ani czuć się tak jak wyglądałam :> Wiadomo- najtrudniejsze w odchudaniu jest utrzymać osiągniętą wagę.
A jak Wy radzicie sobie w chwilach totalnego zniechęcenia?
Zakładki