Dzięki dziewczyny waga się przestraszyła morderczych zamiarów i zjechała do 74,1.
Z masażyku nici, ale mam obiecana podwójna dawkę za tydzień. Jeśli chodzi o dietę to byłam grzeczna, niespodziewane dziękczynne naleśniki trochę popsuły plan, ale w sumie wyszło 1600kcal. Kolejnym zamachem na sadło będzie dzisiaj sesja z płytą ćwiczeniową. Kończę śniadanie, uruchamiam odtwarzacz... i napiszę potem czy przeżyłam.