Tematyką przyrody w literaturze zajmuje sie prof Władysław Dynak, możesz poszukać jakichś jego książek, to na pewno będą dobre opracowania
Tematyką przyrody w literaturze zajmuje sie prof Władysław Dynak, możesz poszukać jakichś jego książek, to na pewno będą dobre opracowania
Mag1988 ha! to sie nazywa sztuka dedukcji , jam Ci jest Senshi , ale to byl tylko blogowe pseudo.
Ja też wole pisać na forum własnie dlatego ze tu taka bardziej zdrowa atmosfera i mam większą motywację do zdrowego odchudzania. Będe trzymała kciuki :*
Jak mam żyć, gdy Ty masz być,
Hen, w Niebiosach...
2 lata...najdługo mamuś:*
Madziu, kochana, nie rozczulajmy się. Nie udało się? Trudno, dziś też jest dzień i dzis będzie lepiej trzymam mocno kciuki, pamiętaj o tym
źle mi:/ chciałam ze wstydu nic nie pisac bo dopiero zaczełam naobiecywałam i jak zawsze dałam plamy ale bulimia jest taka straszna, podstępna... dopóki jestem w szkole lub tak jak dziś w pracy jest oki-nie myślę nawet o żarciu ale ostatnia lekcja i dopadają mnie złe myśli o napadach. Teraz jest szczególnie ciężko- wracam do pustego domu bo mama ma druga zmianę a brat i ojciec są w pracy do 18-20stej. A samotność to największy sprzymierzeniec bulimii
tak więc niczego już nie obiecuję i nadal staram się o mój pierwszy udany dzień, który mam nadzieję przerwie ten ciąg porażek.
A tutaj moje przemyślenia i przynudzania:
Co dzień sobie myślę, że nawet jak się objem to zwymiotuję i przynajmniej nie przytyję i ten właśnie "ratunek" w postaci zwracania popycha mnie do żarcia ale bardzo często nie mogę lub nie potrafię sprowokować wymiotów. np dziś po prostu nie dałam rady a potem już mi to zobojętniało i tylko siedziałam i żarłam coś co chwila...
Żarcie sprawia mi przyjemność i przez chwilę czuję się tak "faaajnie" ale to co sie potem dzieje w mojej głowie jest tak straszne, że powinno mnie odstraszać od kolejnych napadów tylko dlaczego tak się nie dzieje! To mi tylko uświadamia jak mocno w tym siedzę i jakie to podstępne choróbsko bo dla chwili przyjemności jestem gotowa potem długo, długo cierpieć.
Kiedyś mi psycholożka powiedziała, że za dużo na siebie biorę problemów-mam ojca alkoholika, którego już nie raz miałam ochotę zabić-ale i wspaniałą mamę i od dziecka brałam część jej zmartwień na siebie, szybciej dorosłam. I znalazłam w jedzeniu takie chwilowe pocieszenie od moich domowych smutków i stresów ale teraz jest lepiej-ojciec pracuje i choć i tak czasem wypije to jest zupełnie inna atmosfera w domu-o niebo lepsza a ja nadal "pocieszam" się nie wiem po czym...
Szukam innego 'środka" na ten stres
Nawet mam na to pomysł:
Po powrocie ze szkoły szykuję sobie jakiś zdrowy obiadek, nakładam elegancko na talerzyk, pałaszuję i siadam może na komputerek a potem jak już żarełko się ułoży i najdą mnie myśli na wcinanie bo zawsze czuję psychiczny niedosyt-zacznę sobie ćwiczyć, fikac nogami, może troszkę biegać. Jak tylko przyślą mi aktywację allegro zamawiam rowerek stacjonarny-to już postanowione!
MUSZĘ, MUSZĘ walczyć bo zawsze choćby było bardzo źle mam nadzieję, że mi się uda i jeśli nawet nie wyeliminować to znacznie ograniczyć moje "spotkania z bulimią"!
Alem się rozpisała-wybaczcie mi za te moje przydługie przemyślenia ale czasem tak mam...muszę jeszcze troszkę "Chłopów" doczytać więc uciekam!-wpadnę do Was jutro obiecuję!
Jak mam żyć, gdy Ty masz być,
Hen, w Niebiosach...
2 lata...najdługo mamuś:*
dopóki jestem w szkole lub tak jak dziś w pracy jest oki-nie myślę nawet o żarciu ale ostatnia lekcja i dopadają mnie złe myśli o napadach. Teraz jest szczególnie ciężko- wracam do pustego domu bo mama ma druga zmianę a brat i ojciec są w pracy do 18-20stej. A samotność to największy sprzymierzeniec bulimii
też się trochę boję że jak wróce na uczelnie to schemat dnia będzie taki ze pierwszy posiłek będzie dopiero po 16-17 ale za to bedzie to posiłek który mi sie skonczy dopiero o 21, dlatego chyba postawię na jedzenie śniadanek i moze nawet coś będe brała do szkoły. Powiem Ci że ja te śniadania to juz od dobrego miesiaca jjem regularnie i na wieczór jakos bardziej potrafię nad sobą zapanować. Może to jednak prawda że to sniadanie jest takie wazne
tak więc niczego już nie obiecuję i nadal staram się o mój pierwszy udany dzień, który mam nadzieję przerwie ten ciąg porażek.
Musis się mocno skupić i dążyć za wszelką cenę aby przerwac ten przeklęty krąg. Ja się troche wycfanilam bo poszlam na tą pielgrzymkę i nie musialam zbytnio skupiac się na diecie bo wiedziałam ze raczej nie przytyje a i nie wymiotowałam przez ten czas. Najważniejsze to chociaz ten jeden dzien przerwy. Z resztą z tego co pamietam to i mialas 2 tygodniowe okresy "czystości" także wiesz o co chodzi. Będe trzymala kciuki!
Co do przemyśleń ... bardzo dobrze Cię rozumiem. Czasami w tych najgorszych dokłach, kiedy juz nie miałam siły wymiotować to tylko jadłam a potem siedziałam w pokoju i tępo patrzylam się w ścianę. Szłam spać... wogóle ... totalna depresja. nie miałam ochoty zeby ktokolwiek na mnie patrzył. Jak musiałam gdzies wyjsć do sklepu czy coś to dosłownie męka! Szczególnie ze jak zapewne wiesz od wymiotowania się tyje więc przytylam, po domu chodzilam w luźnych ciuchach a jak musialam gdzies wyjść no to normalne ubrania byly juz troche ciasnawe co jeszcze bardziej mnei dołowało
Nie jesteś sama w swoich przeżyciach. Trzymaj się :* Mam nadzieję że wszystko się ułoży. Dasz radę! Ja sama jeszcze czuje że nie jest wszystko tak na 100% ok, ale nie poddam się napewno i wierzę że i Ty będziesz walczyła.
Mocno trzymam kciuki.
Buziaczki :*
Mag, bardzo dobrze Cię rozumiem. Doskonale rozumiem Twoje odczucia, mam czesto podobne. I właśnie ta samotnosć, ona tez sprawiała, ze siedziałam i jadłam, bo nikt mnie nie mógł podejrzec, a ja czułam się szczęśliwa tylko i wyłącznie jedząc. Byłam taka wściakła, że nic innego nie sprawia mi radości, że tylko o tym potrafie myśleć. i też często tak mam, że jakis czas jest dobrze, a potem sie rzucam....
Póki co sama nie umiem z tym walczyć, ale wierzę, ze się tego nauczę i Ty także
Zakładki