kurcze,napisałam długi post i mi go wcięło
napiszę raz jeszcze ,ale duuuuuuzo krócej :P
najpierw przepraszam,że mnie ie było,ale w święta i sylwestra nie było kiedy, w nowy rok też miałam gości, a ostatnie dni miałam również zajętę. ten weekend chyba też będę miała dość zabiegany, więc zajrzę i do Was i do siebie pewnie w niedzielę albo poniedziałek nawet... no a teraz jeszcze od przyszłego tygodnia zaczną się u mnie egzaminy,więc też z tym bywaniem na forum może być różnie
co do dietki,po wigilii i świętach najpierw przybyło kilosków,ale okazało się, że to zalegające jedzenie i waga wróciła do normy. Po sylwestrze i nowym roku też przybyło i spadało,a dzisiaj spadło do +kilogram więcej niż przed świętami. nie wiem czy spadłoby jeszcze czy już tak zostanie,ale jeśli nawet to zrzuci się kilogramem się nie martwię, ale gorzej z tym, że jednak ja naprawde nie umiem zachować umiaru jak jestem na diecie i liczę kalorie jest ok i nigdy nie wychodzę poza limit, ale jak sobie popuszczałam... mam nadzieje, że to moje głupie myślenie pojawiło się tylko w święta, i to takie jedzenie dla smaku, wręcz jakby na zapas, bo przecież potem wracam do diety... prawie jak moje kompulsy przed dietą i cała dawna historia mam nadzieje, ze jak wrócę do diety, zrzuce wszystko i będę już jeść na normalnym bilansie,a potem bez liczenia kalorii to jednak nie będzie takiego braku opanowania, bo nie bedzie mysli,że trzeba korzystac z okazji,bo potemwracam do diety... heh, no bo niestety, moje drugie imię to póki co "skrajność" , bo albo zbyt wzorowo trzymam sie diety i staje sie to moja obsesja, albo zbytnio sobie popuszczam,wpedzajac wrecz w jakies kompulsy... nie wiem jak,ale powoli musze nauczyc sie normlanie jesc... na szczescie jeszcze mam troche czasu, bo zostalo mi 5kg do zrzucenia + powiedzmy,ze ze 2 mi przybedzie,czyli jakieś 7 ... heh,zrzuci się :P a potem bede musiala bardzo ciezko pracować nad sobą,swoim sposobie myslenia, zachowaniem i wreszcie zachować umiar... bo jest lepiej niz kiedyś,ale jeszcze nie tak,jak być powinno...
a mowię ,ze ze 2 kilo mi przybędzie, bo oczywiście na świątecznym popuszczaniu sobie się nie skończyło... dzien po nowym roku było mniej,bo jakies 1300kcal, wczoraj już ładny tysiak, ale dzisiaj znów sobie darowałam dietkę, bo mam zacząć już razem z mamą-od poniedziałku. Tyle tylko, że jutro i pojutrze nie będę liczyć jeszcze kalorii i nawet pozwolę sobie na kaloryczniejszy obiad czy śniadanie,ale nie na słodycze i nie na taką przesadę jak dziś bo dziś nie liczyłam kalorii i przede wszystkim przesadziłam... a w dodatku,chyba przez to,ze jadłam w tak grzeszny sposob pierwszy raz tak bez święta znow pojawiły się wyrzuty sumienia...czemu trudno się dziwić, bo dzisiejsze jedzenie na pewno nie było ładne, normalne i rozsądne... tak,wstyd mi! ... hah,ale koniec z wyrzutami sumienia i koniec rowniez ze skrajnosciami :] a jutrzejsze bezdietowe dni wykorzystam na nauke normalnego jedzenia a potem ruszam z kopyta z dietką i pod koniec nie będzie już skrajności, nie może być!
choć przyznam,ze myslałam, iż więcej się zmieniło,duzo więcej... a jednak gdzieś głęboko we mnie siedzą te dwa najgorsze me oblicza, które ciągle ciągną mnie raz zbyt mocno w jedną stronę,raz w drugą...
i dziękuję dziewczynki, że wpadaci do mnie, że jesteście. Mam nadzieję, że dzięki wam wyjdę na prostą i będziecie mnie pilnować, żebym nie przeginała... Od poniedziałku możecie mnie lać jak będę robić coś nie tak a zaczynam od poniedziałku, bo będę odchudzać się razem z mamą. Nie wiem czy na tej samej diecie,a raczej na pewno nie, bo ja nie jadam mięsa ale razem może będzie łatwiej ona już kilka razy w tamtym roku zaczynała i przerywała dietę,ale teraz sama stwierdziła, ze wreszcie musi się zabrać za siebie porządnie, więc liczę na to, że tym razem naprawde zacznie i będzie trwać na diecie kiedyś już przecież jej się raz udało (też z moją pomocą )
Alessaaa, witam zwłaszcza Ciebie, bo dawno Cię nie widziałam widzę, że masz podobny problem co ja... heh... ale jednak spójrz na swoje położenie nieco optymistyczniej. ja spadłam jeszcze głębiej, bo już po długim wychodzeniu na prostą jestem dopiero tu gdzie Ty na początku ale powoli sie otrząsam i ,mam nadzieję, dojdę do ostatecznego celu tak jak i Ty nie jest łatwo, bo niestety, choć możemy sobie wmawiać, że tak nie jest to nasze dawne błędy są gdzieś tam głęboko w nas zakorzenione i lubią czasami dać o sobie znać... trzeba ciągle z tym walczyć, starać się inaczej myśleć i słuchać rozsądku, mimo że te wewnętrzne krzyki próbują go zagłuszyć... jednak chyba wszystko da się zmienić? Myślę, że z dużą dawką optymizmu i wiary we własne możliwości nawet nie chyba,a na pewno!
iOj, będzie dobrze, musi być i ta optymistyczną myślą zakończę, moją znowu długą notkę,ale i tak krótszą niż ta pierwotna
Zakładki