Korzystając z wolnej chwili napiszę cosik o moich zmaganiach z tuszą... Generalnie od 10ciu lat moja waga waha się od 65 do75 kg. Potrafię mieć bardzo duże skoki wagi w ciągu roku - na wiosnę albo jesień chudłam bardzo szybko, bezproblemowo - po prostu traciłam apetyt i zainteresowanie jedzeniem, po to, by po kilku miesiącach nadrobić kilogramy z nawiązką...

Raz udało mi się wprowadzić świadomie zdrowy tryb odżywiania - kilka lat temu schudłam w ten sposób 10kg. Potem miałam dużo stresów, bo odeszłam od ojca mojej córeczki i kolejne parę kilogramów poleciało na łeb na szyję... Czułam się wtedy wręcz za chuda...

Zaczęłam pracować i wtedy znów zaczęło się tycie - poranki bez śniadań, brak czasu na obiady, ciągły pośpiech... Miałam za dużo obowiązków na głowie - córkę, sprawy sądowe, studia, kurs prawa jazdy, przeprowadzkę - i tak w ciągu kilku miesięcy znów dobiłam do 75kg. Ja problemy zwykle zajadam, więc kiedy wpadłam w kolejnego dołka, to zamiast obiecanej sobie samej zmiany trybu życia, doszły mi kolejne dwa kilosy... Mimo że lekarz zwracał mi uwagę, że to idzie w złym kierunku, mimo mojego złego samopoczucia i zbyt ciasnych ciuchów...

Teraz postaram się jeść naprawdę zdrowo... Żadne 1000kcal, żadne głodówki czy kilkugodzinne treningi. Mój organizm musi powoli przyzwyczajać się do nowego trybu życia, dość go wyniszczałam głodzeniem się, obżeraniem...

Teraz czas na delikatne zmiany, mam zamiar:
1. przez dwa następne tygodnie stosować dietę antysłodyczową - jak na razie jest jak dla mnie i sycąca, i smaczna
2. nie jeść po godzinie 18 - jeśli już to przy wyjątkowych okazjach
3. więcej ruchu - co najmniej trzy razy w tygodniu półgodzinny spacer/jazda rowerem/basen

Szału nie ma, ale myślę, że nie ma sensu planować zbyt wiele i na zbyt długo...

Nie mam zamiaru:
1. głodzić się, nawet w celach oczyszczających, bo mi to nie służy
2. brać jakichkolwiek środków przeczyszczających
3. ćwiczyć na siłę

Ha, łagodna dla siebie jestem, no nie :P :P :P :P :P :P