po cichutku, bo nie wiem ile uda mi się wytrwać.
Szczerze mówiąc nie mam jakichś niesamowitych dietkowych planów, będzie co ma być, no ale trochę schudnąć muszę. Trochę przynajmniej na razie.
Kiedyś próbowałam się tu odchudzać, dawno temu to było i nic z tego nie wyszło. Podczas nieobecności był moment, że dobiłam do 85.7 kg. Teraz moja waga waha się w granicach 80-82kg. 82kg to taki standard jak pozwalam sobie na wszystko. Raz na jakiś czas stosuję 1dniowe głodówki zdrowotne ( nie to żebym liczyła, że od tego schudnę ).
Jeszcze gwoli wstępu: 24 lata , waga j/w, 167cm wzrostu. Ruszać się ruszam niewiele - studia i pisanie pracy inż. = duuuużo siedzenia, poza tym - wiadomo - leń.Raz w tygodniu trochę truchtam z bidulkowymi pieskami po lesie, w domu staram się zrobić chociaż te kilka brzuszków dziennie i to chwilowo na tyle.
Dziś jest mój 7 dzień na cambridge. Niestety nie mam planu mądrze z niej wychodzić (a raczej mam plan niemądrze z niej wychodzić) i proszę tu na mnie nie krzyczeć. Na ścisłej mam zamiar być w sumie 10dni, potem 4 dni: 2saszetki+posiłek i 4dni: 1saszetka+2 posiłki. A potem utęskniony WEEKEND 2weekendy bez ostrej imprezy, 2 tygodnie bez pysznego piwka to dla mnie naprawdę dużo- uwierzcie.
Doszłam też do wniosku, że ta krótka, bo krótka, ale dietka to doskonały moment do tego o czym myślę chyba już od pół roku: przejścia na (na razie) na dietę wykluczającą dania zawierające mięso wołowe, wieprzowe i drobiowe. Ryby na razie zostawię, choć gryzie mnie sumienie ( sumienie gryzie też jak pomyślę o jajkach i mleku z ferm wielkotowarowych, ale to jeszcze inny temat). I choć nie jest to kwestia spożywcza, tylko etyczna, to nie wiem jak mi to wyjdzie - nie będę ukrywać, że jestem (byłam?) absolutnym mięsożercą.
Zakładki