Hm, z jednej strony dobrze, bo nie mam stresu pt. skąd wziąć kasę na jedzenie i mieszkanie w trakcie wakacji ( w roku akademickim utrzymywałam się z pracy jako korepetytorka i lektor w szkole językowej). Ale z drugiej strony moja obrona coraz bardziej się ode mnie oddala (pobyt w Berlinie), nie mówiąc już o najprostszym w świecie odpoczynku.

Zakupy zrobione.
W markecie miałam kryzys, zrobiło mi sie słabo. To pewnie przez to, że żyję dziś o jajecznicy, dwóch kawach i jogurcie (chociaż ten ostatni mi nie podszedł). Kupiłam sobie wymarzoną bułeczkę, zjem ją z serem żółtym i ketchupem w formie zapiekanki. Tym sposobem ilość zjedzonych kcal wzrośnie do 770. Do tego może sałatka z pomidorów i ogórka... Heh, powiedzcie mi dziewczyny, po jaką cholerę ja kupiłam słoiczek marynowanych małży?! Co ja z tym zrobię? Da się to przerobić na jakąś lekką sałatkę?

Nie zamierzam dziś jeść do 1400, ale tak 1000-1100. Jutro zjem mega pizzę i wypiję 1-2 pszenne piwa, więc jakiś tam zapas muszę mieć.