-
dzień za dniem
z odchudzaniem jest jak z wychodzeniem z alkoholizmu - chyba, akurat z tym drugim nie miałam nigdy kłopotu. Jedyna różnica polega na tym, że alkohol można odstawić ostatecznie a jedzenia nie. Chociaż można, przecież zrezygnować na zawsze ze słodyczy, pieczywa, tłustego mięsa... Jak wiele osób na tym forum zaczynam po raz kolejny. Pierwszy raz byłam tutaj przed dekadą, później kilka razy wracałam. Tytuły są te same - "Moja walka", "Od dzisiaj zaczynam nowe życie", "Nowa ja" itd. nie naśmiewam się, jakiś tytuł trzeba wpisać. Za każdym razem zaczynam z wyższą wagą i bardzo siną motywacją. Zawsze jest jakiś bodziec - za pierwszym razem był społeczny. Zmagającej się wówczas z wagą koleżance zmarł ojciec i napisała na gg, że nie może jeść. Złapałam ją na wspólne odchudzanie - ja na na wadze wówczas zobaczyłam straszne 72 kilo. Dla niej po tragedii, to mogła być niezła odskocznia. Koleżanka (nie wiedziałam jej od lat - ostatnio przypadkiem na ślubie jej brata) bardzo ładna dziewczyna, świetnie schudła. Po jakimś czasie dołączyła do nas jeszcze jedna wspaniała dziewczyna i też świetnie jej szło. Schudłam 8 kilo - to był genialny wynik i jako, że nie tylko ja tak uważałam, to po chwili zaszłam w ciążę. Śliczny synek urodził się w styczniu, od razu wzięłam się za siebie, 3 godzinne spacery w kopnym śniegu (nie wiem jak to dziecko to przetrwało) dieta - no bo karmię - i nic - waga stoi jak zaklęta - wtedy chyba znowu miałam coś pod 70 kg. Do 66 doszłam po 2 latach i diecie przyspieszającej przemianę materii, wtedy znowu - ta dam - ciąża. Tym razem załapałam ponad 20 kilo - na wadze po raz pierwszy pojawiło się 80. Udało mi się zejść do 72, ale wówczas okazało się, że młodszy syn wymaga intensywnej rehabilitacji - zatem zrezygnowałam z pracy i przez rok woziłam go na terapię 30 km od domu. W ciągu tego roku dobiłam do 84 i nie mogę zejść. Czasem uda mi się 82, ale za chwilę dojadam do 86. Zawsze byłam gruba, ale dość silna, wytrzymała. całe życie uprawiałam jakieś sporty - narciarstwo, pływanie, wędrowałam po mieście i górach wielokilometrowe trasy - a teraz wejdę po schodach i wali mi serducho, poćwiczę z kinektem 10 minut i pot spływa po twarzy.
Nie wiem czy teraz się uda. Taki mam plan. Zmieniam pracę, dzieci podrosły (jeden 10 i pół, drugi 7 i pół), ja mam 37 lat i może to dobry moment aby jeszcze chwilę pożyć.
Zaczynam od codziennych ćwiczeń - od dwóch dni (po minim 200 kcl - ćwiczę z kinektem) i muszę wprowadzić jakąś dietę. Będę prowadzić również dzienniki, spalania i kalorii. Jak kupię sobie wagę to również wagi.
Mam nadzieję, że się uda.
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki