NO KOCHANIE TO TERAZ JUŻ TYLKO 100G :):):):):):):):) DO 8 MARCA TO 0,5 KG MOGŁOBY CI SPAŚĆ :):):):):):):) JA PRZEZ TE TABLETKI MAM 7 DO ZRZUCENIA :):):):):):) POZDRAWIAM SERDECZNIE :):):):):)
http://blog.tenbit.pl/i/blog/upload/...aroli/2413.jpg
Wersja do druku
NO KOCHANIE TO TERAZ JUŻ TYLKO 100G :):):):):):):):) DO 8 MARCA TO 0,5 KG MOGŁOBY CI SPAŚĆ :):):):):):):) JA PRZEZ TE TABLETKI MAM 7 DO ZRZUCENIA :):):):):):) POZDRAWIAM SERDECZNIE :):):):):)
http://blog.tenbit.pl/i/blog/upload/...aroli/2413.jpg
Witaj Justynko :D
7 kg? O rany! Ale co to dla Ciebie... Na pewno Ci się uda! Jestem o tym bardzo mocno przekonana. Trzymam kciuki! Wczoraj u mnie był dzień ciutkę imprezowy co poskutkowało 1848kcal (niepotrzebnie zjadłam jeszcze w nocy jogurt=z łakomstwa-dużą jogobellę light=dodatkowe niepotrzebne 300kcal :( A wcale nie byłam głodna :evil: ) Wypiłam też na imprezce 1 piwko grzane co dało 400kcal. Oprócz tego coś tam w domu jadłam i efekt jest jaki jest :( Najgorsze jest to że dzisiaj czeka mnie powtórka z rozrywki czyli kolejna impreza-o wiele większa niż wczoraj... Co prawda dzisiaj robię za kierowcę więc z alkoholu to uraczę się co najwyżej na samym początku imprezki jednym małym piwem bezalkoholowym... Ale pewnie będą jakieś sałatki, ciastka, orzeszki i inne temu podobne imprezowe przegryzki :( Ale się nie dam i postaram się 2000kcal nie przekroczyć. A 2000kcal to chyba wynik który jeszcze da się przeżyć.... Co do wagi to nie podejrzewam by do wtorku spadła poniżej 57 kg. W końcu ostatnio ciężko mi utrzymać dietę.... Wiecie, meta-mobilizacja znacznie spadła.... Gdybym miała cel 55 albo chociażby 56 to pewnie jeszcze bym dietowała ale jak cel 57 a na wadze 57,1 to jakoś tak ciężko się zmobilizować :D i utrzymać np 1000-1200 a nawet 1500 kcal.... Tu kosteczka gorzkiej czekolady, tu cappuccino, tam batonik musli czy gigantyczny jogurt.... Myślę sobie-o rany, przecież od tego nie przytyję a tyle czasu sobie odmawiałam... I bach w efekcie zjadam tyle ile wynosi moje zapotrzebowanie i nie chudnę nawet tych 100g :D Ale jutro się za siebie biorę! Dzisiaj zrobiłam gigantyczną michę surówki z kapusty i jutro będę ją wcinać razem z mięsem z indora, nie więcej niż 1000kcal. W poniedziałek powtórka. Tak abym w przyszłym tygodniu wreszcie ujrzała 57,0. Co prawda wiele mi to nie da bo pieniążków na wygrany zakład i tak nie mamy ale przynajmniej zapewnię sobie zwycięstwo.... Teraz uciekam! Do zobaczenia po imprezie! buziaki i udanego weekendu życzę wszystkim!!!
Yenny no 2000 kal.to przynajmniej nie tyjesz!Słyszałam że jak już na dietce ma się pić alkohol to najlepiej czerwone wino połączone z wodą mineralną!Chociaż myslę,że tobie jedno piwko nie zaszkodzi!Tym bardziej,że jesteś zdyscyplinowana dziewczynka!
Życzę miłego weekendu!Buźka! :D
hej Jen! no jeszcze te glupie 100gramow!!! jeszcze troske, troszeczke!!! a imprezami sie nie przejmuj, cos ci sie przeciez od zycia nalezy :lol:
Hmm...!
Aż wstyd się przyznać.... Sobotnia impreza to kompletna dietetyczna porażka... Zgubiły mnie mini krakersy... Moje ulubione..... Nie wiem ile ich zjadłam ale podjadałam i podjadałam..... Łakomstwo okropne! Do tego jeszcze moja najlepsza koleżanka patrzyła na mnie podejrzliwym okiem czy oby się w anoreksję nie wpędzam i aby jakoś udowodnić że jem w miarę normalnie to wcięłam gigantycznego i tłustego krokieta.... Poza tymi krakersami i krokietem to tylko sałatki (niestety z majonezem więc dość tłuste).. To był mój pierwszy dietetycznyt wyskok poza barierę 2500kcal. I to wyskok podwójny bo jak sobie podliczyłam ile kcal mogły mieć te sałatki, ten krokiet i te nieszczęsne i najgorsze ze wszystkiego krakersy to wyszło mi że zjadłam około 5000kcal. Pięć tysięcy-to powinno mi wystarczyć prawie na tydzień...!!! W każdym razie wczoraj już było przyzwoicie tzn 1200, dzisiaj również nie zamierzam zjeść więcej-jednym zdaniem-wracam do dietowania. Powinnam nawet mocniej ograniczyć kalorie gdyż sobotnie mega obżarstwo odbiło się wyraźnie na wadze która dzisiaj rano wskazała 58kg. Czyli wszystkie zjedzone w sobotę kalorie organizm sobie od razu sprytnie zmagazynował :( No ale nic, nie zamierzam się poddawać. Cel jeszcze nieosiągnięty i trzeba przesunąć dzień jego osiągnięcia z 8 marca na np 27 marzec czyli Wielkanoc. Myślę że to realne... choć 8 marca też wydawał się być realnym. Najgorsze jest to że gdzie nie pojadę to muszę coś jeść bo wszyscy mi mówią że już jestem chuda i nie potrafią zrozumieć że muszę jeszcze kilkaset gram schudnąć... Patrzą na mnie jak na wariatkę.... Efekt jest taki że dla świętego spokoju zaczynam jeść, przez co do celu mam zamiast bliżej to dalej! Wszyscy myślą że mam jakieś początki anoreksji bo pomimo że jestem już chuda to nadal nie chcę jeść... A nikt nie potrafi zrozumieć że to dla mnie sprawa zakładu i ambicji.... W tą sobotę znowu jedziemy do moich rodziców... aż się boję co tam się będzie działo.... znowu będę musiała zjeść normalny obiad bo w przeciwnym razie zostanę posądzona o anoreksję... A mój zakład z M cały czas będzie nade mną wisiał.... Wrr.... Wściec się można.... Czuję się jakbym uczestniczyła w jakimś rajdzie którego celem jest przekroczenie mety samochodem... A mi się właśnie zamochód zepsuł 150m przed metą.... I tak go próbuję do tej mety dopchnąć a tam co chwila coś innego się psuje. A to koło odpadnie a to jeszcze coś innego... w końcu mi przyjdzie poprzenosić en samochód w kawałkach za linię mety.... Tyle że to zajmie strasznie dużo czasu i będzie kosztowało mnóstwo wysiłku... No bo niby już się jest na mecie, a jednak nie do końca... I w dodatku wiatr sypie piachem w oczy! Co prawda ta sobota to tylko i wyłącznie moja wina, bo gdybym się nie skusiła na taką ilość tych krakersów to pewnie waga by nie podskoczyła... No ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem... trzeba ruszać dalej.... Kiedyś w końcu się uda.... a że pokonanie 150 m zająć może prawie tyle co przejechanie 50 km to już inna sprawa :D Tak czy owak, cały czas tu jestem, nie poddaję się i nadal dietkuję, z przyrzeczeniem nie poddawania się już więcej absolutnie żadnym tuczącym pokusom. niezdrowe rzeczy będę jadła tylko z konieczności (czytaj obiad u rodziców)... Ale do tego czasu mamy jeszcze 5 dni.... A przez ten czas może zdażyć się wszystko.... Mam tylko nadzieję zobaczyć w tym tygodniu na wadze 57 kg. Obojętnie z jakim hakiem... Oby to było 57....
Pozdrawiam wszystkich cieplutko w ten na maxa śnieżny dzień.... Dzisiaj po raz pierwszy w życiu musieliśmy założyć łańcuchy na koła naszego samochodu bo nie mogliśmy wyjechać z posesji.... Pomyśleć że tyle razy bywaliśmy w przeróżnych górach i łańcuchy leżały bezużyteczne, aż tu nagle przydały się w domu, pare dni przed kalendarzową wiosną.... Pozdrawiam jeszcze raz i uciekam na Wasze wątki...
Y.E.N.E.F.E.R. no wiesz...faktycznie pokonanie 150 m. może zając tyle co 50 km....ale za to jaki relax...no i można zobaczyć coś co wcześniej umknęło naszej uwadze!Uważam,że jeden kilogram drastycznie Cię nie zmieni....to kwestia Twojej psychika....a ona patrzę jak uparta martwi się tym kilogramem!Sopkojnie!Nie ma co narzekać!Przecież odchudzanie to przyjemność!Powoli przy Twojej wytrwałości waga pokaże jeszcze mniej niż te 57 kilo!
A co do imprezy(a może imprez :twisted: )to należała Ci się taka totalna rozpusta....tyle wytrzymałąś!No i to 1 kilogram więcej....pewnie zaległość w żąłądku i jelitach....a co do tłuszczyku to myślę,że nic Ci go nie przybyło!Możesz sama sprawdzić i się uspokoić....wystarczy się zmierzyć....sama zobaczysz w środę,że wszytsko jest na dobrej drodze!
Buziaczki! :D
Szybciutko melduję: wczoraj zjedzone 1216kcal w tym:
*duuuuużo sałatki z kapusty pekińskiej i tuńczyka
*trochę truskawek mrożonych
*4 parówki fitness
*2 małe kromki chleba fitness
*1 cappuccino
*trochę mleka do kawy
*trochę margaryny do chleba
*odrobina musztardy.
Ogólnie uważam że było bardzo dobrze, pomimo sporej ilości kcal. Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego dnia...
hej Dziubek!
jeejku, ale was zasypało!!! hmm, kiedys bybly to dobry pretekst, zeby zostac w domu i wcinac czekolade przed tv :-)
a moze akurat ten dzien pod kryptonimem "57" to juz jutro? a party i obzarstwo tez uwazam, ze ci sie nalezalo w pelni, po ponad pol roku i na kilka metrow przed dieta!
no i w ogole!
uciekam do siebie!
buzka i kobiecego dnia kobiet!
Witaj zabiegana :D
Wątpię aby dzień jutrzejszy był właśnie tym dniem kiedy ujrzę na wadze 57,0. Co prawda dzisiaj skusiłam się jednak na ważenie i rezultat był O.K. tzn 57,8 po śniadaniu (2 kromki chleba+ 125g sera białego+dżem) i dwóch kawach (tzn. zwykłej i cappuccino), ale dzisiaj na kolację planuję pizzę własnoręcznie robioną na cienkim cieście (dzięki czemu bedę mogła dokładnie obliczyć ilość kcal w niej zawartą) co raczej nie wpłynie pozytywnie na spadek wagi :D Oczywiście poza limit kalorii nie zamierzam wychodzić... Dam znać wieczorem co i jak... Wieczorem też zajrzę na zaprzyjaźnione wątki... Przesyłam buziaki i również życzę udanego dnia kobiet (ja dostałam już 2 bombonierki którymi teraz tuczę wszystkich możliwych znajomych-skusiłam się sama na 2 czekoladki)... Pa pa
Wszystkiego naj Yenny!Z okazji naszego święta!No i waga też Ci prezent zrobiła i zmiejszyła się o 200 gram! :D
http://www.grzegomonia.com/kartki/kartki/kob04.jpg
Mam nadzieję,że Twój facet dał Ci odczuć,że jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie!Buziaczki! :D
Witajcie ponownie!
dzień kobiet mija bardzo sympatycznie. Właśnie jesteśmy z M po świątecznej ;) kolacji. Jedliśmy pizzę, a na deser galaretkę z truskawkami :D Tym sposobem zakończyłam dzień wynikiem całkiem przyzwoitym jak na taki grzeszny dzień-1289kcal, w tym:
*mleko do kawy
*pół kostki sera białego z dżemem niskosłodzonym
*2 kromki chleba fitness
*czekoladka z orzechem
*czekoladka z nadzieniem truskawkowo jogurtowym
*2 cappuccino
*otręby granulowane z jogurtem naturalnym 0%
*połówka pizzy o średnicy 25 cm (kalorie dokładnie wyliczyłam-pizza była na pół z pieczarkami i szynką oraz z ananasem i szynką, 100g średnio 186kcal, połówka 370kcal)
*2 małe galaretki z truskawkami.
z czystym sumieniem mogę napisać że się najadłam w związku z czym pizza wchodzi na stałe do mojego menu. Podobnie zresztą jak galaretka :D
Pozdrawiam Was serdecznie....
Xarolinki, zabiegana-jeszcze raz dziękuję za odwiedziny..... Pozdrawiam cieplutko....
Witajcie!
Przyszłam zameldować o wymiarach :D
Tak wiec waga dzisiaj rano 57,2kg co daje od ostatniego oficjalnego pomiaru -1kg - prawie -13kg od początku.
talia: 63cm/-1/-11
pod biustem: 70,5cm/0/-4,5
biust: 88cm/-0,5/-8
pępek: 70/-2/-3
kości biodr.: 82,5cm/-2,5/-7,5
pośladki: 93,5cm/-1,5/-10,5
udo: 51cm/-1/-7,5
łydka: 36,5cm/0/-1,5
Czyli jeśli chodzi o wymiary to rochę się zmniejszyły... Waga też po sobocie wraca do normy :D Zobaczymy co będzie w sobotę rano (to zaplanowany, następny termin mierzenia :D) Buziaki i udanego dnia wszystkim życzę!!!
GRATULUJĘ!No i widzisz Jenny tak jak mówiłam wymiary się nie zwiększyły!A nawet zmniejszyły!I to jadłąś 1200 kal!Twój organizm wie,że mu krzywdy nie zrobisz i zżuca zbędny tłuszczyk!Jeszcze raz wielkie gratulacje!No atakie śliczne wymiary i to po pizzzy!?Pozazdrościć!
Miłego dnia Y.E.N.!
Pozdrawiam! :D
Witajcie :D
Dzisiaj kończę dzień z wynikiem nieco gorszym niż wczoraj, a mianowicie 1430kcal. Znaczną część tej liczby stanowiło dzisiaj wypite do spółki z psiapsiułką wino półwytrawne... Tak sobie siedziałyśmy, plotkowałyśmy i sączyłyśmy pyszne winko.... Sporo tego było.... :oops: A konkretnie:
*2 razy mleko do kawy
*wino (większa część butelki :roll: )
*pół kostki białego sera chudego
*2 kromki fitnessu
*dżem do sera
*talerz bigosu light (350g)
*1 gołąbek light (z mięsem z indora)
*na deser 3 czekoladki-2 z nadzieniem truskawkowym, 1 z orzechem. I to by było na tyle... Mam nadzieję że jutro będzie lepiej... Życzę wam kolorowych snów.... Buziaki!
hej jen! no ale w przyszlym tygodniu to juz chyba bedzie...
wymiary, super!!! tez takie bede miec za 3 kg :twisted:
jak ci po tej wiekszej czesci butelki wina? :lol: :lol: :lol:
nie ma to jak babskie wieczory!!!
buzka i dobranoc!!!
He he he :D Wesoło mi było po tej części :D Szczególnie że ostatnio raczej nie pijałam zbyt wiele alkoholu... :D W najbliższą sobotę mam dwie imprezki-jedną rodzinną, bezalkoholową bo będę kierowniczką (samochodu) a drugą alkoholową w moim własnym domu :D Tak więc dietetycznie w sobotę może być kiepsko.... Co prawda u siebie w domciu planuję jedzonko raczej dietetyczne tj. pieczonego kurczaka (to na ciepło) oraz kilka sałatek (to na zimno), do tego razowe pieczywko i owoce. Niestety rodzinna imprezka będzie obfitowała raczej w same kaloryczne potrawy... Ale postaram się nie zjeść tyle co w ostatnią sobotę.... Chciałabym już w przyszłym tygodniu osiągnąć cel bo mam już dosyć tego czekania.... Ale jeśli znowu się nie uda to ostateczny termin wypada w wielkanoc... Do tego czasu to musi się udać! Buziaki ogromne i dzieki za odwiedziny...!!!
Witam ponownie :D
Szybciutkie podsumowanie dnia dzisiejszego: łącznie zjedzone 1384kcal. Wiem wiem mogłoby być mniej, ale jakoś tak wyszło... Gotowałam dzisiaj takie pyszności na sobotnie imprezy-wszystkiego musiałam spróbować. A potem jak to wszystko podliczyłam to za głowę się złapałam... Jutro gotowania ciąg dalszy.... Pozdrawiam cieplutko... Buziaki
Witay Y.E.N. no rozpusta ostatnio u Ciebie....ale naszczęście w granicach rozsądku!Przecież przy ok 1500 kal/dzien. to i tak nie przytyjesz....ale w [przyszłą środę pochwal się nam już równiutką 57,00!Trzyamma za to kciuki!Buziaczki i miłego dietkowania :lol: życzę! :D
Witajcie!
Padam! Jestem tak zmęczona że ledwo widzę na oczy... Cały dzień spędziłam w kuchni, na pieczeniu ciasta i przygotowywaniu różnych sałatek... Do tego jeszcze musiałam zrobić obiad... Dietetycznie całkiem przyzwoicie-nawet pomimo oblizywania sztućców i wylizywania misek :oops: Łącznie zjadłam 1081kcal, w tym:
*2 małe galaretki z truskawkami
*trochę bitej śmietany (to co zostało w misce i na łyżce :oops: )
*150g surówki własnej
*2 plasterki sera light
*kawałek sera feta light z sałatki
*1 cappuccino z żeń szeniem
*mleko do kawy
*2 kromki chleba fitness z margaryną light
*200g piersi indyka ze śliwkami
*okruchy z krojenia biszkoptu czekoladowego :oops:
I to by było na tyle :D Jutro nie zamierzam rano zbyt wiele jeść z uwagi na czekający mnie potem obiad u rodziców... A potem jeszcze nasza impreza... U rodziców nie dość że czeka mnie wysokokaloryczny obiad to jeszcze sobie sama pod sobą dołek wykopałam przygotowując tort wiśniowo-czekoladowy z bitą śmietaną (100g=270kcal), bajaderki (100g=320kcal) oraz blok czekoladowy (100g=420kcal). U mnie za to same dietetyczne rzeczy tzn. sałatka pieczarkowa (100g=78kcal), pasta jajeczna do chleba (100g=189kcal), surówka z kapusty (100g=45kcal) oraz sałatka z tuńczyka z ananasem (kcal jeszcze nie podliczone) i kurczak pieczony w miodzie (też jeszcze nie policzyłam), oprócz tego wędzony filet z indyka, ser żółty dla osób nie będących na diecie, dwa rodzaje camemberta light, no i oczywiście margaryna light i chleb razowy (100g=197kcal). Do tego warzywa, a na deser galaretka z truskawkami z kleksem bitej śmietany. W planach mam również piwo grzane z miodem :D Postanowiłam że nie będzie żadnych chipsów, krakersów ani paluszków. Nie będzie też słodyczy (do piwa i tak nie pasują :D) Wystarczy, że będę zmuszona zjeść ten nieszczęsny tort.... Ale musiałam go zrobić bo już obiecałam. Podobnie było z blokiem. Za to bajaderki były niezaplanowane i powstały (jak to bajaderki) z resztek biszkoptu do tortu i resztek herbatników z bloku :D To jest dopiero rozpusta....
Uciekam odpoczywać :D Buziaki ogromniaste i przyjemnego weekendu... Jutro nie pewnie nie będzie.... Pojawię się najprawdopodobniej dopiero w niedzielę, by zdać sprawozdanie z sobotniego obżarstwa.... Aha i jeszcze jedno: jutro rano postaram się zważyć. Mam nadzieję że nie zpomnę :D A jak zapomnę to nie będzie sensu stawać na wagę wcześniej niż w następną sobotę :D No chyba że po to by stwierdzić że mi znowu coś po weekendzie przybyło :evil: Ech, te weekendy... Dobrze że przynajmniej ten za tydzień nie zapowiada się imprezowo :D To dobrze wróży wielkanocnemu ważeniu :D Jeszcze raz buziaki!!! Pa pa Spokojnej nocy i kolorowych snów!!!
NIE!!!!!!!!! NIE ZAPOMNIAŁAM!!!!!!!!!!!
Nie odwiedzałam, bo wogóle nie wchodziłam do Dietki.
Wiesz, ja Cie podziwiam. Taka impreza, a Ty wytrzymujesz 1000 kcal...
P.S.Co to są bajderki???
Dziękuję, że mie odwiedzasz. Że pamiętasz. Że jesteś.
Buziak
Witaj Nanduniu :D
Bajaderki to takie ciastka: coś jakby ciemnobrązowa gęsta zbita masa, występująca w cukierniach w kilku formach: albo kul oblanych polewą czekoladową lub obtoczonych w wiórkach bądź kakao, albo też krojonych na prostokątne ciastek na kruchym spodzie, również z warstwą polewy na górze.
Co do mojego 1000 kcal to jest tak dobrze jedynie wtedy gdy nie ma imprezy. W momencie gdy już na tej imprezie się znajdę jest już gorzej :( Aż się boję pomyśleć co będzie dzisiaj...
PS Nie wiem co się dzieje ale waga nadal stoi bez zmian.... A przecież od ostatniego pomiaru nic nie grzeszyłam :? W każdym razie od poniedziałku biorę się za nieco ostrzejszą dietę niż dotychczas, tzn. poniżej 1000kcal aż do momentu aż osiągnę 57,0. Już sobie odpuściłam i efekty widać tzn waga ani drgnie :x Trzeba więc znowu zacisnąć pasa :) Ale to dopiero po weekendzie :D Bo co nagle to po diable... A tak poważnie to z racji tego że brakuje mi już tylko kilkudziesieciu dag do celu to nie będę już rezygnować z kosztowania pysznych potraw na imprezkach :D Teraz najważniejsze jest bym utrzymała tą wagę którą mam tzn. 57 kg (z haczykiem). Haczyk zgubię przy najbliższej okazji, jak warunki do dietowania będą bardziej sprzyjające.... Buziaki i jeszcze raz udanego weekendu, a ja biorę się za przygotowywanie reszty sałatek, a potem za małe sprzątanko i na końcu za robienie się na bóstwo.... A czasu mam coraz mniej, bo wychodzimy już o 14-tej :D A teraz 9:30 więc to tylko 4,5 godziny..... Pa pa!!!
Witay Y.E.N. no to smacznie się u Ciebie na wątku zrobiło!Hmmm....same smakołyki!Aż mi ślinka leci! :D
A jak tam waga?!
Życzę miłego weekendu....niech imprezki bedą naprawdę udane!
Pozdrawiam serdecznie! :D
hej Jen!
no, prawie klawiature obsliniłam czytając Twój wpis!
ale pyszności!!! mam nadzieje ze wszystkei zaplanowane imprezki sie udaly, bo chyba dobrze zrozumialam, ze bylo ich wiecej?
co do wagi to powiedz jej ze jak we srode nie pokaze 57 to sie na nia obraze!!!
buzka!
Przepraszam, że tak długo sie nie odzywałam.
Jen :oops: potrzebuje twojej pomocy, bo nie dam rady. :(
Witajcie :D
No to sobie w weekend poszałałam :D Imprezki zamiast jednego dnia trwały dwa tzn i sobotę i niedzielę.... Zarówno w sobotę jak i w niedzielę niczego sobie nie odmawiałam :D A w szczególności piwka grzanego, wiśniowej nalewki, ciast i ciastek, czekolady, paluszków, kanapek i sałatek :D Nie odmówiłam sobie też normalnego mielonego kotleta, ani kurczaka w miodzie :D A co tam! Z czystym sumieniem mogę stwierdzić że było super!!! Co prawda waga powiedziała w poniedziałek coś innego (prawie 61 kg) ale dzisiaj, po dwóch dniach normalnego tzn do 1200kcal jedzienia pokazuje już 59 kg. Jeszcze kilka dni i wrócę do swojego 57 z haczykiem :D Ech, chyba za szybko sobie odpuściłam i w efekcie ten haczyk będzie trudno zgubić... Ale co mi tam, poczekam na bardziej sprzyjające warunki :D sprawdziłam wymiary-są bez zmian więc to pewnie w większej części kwestia oczyszczenia organizmu.... Dlatego tickerek pozostawaim bez zmian. Zobaczymy jaka waga będzie jutro. Przyznam że cichutko liczę na 58kg.... W każdym razie nie zamierzam zmieniać swojego dietetycznego sposobu jedzenia :D Będę jedynie robić od niego imprezowe wyjątki.... Najbardziej mnie cieszy fakt że nawet po takiej rozpuście i takim obżarstwie potrafię zupełnie bezproblemowo i bezkonfliktowo powrócić do normalnego tzn niskokalorycznego jedzenia :D Dzięki temu nie martwię się jojo ani niczym takim.... Te dwa ostatnie weekendy pozwoliły mi utwierdzić się w przekonaniu że powrót do starej wagi raczej mi nie grozi.... A jak tylko złapię w żagle odpowiedni i sprzyjający wiatr to wreszcie zobaczę na wadze 56 z haczykiem :D A co mi tam.... Pozdrawiam Was bardzo cieplutko!!!
Zabiegana, xarolinko Dziękuję za pamięć.... Jesteście kochane! jak tylko znajdę dodatkową chwilę wolnego czasu to zaraz śmignę do Was na wątki....
PS Zapomniałam napisać z M doszliśmy do wniosku że bardziej od ekspresu przyda nam się zmywarka.... Tak więc w ramach wygranego (już prawie) zakładu tzn że tak powiem na kredyt, dostałam do kuchni piękną i jakże pomocną mi zmywarkę :D Uff.... Dzięki temu zmywanie po weekendowej imprezie nie zajęło mi kilku godzin a zaledwie kilka minut :D To zdecydowanie lepsze niż ekspres :D Ekspres będzie na inną okazję :D Buziaki i udanego wieczoru wszystkim!!!! Pa pa
hej Jen!
fajnie ze juz jestes!
wow, zmywarka jest zdecydowanie lepsza od ekspresu!!! jakie teraz rączki gładziutkie będziesz miała!
nalezalo ci sie nareszcie takie porzadne jedzonko na maksa! ale ze waga pokazala zaraz 3 kg wiecej mnie dziwi... pewnie costam sie nagromadzilo w organizmie jakas woda i tak dalej...
ciekawe jak tam u ciebie bedzie z jutrzejszym wazeniem...
buuuuuuuuuuuziole!
Witajcie :D
Wreszcie czuć na dworze wiosnę :D Trochę poprawiło to mój wisielczy nastrój... Nie chce mi się nic robić więc siedzę na dietce i przeglądam Wasze wątki... Wczoraj się nie wpisałam więc dzisś grzecznie melduję że zjadłam we wtorek 1150 kcal, a w środę czyli wczoraj 1042kcal. Waga wczoraj pokazała 58,2 a dzisiaj już 57,5. Czyli prawie wróciłam do szarej rzeczywistości.... Pociesza mnie jedynie fakt że jestem przed okresem, więc może za kilka dni waga pójdzie w dół.... Poza tym wszystko po staremu :( Mam sporo pracy, ale brak mi chęci do jej wykonania... Narazie zjadłam śniadanie i wypiłam kawę.... Niestety nie zmieniło to mojego podejścia do otoczenia.... Nic chyba w najbliższym czasie nie będzie w stanie go zmienić :( Uciekam, będę wieczorem! Życzę wszystkim udanego dnia! Buziaki!
Ello Yennek!57,5.....to już naprawdę niewiele zostało do wagi docelowej!Najważniejsze,że zyjesz tak jak chcesz, jesteś zadowolona ze Swojego wyglądu!Osiągnęłaś naprawdę dużo!Więc ciesz się życiem kochana Yen!A wiosna wyciągnie z Ciebie te pół kilo smam!
Pozadrwaim i życzę ślicznego słonecznego dzionka! :D
Witajcie!
Nie będę zbyt wiele pisać... Nie mam kompletnie nastroju po tym co dzisiaj usłyszałam z ust bliskiego memu sercu mężczyzny.... Okazało się że mam same wady, że jestem wredna i kłótliwa.... Swoją drogą dowiedziałam się też że chyba nie mam prawa do własnego zdania, a raczej że nie mam prawa go wyrażać jeśli jest ono odmienne od Jego zdania.... A było już tak dobrze... Mam wrażenie że już nie będzie tak jak dawniej... Nigdy... :cry: W zasadzie nie musiałam nic mówić... Ale kropla goryczy przepełniła kielich... Tyle czasu siedziałam cicho... To wszystko się we mnie skumulowało i wybuchło... Wykrzyczałam wszystko co miałam do powiedzenia... No ale trudno, co się stało to się nie odstanie... Ale myśli miałam czarne.... Już myślałam o zmianie pracy na lepiej płatną, o wynajęciu kącika tylko dla mnie, o rozstaniu.... Miałam ochotę wsiąść w samochód i pojechać gdzieś jak najdalej stąd.... I nie wracać już nigdy.... Wiem że wszystko co mówił M było powiedziane w złości i że powinnam podzielić wszystko przynajmniej na pół.... Ale to nie takie proste... Hmm... W takich chwilach cieszę się że nie mamy dzieci.... Pomimo że tak bardzo chciałabym je mieć.... Nie wiem co zrobić... Mam tylko nadzieję że jutro będzie lepiej... Bo tak źle jak dzisiaj to już baaaardzo dawno nie było... O ile kiedykolwiek... Chyba gdzieś wcześniej popełniłam błąd.... Nawet wiem jaki.... Powinnam na samym początku postawić sprawę jasno... A ja tak to wszystko znosiłam, przymykałam oko... A teraz jak wreszcie zdecydowałam się odezwać to dowiedziałam się że jestem wredna... Za dużo z siebie dałam, na zbyt wiele pozwoliłam a teraz ponoszę tego gorzkie konsekwencje... Powinnam na samym początku powiedzieć nie, a nie grzecznie pomagać w spełnianiu jej wszystkich zachcianek i fanaberii... Ale tłumaczyłam sobie, że przecież to jego rodzina... No właśnie, jego.... I tylko jego, co sam dzisiaj podkreślił.... W każdym razie myślę że o ile w ogóle dojdzie do jakiegokolwiek ślubu w przyszłości to pozostanę przy swoim nazwisku, bo nosić takie samo nazwisko jak ta kobieta nie mam zamiaru! Brr.... Aż mnie ciarki przeszły. Trudno opisać to co w tej chwili czuję, to coś jakby wsciekłość, pomieszna z żalem i bezsilnością... Sama nawet nie wiem które uczucie dominuje... Wygadałam się, tego mi było trzeba.... I jest mi łatwiej... Nawet już tak nie boli... Pomimo że niektóre raniące słowa dopiero teraz do mnie docierają.... Czasami żałuję że nie potrafię tak po prostu wyjść i już nie wrócić... Chyba sobie muszę znaleźć lepszą pracę.... Z tych marnych groszy które zarabiam nawet nie byłabym sama w stanie niczego sensownego wynająć.... No nic, spróbujemy jeszcze raz... Jak się nie uda to trudno..... Już raz coś podobnego przechodziłam, tyle że wtedy lepiej zarabiałam.... Hmmm... prawie 3 razy tyle co teraz.... Czasami żałuję że nie zostałam w tamtej pracy... Ale coś za coś, albo studia i dom, albo dobra praca... Ale koniec użalania. Jutro też jest dzień i mam nadzieję że będzie lepszy. ... Bo gorszy to już chyba być nie może... :D
Miałam nie pisać dużo... Ale jakoś tak wyszło.... Ech.... Buziaki i dobrej nocy! Idę na Wasze wątki, pewnie ponadrabiam wszystkie zaległości bo jakoś nie chce mi się spać...
Aha, bym zapomniała... Dzisiejszy bilans: 1226 kcl, co w związku z moim nawykiem zajadania stresów jest całkiem niezłym wynikiem... Całe szczęście że poza galaretką nic w domu słodkiego nie miałam :D
trzymaj sie slonko. jestes silna. jestem z Toba.
Batik, dziękuję... Nawet nie wiesz ile takie słowa dla mnie znaczą :) Dziękuję...
PS Nie mogę znaleźć Twojego wątku....
a bo ja tak sobie u kogos przycupnelam :) tutaj:
http://ww2.dieta.pl/forum/viewtopic.php?t=56607
a jesli chodzi o facetow, to my, kobitki zawsze mamy racje, bo oni sa zbyt duzymi egoistami, zeby dojrzec drugie albo i trzecie dno sytuacji. badz ponad to i ponad niego. potraktuj sytuacje i to co on mowi z dystansem. sluchaj go, ale i tak wiedz swoje. bo dla ciebie TY powinnas byc najwazniejsza!!
Witam dnia następnego :D
Wczoraj kompletnie nie mogłam zasnąć.... Nie spałam do 3:00. Dzisiaj też wcześnie wstałam... M dzisiaj robi mi łaskę że się do mnie odzywa.... Szlag mnie z tego powodu trafia, powiedziałam mu że mam tego dosyć i nie zamierzam już więcej zagadywać.... Pierniczę to wszystko, nie czuję się winna i nie będę chodziła i prosiła o przebaczenie... M się przyzwyczaił że to zawsze ja wyciągam pierwsza rękę, że wychodzę z siebie by po każdej kłótni znowu było jak dawniej... Całą winę brałam zawsze na siebie, dla dobra związku... A teraz tak jak pisała batik, zrobię coś dla siebie i uniosę się honorem... Skoro dla niego mamusia aż tak ważna i jej "honor" wart więcej niż nasz związek to ja to mam gdzieś... W takiej sytuacji lepiej niech się to skończy...
Mam też jedną dobrą wiadomość: weszłam dziś na wagę i zobaczyłam 57,0 a ze dwa razy nawet 56,8. Podejrzewam że to efekt wczorajszego stresu. Jutro powinnam dostać okres więc spadki wagi nie były przewidziane. Nie mam nastroju jeszcze zakładać nowego wątku, więc jeszcze przez jakiś czas pozostanę na tym... Ogólnie nie mam nastroju... Nic mi się nie chce... Nie bardzo wiem jak poprawić sobie humor... Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu znalazłam się w sytuacji kiedy nie widzę w niczym żadnego sensu.... Normalny, najzwyklejszy w świecie dół... DÓŁ!! Pierwszy od ponad 3 lat....
Uciekam zmienić tickera i chyba zajmę się pracą to może nie będę o tym wszystkim myśleć...
Hej Yen!!!
Wpadłam Ci pogratulować, a tu takie buty.... Trzymaj się, nie daj się - jestem z Tobą
Pozdrawiam
Grażyna
No właśnie Yenny ja także wpadłam złożyć gratulacje...a tutaj tak smutno....
Wiesz jak przeczytała Twoje wypowiedzi to poczułam się jakbym przez chwilę była w Twojej skórze.....bo ja też na początku byłam zadobra,za dużo Tomkowi pozwoliłam i teraz musze go sukcesywnie sicągać na ziemię!Napewno jest Ci bardzo smutno......ale może znajdziesz siły by się postawić M. powiedzieć że właśnie tak czuejsz i jeśli jego to zabolało to Ci przykro ale czy lepiej by było jakbyś to myślałą a nie mówiła!?Jeśli on Ci robi łachę,że się do Ciebie odzywa to może Ty bądź twardsza i się do niego nie odzywaj pierwsza w ogóle....no chybaże lepiej by było jeszcze raz po opadnięciu emocji o tym wszytskim porozmawiać z dystansem....
Moja mamma mi kiedyś powiedziałą,że nawet najlepszy związek może rozwalić mówienie złych rzeczy na Swoje rodziny....więc może postanówcie o tym nie rozmawiać...wiem,że to ciężko jeśli się najbliższej osobie na świecie nie może powiedzieć tego co czuje ale może tak będzie lepiej właśnie dla tej najbliższej osoby?!Może tak bedzie lepiej dla Was.....myślę,że takie uciekanie na stałae w stylu pakuję się i wynosze nie rozwiąże problemu a w przyszłości może doprowadzić do tego,że można pożałować tej decyzji....fakt,że odpoczynek(ale nie zaraz wyprowadzka na stałe)od siebie duzo pomaga w związku po kłutni....ludzie wtedy czują się samotni,zaczynają szukać winy w sobie.....M. mógłby w końcu jej poszukać ....
Och....Yen...strasznie ciężko mi pisać cokolwiek....bo wiem,że to nie jest związek gówniarzy,którzy nie planują ze sobą przyszłości....dlatego już nic nie radzę....
Mam tylko nadzieję,że kochacie się moocniej niż myślicie i te negatywne emocje szybko z Was ulecą!
Jestem z Tobą!
Tak właśnie zrobiłam, wszystko powiedziałam. Niestety jedyną reakcją było jego milczenie...Cytat:
ale może znajdziesz siły by się postawić M. powiedzieć że właśnie tak czuejsz i jeśli jego to zabolało to Ci przykro ale czy lepiej by było jakbyś to myślałą a nie mówiła!?
Włąśnie taką taktykę postanowiłam zastosować...Cytat:
może Ty bądź twardsza i się do niego nie odzywaj pierwsza w ogóle....
Nawet nie będę już próbować... On nie będzie chciał o tym rozmawiać gdyż uważa ten temat za zakończony. Niestety...Cytat:
chybaże lepiej by było jeszcze raz po opadnięciu emocji o tym wszytskim porozmawiać z dystansem....
Wiesz, ja dotąd dzielnie znosiłam to wszystko tzn. milczałam, nawet pomagałam... Ale teraz... My mieliśmy zupełnie inne plany.... Runęły tylko dlatego że jego matka wyskoczyła z kolejną fanaberią... Po prostu nie wytrzymałam, nerwy mi puściły... Musiałam powiedzieć co o tym wszystkim myślę... Czy nasze plany się nie liczą? A co jeśli byłoby to coś naprawdę ważnego??? Mam coraz mocniejsze wrażenie że nic co związane ze mną nie będzie nigdy tak ważne jak cokolwiek związane z jego rodziną... Po prostu czuję że jestem za nimi daleko w tyle w hierarchii ważności... No bo skoro jego matka po raz kolejny mówi ZRÓB TO, a ja ośmielam się prosić by ten jeden raz TEGO NIE ROBIŁ i wynika z tego ogromna awantura burząca w znacznym stopniu to co budowaliśmy przez kilka lat, to chyba mam prawo tak myśleć....Cytat:
nawet najlepszy związek może rozwalić mówienie złych rzeczy na Swoje rodziny....więc może postanówcie o tym nie rozmawiać...wiem,że to ciężko jeśli się najbliższej osobie na świecie nie może powiedzieć tego co czuje ale może tak będzie lepiej właśnie dla tej najbliższej osoby?!Może tak bedzie lepiej dla Was.....
Zdaję sobie sprawę, lecz to była jedyna rzecz jaka mi przyszła do głowy... Czułam się tak bezradna, bezsilna, odrzucona i wręcz poniżona że jedyne o czym byłam w stanie myśleć to ucieczka, jak najdalej... Było mi tak przykro, że moje uczucia kompletnie się nie liczą, liczy się tylko to, czego ona chce, że miałam ochotę zwiewać jak pies z podkulonym ogonem... Tyle że nie bardzo miałam możliwość i w efekcie wystawiłam kły i zabrałam się za kąsanie... W sumie to chyba nawet tego nie żałuję bo nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie...Cytat:
myślę,że takie uciekanie na stałae w stylu pakuję się i wynosze nie rozwiąże problemu a w przyszłości może doprowadzić do tego,że można pożałować tej decyzji....
Ech, gdyby to było takie proste z tym odpoczynkiem to już by mnie nie było...Cytat:
odpoczynek(ale nie zaraz wyprowadzka na stałe)od siebie duzo pomaga w związku po kłutni....ludzie wtedy czują się samotni,zaczynają szukać winy w sobie.....M. mógłby w końcu jej poszukać ....
To bardzo mądre co napisałaś, dziekuję... Myśl że ktoś choć przez chwilę chce mi pomóc jest dla mnie bardzo podbudowująca... Nie czuję się dzięki temu taka samotna z moim problemem... Nawet nie wiesz ile Twoja słowa dla mnie znacza, ile znaczy sam fakt że tu jesteś, że pomimo iż sama masz mnóstwo spraw na głowie, znalazłaś chwilę by napisać te parę słow... Jeszcze raz dziękuję... Aż mi się łza w oku kręci... A co do Twojego przedostatniego zdania to ja również mam taką nadzieję... To chyba jedyne co mi w tej chwili pozostało... Kompletnie nie byłam na to wszystko przygotowana, wydawało mi się że wszystko jest tak dobrze... Może sobie to wmawiałam, może nie zauważałam pewnych rzeczy... Może żyłam złudzeniami... Bo chyba nie było aż tak dobrze skoro taka bzdura, jeden mój sprzeciw wszystko popsuły.... Kompletnie nie wiem co o tym wszystkim myśleć... Mam pustkę, a raczej totalny mętlik w głowie... Na myśl o nadchodzących świętach robi mi się niedobrze... Obudziła się we mnie tak ogromna niechęć do jego matki że to głowa mała... Nie wyobrażam sobie zasiąść z nią przy jednym stole, znowu słuchać tego zrzędzenia i patrzeć na jej niezadowoloną minę... A w dodatku się uśmiechać i robić dobrą minę do złej gry... Co prawda zdolności aktorskie jakieś tam posiadam, moja praca sprawiła że potrafię wykrzesać z siebie najszerszy uśmiech nawet w chwili gdy mam głowę pełną zupełnie odmiennych myśli... W zasadzie to w stosunku do jego matki chyba cały czas ową praktykę stosuję i stosowałam od początku... Być może dlatego że od początku czułam że jej uśmiechy również nie są szczere... W końcu zabrałam jej z domu ostatnie dziecko... Wrr... :twisted: Jak tak dalej będzie postępować to być może uda jej się osiągnąć swój cel tzn może syneczek wróci do domu rodzinnego...Cytat:
strasznie ciężko mi pisać cokolwiek....bo wiem,że to nie jest związek gówniarzy,którzy nie planują ze sobą przyszłości....dlatego już nic nie radzę....
Mam tylko nadzieję,że kochacie się moocniej niż myślicie i te negatywne emocje szybko z Was ulecą!Jestem z Tobą!
JEN jestem z Tobą całym sercem i myślę cały czas o Tobie i Twoim M.
Jeśli on jest dla Ciebie przeznaczony to wszystko się ułozy. Głowa do góry,
gdy juz nie może być gorzej to będzie tylko lepiej.
Witajcie dziewczyny :D
Mam z samego rańca dwie wiadomości-jedną dobrą, drugą neutralną :D Ta dobra to to że już M jest w miarę dobrze tzn wczorajsza taktyka olewania poskutkowała w 100% i w końcu sam zaczął zagadywać :D Do tematu kłótni w ogle nie wracaliśmy i z czystym sumieniem mogę napisać że zaczynam dostrzegać że słoneczko wychodzi za chmur :D Mam nadzieję że już niebawem nawet nie będę pamiętać o tym co się stało... Oczywiście dziekuję Wam za to że cały czas byłyście ze mną, że mnie wspierałyście i podnosiłyście na duchu... Bardzo mi to pomogło... Dziękuję że jesteście....
Druga sprawa, trochę dziwna, mianowicie stanęłam dziś na wagę (już po wypiciu kawy jak zwykle) i ujrzałam 56,5 kg. Zakład został oficjalnie uznany za wygrany :D W każdym razie zastanawia mnie fakt skąd to chudnięcie skoro wczoraj zjadłam 1370kcal czyli wcale nie tak znowu mało... Zawarte w tym było duże a raczej ogromne grzane piwo zaproponowane zresztą przez samego M :shock: To chyba byla taka męska akcja pojednawcza :roll: No ale wracając do wagi to podejrzewam że to wszystko przez stres i nerwy ostatnich dni... Inaczej nie potrafię tego tłumaczyć... Poniżej podam wyniki oficjalnych pomiarów dokonanych dzisiaj po zważeniu się :D
WAGA 56,5 KG ŁĄCZNIE STRACONE OD LISTOPADA 13,5 KG!
BIUST 87CM STRACONE 9CM
TALIA 63CM STRACONE 11CM
POŚLADKI W NAJSZERSZYM MIEJSCU CZYLI BIODRA 93CM STRACONE 11CM
UDO W NAJSZERSZYM MIEJSCU 51CM STRACONE 7,5CM
ŁYDKA W NAJSZERSZYM MIEJSCU 36CM STRACONE 2CM
I WYMIARY KTÓRE ZACZĘŁAM KONTROLOWAĆ PÓŹNIEJ NIŻ W LISTOPADZIE:
POD BIUSTEM 70,5CM STRACONE 4,5CM (NIE PAMIĘTAM OD KIEDY)
NA WYSOKOŚCI PĘPKA 69CM STRACONE 4CM TEŻ NIE PAMIĘTAM OD KIEDY
NA WYSOKOŚCI KOŚCI BIODROWYCH 81CM STRACONE 9CM I ZNOWU NIE PAMIĘTAM OD KIEDY...
I to by było na tyle. Chyba najwyższy czas założyć nowy wątek... Taki o utrzymywaniu wagi :D Jak tylko znajdę chwilę czasu to się za to wezmę. Na razie borę sie za robotę bo mam sporo rzeczy do zrobienia dzisiaj..... Buziaki!
PS Wieczorem niestety mnie nie będzie bo idziemy do znajomych, ale obiecuję że najpóźniej jutro zagoszczę na Waszych wątkach... Buziaiki ogromne!!! Dziękuję że ze mną byłyście! Gdyby nie Wy, nie osiągnęłabym tego wszystkiego :D Udanego weekendu!!!
Zapraszam na mój nowy wątek związany z utrzymywaniem wagi
Gratulacje, spadku wagi, ale przede wszystkim silnej woli :D
pozdrawiam serdecznie, trzymaj się