No własnie?? bo umieram z ciekawości :)
Zosiu miłego dnia CI życze :)
Wersja do druku
No własnie?? bo umieram z ciekawości :)
Zosiu miłego dnia CI życze :)
To się wpakowałam. Teraz wygląda jakbym miała jakąś niesamowitą rzecz do opowiedzenia czy coś. A ja po prostu chciałam powiedzieć, że dziś rano waga powiedziałam mi 65,9. W życiu tak mało nie ważyłam. Co więcej, moja pracowa zołza, wpadłszy dziś na mnie, nie opanowała odruchu i powiedziała, że mnie nie poznała, bo tak schudłam. I że w ogóle nie jestem do siebie podobna sprzed pół roku. Będzie tego żałowała przez miesiąc pewnie. Bo zepsuła sobie wizerunek tym byciem miłą niechcący :)
Na obiad zjadłam ziemniaczki i surówkę z selera. I popijam herbatę bo pioruński zimno tu gdzie siedzę.
Przepraszam, jeśli spodziewałyście się czegoś bardziej, nie wiem, ekscytującego. :)
Zosiu to jest bardzo ekscytująca wiadomość!! :)
cieszę się razem z Tobą :D :D :D gratulacje - zmieniaj szybko tickerka!!
Zosiu, no jak to nie jest ekscytujaca wiadomosc, to ja nie wiem juz!!!!!!!
Suuuuper!! Gratuluje z calego serducha!
Chyba jestes jedna z najbardziej konsekwentnych dietowiczek. Dlatego masz najlepsze wyniki!!!
Dzięki dziewczyny. To straszne miłe, zostać docenioną. W ogóle, patrząc przynajmniej na naszą trójkę, a pewnie nie tylko, wagi się postanowiły ruszyć. Mam nadzieję, że już tak zostanie. :)
Magdalenko. Masz rację. Ogólnie nie świecę przykładem, mam wzloty i upadki itd. Ale staram się konsekwentnie dążyć do celu. Im jednak jestem bliżej tym częściej zastanawiam się, czy będę umiała to utrzymać? Jak to zrobić itd? Bo do tej pory jakiekolwiek 'normalne' jedzenie kończyło się tyciem. Mam wrażenie, że i przy 1300 kcal dziennie będę tyła, choć to przecież sporo mniej niż dzienne zapotrzebowanie. Uh, na szczęście mam jeszcze czas żeby się nad tym zastanowić. :)
Na kolację ugotowałam krem brokułowy z grzankami. Wyszło moim skromym zdaniem pyszne. No i zupa gęsta, ze śmietaną (odrobiną i 12% ale smak ma) za 84 kcal na talerz to chyba niezły wynik :)
I co więcej tym jednym talerzem z jedną grzanką najadłam się do syta, kalorycznie dziś ładnie. W ogóle jakoś ostatnio nieźle to idzie. Tylko muszę się w końcu przyznać, że niemal codziennie jem albo kostkę czekolady albo ciastko z otrębów. W ramach limitu i kontrolowanie, ale jednak to słodycz. Choć, mi z tym dobrze, wyrzutów sumienia nie mam, mam nadzieję, że i wy mnie nie wyklniecie. :)
OCzywiscie, ze nie! Wlasnie pisalam u Ani o tym, ze dobra dieta polega na tym, zeby sie czlowiek nie meczyl i nie bil ani z glodem ani z zakazami! I ty swietnie to robisz, Zosiu! Wszystko ci w sumie wolno, a i tak chudniesz!!! Mysle, ze znalazlas klucz do sukcesu! A na zupe krem brokulowy narobilas mi smaka..chyba jutro polece po brokuly :wink:
Bue, co za dzień! Dopiero teraz mam szansę zajrzeć na dietę i coś napisać! I wcale mi się to nie podoba!
Magdalenko, brokułową polecam, jest prosta, tania, szybka, a jaka dobra! I dziękuję za komplementy.
Dzień rozpoczęłam jak niemal zawsze. Dalej było mniej typowo gdyż wzięłam ze sobą w słoiczku zupę do odgrzania w pracy. Narobiłam jej strasznie dużo więc co się ma marnować. Na deser po niej zjadłam banana, który niestety był niedojrzały. Ale dobry i tak :) Przed chwilą był serek wiejski light z miodkiem (niestety odkryłam, że opakowanie waży więcej niż sądziłam i to prawie dwa razy więcej). Finalnie mam 670 kcal zjedzonych czyli kupę luzu na wieczór. A w planach wtedy zupa (znów) z grzankami i sałatka z pomidorów z pesto. Mniam :)
Mężczyzna zapowiedział niespodziankę, więc już się doczekać nie mogę. Ma ona nam obojgu poprawić humor bo jesienna deprecha zaczyna dopadać. I tylko zastanawiam się, co on takiego wymyślił?
Czuję się najedzona bardzo. Po pracy pojechaliśmy załatwić jedną z bierzących spraw, a następnie zostałam zaproszona na spacer z oglądaniem wystawy na płocie Łazienek. Bardzo było miło. A potem wróciliśmy do domu na kolację - brokułowa, a potem sałatka z pomidora, żółtego sera i pesta. Na deser zaś były kawałki 'tortów' jakie kupiliśmy na spróbowanie. Gdyż ponieważ poszukujemy cukierni idealnej. Ta niestety taka nie jest. Polecana przez wiele osób, nam nie pasuje kompletnie. Szukamy więc dalej. Niestety, limit w związku z tym został przekroczony. A dziś waga i tak pokazała rano 66,3. Jutro pewnie będzie więcej, ale co tam.
Zosia jakie Ty cuda umiesz gotować :shock: :)
Czy ja mogłabym prosić o ten przepis na krem brokułowy...ja jestemm brokułową maniaczką i jeszcze te grzanki...mmm...brzmi smakowicie :)
Witaj Zosiu :)
wpadam z porannymi pozdrowionkami :)
http://www.piramida.com.pl/kartki/wirtual/2/2.gif życzę Ci radosnego i miłego dnia :)
buziaczki :)
ps. mam nadzieję, ze jednak waga nie będzie dziś wredna ale przyjazna.. :) przeciez torty muszą być spróbowane.. :) buziaczki :) powodzenia w szukaniu cukiernii! :)
Anikasku, niestety waga się wyzłośliwia. Swoją drogą to dziwne. Zjadłam wczoraj talerz płatków z chudym mlekiem, dwa talerze zupy, pomidora z niespełna łyżeczką pesta i malutki talerzyk surowych warzyw. I to półtora kawałka ciasta (bo to nie tłusty tort tylko takie musy owocowe na biszkopcie były). Nie wiem jakim cudem to wyszło więcej niż 1000kcal. Co więcej najedzona wieczorem byłam i owszem bo zjadłam kilka rzeczy na raz niemal, ale małe porcje itd. A waga dziś 66,7.
Dziwią mnie te jej skoki. W dwa dni spada kilogram, a potem w następne dwa niemal tyle samo do góry. Przy mniej więcej podobnie trzymanej diecie.
Yagnah, wiesz, ja od kilku lat mieszkam sama (w sensie nie z rodzicami, bo od początku z Mężczyzną :) ). Na początku szczytem możliwości był makaron z sosem z proszku. Teraz umiem wiele więcej. A krem brokułowy to chyba najłatwiejsza zupa na świecie. Po południu albo wieczorem wklepię przepis krok po kroku, dobrze? :)
Witam Zosiu :D
te.ż jestem fanka brokułowej zupki, tyle że ja odkryłam zabielacz w postaci fety :? jeśli niewiele lub light - to dietowo jest tym bardziej i smacznie :wink: A waga się nie przejmuj - jeżeli ma spadać to musi sobie poskakać :D
Pozdrawiam
***
Grażyna
Gayguś, z pewnością masz rację z tym skakaniem. Właśnie sobie przypomniałam, że swego czasu już tak miałam. Postaram się więc tym nie przejmować, choć to nie takie proste. Bo ja nerwus jestem :)
A pomysł fety jako zabielacza brzmi rewelacyjnie. Pewnie jeszcze lepiej będzie pasować do kremu cukiniowego, muszę wypróbować :) Ja za zwyczaj zabielam jogurtem naturalnym chudym, ale akurat stała śmietana otwarta, co się mam marnować.
Dziś w ramach uspokajania wagi, jem mniej. Rano samo tak wyszło, bo skończyło się opakowanie płatków i karton mleka, wyszło mi mniej więcej 2/3 porcji zwykłej. Na obiad zjadłam talerz barszczu i odrobinę owocowej sałatki. W międzyczasie pomarańczkę. I jakoś leci. W domu będzie brokułowa (rany, ile ja tego ugotowałam! Mężczyzna już ma dość :) ), a w międzyczasie się okaże. Mam ze sobą grapefruita i kiwi :)
Humor mi dziś nawet dopisuje, może dzięki przebłyskom pogody? Nawet ilość nieprzyjemnych ludzi, z którymi mam dziś styczność, a która zdecydowanie przekracza średnią, mnie nie wyprowadza z równowagi. :)
Hej Zosienko! Ja dzisiaj tez gotuje brokulowa. Ale taka z torebki..zupa krem i dodam tylko swieze brokuly, bo nie mam lepszego pomyslu. Czekam na twoj przepis:-)
Nam torty na wesele piekla strasza wiejska pani. Byly pyszne :wink:
To kiedy to tych Stanow byscie sie wybierali i w jakie regiony? Zobacz jaka ja jestem ciekawska...
A ludzi nieprzyjemnych ja tez dzisiaj juz cala armie spotkalam. Zignorowalam ten przykry akcent, bo ogolnie dzien jest niezly:-) to cos jak ty :wink:
Ech, coraz bardziej mam wrażenie, że piszę sama do siebie. Ale co tam.
Zjadłam sobie przed chwilą kiwi i jogurt ze zbożami i mi wychodzi 690 kcal. Czyli akurat, bo w planach jeszcze kawa, zupa na kolację i chyba wsio :)
Pogoda na zewnątrz dziwna. Były momenty, że świeciło, a momentami wieje i leje okrutnie. No i w efekcie humor próbuje się popsuć. Ale staram się mu nie nadawać.
Przygotowania ślubne idą do przodu, zaczynają się konkrety pojawiać, coraz więcej rzeczy jest załatwionych i zaczyna to wszystko mieć ręce i nogi.
Tylko jak usłyszałam, że w salce na dole Pałacu Ślubów życzą sobie 10 zł za kieliszek najtańszego wina musującego, to normalnie padłam. Wyobraźmy sobie teraz, że będzie tę chwilę ze mną celebrowało jakieś 50-70 osób, chcę ich poczęstować szampanem, bo nie wszyscy są potem gdziekolwiek zaproszeni (nie robimy wesela) i co. Wywalić na odrobinę wina i zajęcie sali przez pół godziny 700 zł? Toż to paranoja!
Jeszcze nie do końca wiem, czy mamy jakąś alternatywę. Najchętniej bym wynajęła samą salkę. Bo kurde, raczej wolałabym nie przyjmować życzeń, na początku stycznia, na zewnątrz. Brr.
Magdalenko, pisałyśmy razem! :) Nie gotuj zupy z torebki! Już ekspresowo spisuję przepis.
Bierzesz - paczkę mrożonych lub jedne świeże brokuły
Dwie kostki rosołowe
Mały jogurt naturalny
malutką cebulkę
2-3 ząbki czosnku
(co chcesz jeszcze, znaczy spokojnie np można dodać ziemniaka, ale nie trzeba)
Brokuły świeże rozdzielasz na różyczki, kłąb rozcinasz na mniejsze kawałki, wszystko oczywiście dokładnie myjesz. Jeśli robisz z mrożonki to wsypujesz do garnka. Zalewasz to wodą do 2/3 wysokości brokułów, nie więcej bo będzie zbyt wodniste i wstawiasz na gaz. Kostki rosołowe rozpuszczasz w małej ilości wody i dolewasz do zupy. Wszystko gotujesz, aż brokuły zmiękną. (Jeśli chcesz dodać ziemniaka, to w kostkę go i do gara).
Kiedy zupa się gotuje siekasz cebulkę i czosnek, podsmażasz na odrobinie oliwy i dodajesz do zupy. Wszystko powinno być gotowe w 7-8 minut od zagotowania się zupy. Wtedy wyłączasz i rozdrabniasz (najlepiej blenderem albo jakkolwiek inaczej). Kiedy jest już zmiksowane dodajesz jogurtu, mieszasz. Próbujesz i doprawiasz. Pieprz, sól, ew. jakaś vegeta. Można też dodać świeżej zieleniny typu natka, koperem albo kolendra.
Jeśli masz ochotę, w tym samym czasi można zrobić grzanki. I tu dwa moje sposoby.
Albo: kroisz chleb w kosteczki (na dwie osoby 1-2 kromki chleba), obierasz 1-2 ząbki czosnku. Na patelni rozgrzewasz odrobinę oliwy, wrzucasz na to chleb i to przykrywasz. Smażysz na malutkim gazie, co jakiś czas mieszając. Kiedy zaczynają dochodzić dodajesz czosnek (wyciśnięty) i jeszcze chwilę smażysz. Wszystko trwa koło 10 minut. Grzanki wychodzą super, na zewnątrz chrupiące, w środku miękkie i cudownie czosnkowe.
Druga opcja: kroisz chleb - znów ze dwie kromki
bierzesz tyle plasterków żółtego sera ile chleba
Chleb nacierasz ząbkiem obranego czosnku
Na oliwę na zimnej patelni kładziesz cały ząbek czosnku i podgrzewasz
Kiedy oliwa będzie ciepła kładziesz nań grzanki (najlepiej kromkę podzielić na 2-3 mniejsze, będzie wygodniej jeść), zmniejszasz ogień i przykrywasz.
Po kilku minutach, kiedy od spodu będzie już chrupiąca, odwracasz grzanki na drugą stroną.
Mniej więcej wtedy czosnek jest już przyrumieniony i należy go zdjąć, by się nie przypalił.
Kiedy będą już niemal gotowe kładziesz na nie ser i znów przykrywasz.
Grzanki są gotowe kiedy ser się roztopi czyli po 2 minutach mniej więcej.
Wszystko zajmuje jakieś 20-30 minut z tego połowę spędzasz na czekaniu aż się zrobi. Gorąco polecam, z pewnością będzie lepsze niż z proszku!
Słońce wyszło zza chmur, jak pojechałam zatankować to było mi nawet ciepło, a byłam w samym żakiecie na wierzchu! To miłe, szczególnie, że zapowiada się i ciepły weekend.
W sobotę wyjeżdżamy na północny-wschód, spotkać się z krawcową! :)
A dziś od rana była sałatka z pomidora, odrobiny żółtego sera i pesta, kawa z mleczkiem, plaster ananasa i dwa naleśniki z marną ilością farszu śmieranowo - pieczarkowego. W lodówce na górze czeka jogurt, a co więcej, to się okaże.
Waga doceniła wczorajszą kolację z grapefruita i pokazała dziś 66,1, zobaczę jak będzie szło dalej.
Przez to całe zamieszanie, jakie tu dziś mam, zapomniałam napisać najważniejszego. Wczoraj zostałam poproszona o ubranie się do pracy elegancko, bo będą hiper ważni goście i w ogóle. Rano więc otworzyłam szafę w poszukiwaniu spódnicy i żakietu. Wzięłam taki, który wiem, że jest najmniejszy. Spódnica do kolana i koszula pasująca do wszystkiego.
Zaczęłam się ubierać i ... wszystko jak ze starszej siostry zdjęte! Za duże! Spódnica zapinana w talii zrobiła się luźną biodrówką. Koszula jak męska, luźna wszędzie, a pod żakiet zmieścił by się gróby sweter!
Nie miałam jednak specjalnego wyboru, ani czasu na zastanowienie, więc zapięłam się i wyszłam. Teraz tylko poprawiam kręcącą się spódnicę i koszulę. Bo dłuższa niż żakiet, a włożona w spódnicę nie trzyma się ani trochę, bo i czego, jak nie jestem w ogóle ściśnięta? :)
Ps. Wczoraj zostałam zapytana przez moją nie_bardzo_szefową, czy aby nie schudłam przez jakąś chorobę, bo tak znacznie! Ha! :)
Hej Wkra-Słoneczko!
I Ty mi cos mówisz, że za mało jem i schudnę niemiłosiernie :!:
A Ty to jak :?: :!:
Ale juz nie krzyczę, bo muszę powiedzieć, że strasznie się cieszę, że Ci to wszystko latało i że ta niby_szefowa az zauważyła. Pewnie ją zazdrość zrzera i dobrze :twisted:
a ona jaka: chuda czy nie bardzo?
A jak Twoje plany ćwiczeniowe??
Ja też sobie wziełam i przepis na zupkę wydrukowałam i mojego mężczyznę będe katować.
Bo zupka ta mi się doskonale wpisuje w moje Sb.
pozdrawiam cieplutko i dużo słonka życzę, bo juz prawie weekend :D
Zosiu, dziekuje za przepisik!! Grzanki juz wczoraj zrobilam, a zupke wkrotce wyprobuje!!
Buziaki sle i zmykam, bo juz i tak za dlugo w pracy siedze:-)
http://www.gifart.de/gif234/baeume/00001769.gif
Zosiu dziękuję...no rzeczywiście przepis banalny :D
Jak napisałas krem brokułowy to myślałam, że będzie bardzo skomplikowane...a tu taka niespodzianka...ugotuję sobie jutro :)
Ja uwielbiam gotować i jeszcze jak mieszkałam z rodzicami to tuczyłam całą rodzinę spaghetti i przeróżnymi pieczeniami...uwielbiam piec ciasteczka, serniki, ostatnio muffiny w przeróżnych kombinacjach....tylko z tym dietetycznym gotowaniem coś u mnie kiepsko niestety :wink: Dlatego Twój przepis bardzo mi się przyda....mniam :D
Ślicznie Ci idzie dieta...pozdrawiam i uciekam na długi weekend do Olsztyna! Paaaa!
Miłego weekendu życzę :wink:
http://kartki.onet.pl/_i/d/nowa4.jpg
Ja mam zamiar Halooweenowo poszaleć w weekend w lesie i przy ognisku z kartoflami :roll:
Całuski
***
Grażyna
p.s. zdjęcia wysłałam na @....
Zauważyłam, że razem z początkiem jesieni, wzrosło moje zapotrzebowanie na owoce. Przed lunchem zjadam jabłko, kiwi czy pomarańczkę, czasem coś jeszcze przed wyjściem z pracy albo na kolację. Wiem że to zdrowiej niż słodycze i w ogóle, ale kurcze, takie jabłko nawet ma strasznie dużo kalorii i wcale mi się to nie podoba.
Waga dalej świruje, fakt że na kolację jadłam wczoraj makaron z pesto, trochę więcej niż zwykle. Ale limit kaloryczny przekroczony nie został, a waga dziś powiedziała 66,5. Staram się oczywiście nie przejmować itd i tak mimo wszystko ten miesiąc nie był tragiczny (biorąc pod uwagę urlopowy wzrost wagi) ale ile można.
Dziś po pracy jadę do krawcowej celem zwężenia trzech spódnic. Bo wiszą w szafie i się marnują. A jedna jest długa, tweedowa. Bardzo ją lubię, szczególnie kiedy zimnica za oknem, więc się przyda.
Mam ostatnio straszną ochotę na jakieś ubraniowe zakupy, bo w tym w czym chodzę, wyglądam jak obwieś. Ale mimo wszystko nadal nie zawsze mieszczę się w rozmiar 40, ba niekiedy nie wyglądam dobrze w 42! Więc zakupy to przymierzanie miliona niepasujących rzeczy. A nawet jak coś znajdę, to drogie i nie wiem, czy brać. Ech, to się nazywa mieć problemy, co? :) Na pewno mam chętkę na jedną brązową koszulę z Orseya.
Yagnah, daj mi znać, jak wyszła :) W razie czego służę i innymi przepisami.
Gayguś, jakie zdjęcia? Nic nie dostałam!
Hej Zosiu!
Hehe..a na mojej punktowej dietce jabluszko ma 0 punkcikow!!:-))) 0 punkcikow normalnie!!! hhihi..i inne owocki tez..przewaznie...
Idz zwezaj te spodnice, niech nie wisza!
I kup sobie cos fajnego. Nowe zawsze cieszy. Brazowy kolorek tez lubie.
Nie uwierze ci za Chiny, ze sie nie miescisz w 42 nieraz. Moje ciuchy to w 70% rozmiar 38 i w 30% rozmiar 40. A przeciez waze wiecej od ciebie....
Magdalenko, absolutnie nie przesadzam, niestety. Znaczy, może uściślę. Moje uda się w 42 nieraz nie mieszczą. Po prostu, w biodrach spodnie odstają, a w udach cisną. Już nie mówię o łydkach, na których żadne kozaki zapiąć się nie chcą. Nie mierzyłam jeszcze żadnych butów takich wyżej za kostkę, do połowy łydki, może w takie się zmieszczę. Ze spodniami nadal jest problem, na prawdę rzadko 40 jest wystarczająca. Prędzej na górę. Więc zakupy, nie często są łatwe i przyjemne.
I strasznie ci tych 38 zazdroszczę. Bo ja na dole nawet nie wejdę, a na górze się nie zapnę, nie mam co marzyć póki co. Inna sprawa, że ty może i ważysz więcej (ledwo co) ale w tej wadze masz o wiele więcej mięśni i stąd takie różnice. Z resztą, możemy kiedyś porównać wymiary.
Ale co tam. Jutro jedziemy do krawcowej celem obgadania pomysłów naszych ślubnych, więc nie narzekam! :)
Na obiad zjadłam sobie... kanapkę. Nigdy nie zrozumiem jak to jest że kawałek bułki z serem i warzywkami ma tyle samo kalorii co dwa naleśniki.
Zosienko! Chyba rzeczywiscie musimy porownac wymiary, bo dalej do mnie nie dociera, jak mozesz nosic 42. Ja na gorze nieraz musze kupowac 40 przez cycki, ze tak powiem, bo sa o rozmiar za duze (jest C, chcialoby sie B..to znaczy ja chce, moj D kategorycznie nie :wink: )
Jedz do krawcowej...jej..slicznie bedziesz wygladac, ja sie czulam jak krolewna...a potem jak kilkadziesiat aparatow zaczelo fotografowac, to czulam sie calkiem jak VIP..hehe...bedzie super
A co do kanapki..ser ma zazwyczaj 45% tluszczu, to dlatego...buleczka sama nie jest taka zla...
Buziaki Zosiu!
http://www.gifart.de/gif234/halloween/00004089.gif
Hej Zosiu :)
Slonko wpadam nocą by zyczyć miłej niedzielki.. :)
no i zakomunikowac ze teoretycznie zakochałam się brokułowej zupce, miałam robić dziś, ale ogrniczyłam się do zrobienia sałatki, a zupkę zrobię na dniach bankowo :D brokułek już w lodówce na to czeka.. :lol:
Zosiu widze tu wymianę zdań o rozmiiarach.. ech, ja też marzę o 40.. na razie jestem w szoku, ze kupiłam kurteczkę 42 :wink: to cud chyba hehe.. ja spodnie to najczęściej 44 a nawet 46, góra też 42-44.. buuu.. a marzę właśnie o 40-stkach..
Zosiu jak tam wyprawa do krawcowej?
ech.. Wasz ślub coraz blizej.. :) pamiętam jak mi zostało 2 m-ce.. niby tyle czasu, a wcale nie! Zleci szybciutko! buziaczki i do jutra :) miłej niedzielki! :)
No i unormowania wagi na poziomie 65 a nie 66 kg 8) :lol:
http://www.edycja.pl/upload/kartki/460.jpeg
Jakoś ostatnio mam niechęć do pisania. Ale trzeba się przemów, żeby potem pamiętać :)
Po pierwsze, w ogóle nie byliśmy u krawcowej. Rozchorowała się i jedziemy za tydzień. Pojechaliśmy za to odwiedzić Majora, u którego służył kiedyś Mężczyzna. Major jest świetnym facetem i panowie utrzymują kontakty. Dzięki wizycie tam miałam niepowtarzalną okazję zjedzenia prawdziwego żołnierskiego obiadu, na prawdziwej wojskowej stołówce! Porcja mnie powaliła. Zjadłam chochlę grochówki i mniej niż piątą część drugiego. W ogóle zasiedzieliśmy się więc nie jadłam potem już dużo, pomarańczkę tylko.
No i dziś waga pokazała 65,3. I mam wrażenie, że więcej już nie będzie. Oby! :)
Dziś z kolei pojechałam do przyjaciółki na farbowanie włosów i już na szczęście wyglądają w miarę. Nie wiem czemu nie złapały do końca, czarna farba nie pokryła brązowej. Ale jest i tak sto razy lepiej niż było. Potem pojechałyśmy na zakupy, gdzie nabyłam sobie piękny brązowy stanik. Jest rewelacyjny. I Już wiem jaki w tej chwili mam rozmiar. A jest to bowiem 75D (Tak tak, a było sporo więcej). Jestem nim zachwycona, mimo że kupić planowałam bluzkę tudzież sweterek :)
Potem była jeszcze sałatka w Sphinxie i wróciłam do domu. I zrobiłam na obiad makaron razowy z sosem śmietanowo pieczarkowym. Całkiem niezłe.
A teraz:
Magdalenko, jutro postaram się zmierzyć z rana i zapisać jak to teraz wygląda. Kilka dni temu jednak nie kupiłam bardzo tanich tweedowych spodni rozmiar 40, bo w udach były piekielnie opięte. A na górze to ja tego, mam czym oddychać. Choć i tak jest tego conajmniej 5 cm mniej niż kiedyś.
Co do sera to oczywiście masz rację, ale sera w kanapce jest plasterek, a wychodzi strasznie dużo. Aż żal bo czasami mam ochotę na pyszną bułeczkę z serkiem i warzywami :)
Anikasku, ale ty nosisz taki rozmiar w dużym stopniu przez wzrost! Masz 10 cm wzrostu więcej niż ja! Więc ta waga rozkłada się zupełnie inaczej. A kurteczka jest świetna! Bardzo dobrze w niej wyglądasz. Oczywiście, życzę ci 40 za niezbyt długi czas :) Waga chyba zaczyna się normować i znów po prostu wachała się przed spadkiem. Zobaczę jutro.
Co do ślubu to właśnie się zastanawiam jak to będzie, bo póki co dzieje się powoli to wszystko. W środę mam nadzieję, roześlemy zaproszenia, które jutro wydrukujemy. W sobotę jedziemy do krawcowej... :)
Zosienko kochana ...ja chcialam zyczyc Ci mielgo poniedzialku i kolorowych snow..wiem wiem za wczesnie jeszcze :P No i mniej zmartwien z rozmiarowka bo to glowni od ciuch \a zalezy :D:D:D:D:D
pozdrowienia :*
Witaj Zosieńko,
Zazdroszczę tej krawcowej. U mnie jeszcze minie kilka miesięcy, zanim przymierzę cokolwiek. Zapisałam się do Klubu Kwadransowych Grubasów, byłam już na pierwszym spotkaniu. I od wtorku zaczynam dietę 1000kcal.
Buźka!
Anita
Smutna tobie również miłego poniedziałku życzę. Pewnie jest pioruńsko zimno ale przynajmniej pięknie słonecznie u nas, więc oby i u ciebie tak było. Z cichami masz rację, że to indywidualna sprawa, ale i tak mam problem najczęściej ze spodniami. Co tam, nie zamierzam się tym jakoś specjalnie przejmować.
Aniffko, z krawcową jeszcze musisz poczekać, ale salę na ten przykład masz już od dawna, a ja do tej pory nic pewnego :) Coś za coś :) O Kwadransowych Grubasach czytałam. Życzę powodzenia we wdrażaniu własnych pomysłów! Ja nie z tych co by się zrzeszali w klubach i jeszcze za to płacili.
Mamy nowy dzień, jak już pisałam, za oknem piękna pogoda, mamy dziś plany domowo - wyjściowe więc myślę, że będzie fajnie. I wyciągnęłam z szafy niemal nigdy nie noszony sweterek czarny, dość mały z bardzo długimi rękawami, takimi że i dłonie przykrywają, rozszerzające się i rocięte na końcach. I wyglądam w nim świetnie. Potraktuję go jako wczoraj nabyte wdzianko i dzięki temu za tę samą cenę mam dwa nowe elementy garderoby. Oba rewelacyjne bo stanik też leży jak ulał, już nie pamiętałam, że można mieć tak dopasowaną bieliznę. Bo od dłuższego czasu nic nie kupowałam i chodzę nadal w starych 'spadochronach' :)
No nic, zaraz biegnę zjeść danio z musli jako śniadanie i w świat! :) Jeszcze tylko poczytam co u was.
taki sweterek z rozszerzonymi rekawami i za dlugimi to moim zdaniem rewelacyjna sprawa :) ja wlasnie z miasta wrocilam wiec pewnie "minelysmi sie w drzwiach" hihihi...milego dnia :)
Zosienko! Teraz to ty juz mozesz zapomniec na dobre o spadochronach, bos laska sie zrobila!!!!! No i bielizne masz seksowna....( a ja nosze 80C...to znaczy, ze mam mniejsze piersi, ale jestem kurcze szersza!!! buuuuuu :wink: )
A dzis to gdzie sie podziewasz?
http://www.lebensgeschichten.org/sen...mantik/101.jpg
Witam po przerwie. Jak już mówiłam przeżywam kryzys pisarski. Z dietą idzie w miare równomiernie, znaczy się dziś było na pocieszenie pół ciastka do kawy z przyjaciółką. Ale wliczyłam to w limit, którego staram się nie przekraczać. Bywa różnie ale staram się, a waga ustabilizowała się na 65,3. Jutro będzie jak będzie, skąd niby mam wiedzieć? :)
Przed chwilą zjedliśmy przepyszne leczo, niebo w gębie. Dziś już nie będzie nic, chyba że jakiś owoc.
Magdalenko, oj tak, po kupieniu nowego, idealnego stanika odkryłam w jakich szmatach chodzę. Oczywiście przesadzam ale te stare są po prostu za duże. Muszę coś z tym zrobić :) Niech tylko jakieś nadprogramowe pieniądze się zjawią!
Co do rozmiaru, to ja zawsze miałam czym oddychać. To co mam teraz to najmniejszy biust odkąd pamiętam, a obwód pod nim, cóż widać nie jestem tak grubokoścista jak starałam się sobie tłumaczyć jeszcze nie dawno :) A u ciebie pewnie mięśnie poszerzają i to miejsce. :)
Dziś miałam bardzo trudny dzień, wszystko szło na opak i mało brakło, a rozbijałabym talerze, kłóciła ze wszystkimi itd. Ale udało się, popołudniowa drzemka i późniejsza kawa z przyjaciółką, w zestawie ze spacerem poprawiły sytuację. :) Idę zaraz poczytać co u ciebie.
Wiecie co? Byłam przed chwilą na wątku Aniffki (ukłon) i znalazłam tam linka do fajnego kalkulatora BMI. Odkryłam dzięki niemu, że:
płeć: K (to akurat wiedziałam :) )
wzrost: 163
obecna waga: 65
obecna wartość BMI: 24.46 kg/m2
idealna wartość BMI: 22 kg/m2
idealna waga: 58.4518 kg
najniższa dopuszczalna waga: 49.173087692308 kg
najwyższa dopuszczalna waga: 66.177247692308 kg
powinieneś pozbyć się około: 6.149665 kg
A to oznacza, że mieszczę się już w dopuszczalnej wadze dla siebie! Wiedziałam jak wygląda mój BMI itd ale to mi pokazało, że powinnam zacząć dbać o szczegóły, a nie przejmować się całością. I tu doskonale wpasowuje się moja decyzja powrotu na jogę. W piątek idę na pierwsze zajęcia i już się na to cieszę.
Ps. Chciało mi się strasznie czegoś słodkiego, najlepiej do picia. A że nie miałam, to jem owoce. Poszło małe jabłko, dwie mandarynki i pół kiwi. Nic nie poradzę, szczególnie że i tak nie jest źle, to są owoce, a nie słodycze. Jutro waga pewnie nie będzie zbyt piękna, ale wiem co będzie tego powodem.
OOOOooooo, Zosieńko, cieszę się, że mogłam pomóc! :D
Buźka!
Anita
Aniffko, oj tak, dostałam kopniaka pozytywnego jak to zobaczyłam. Tylko niestety potem zjadłam późno owoce i efekty dziś mam. ALe to chwilowe na pewno.
Dziś jem normalnie, choć pęd do owoców mnie nie opuszcza, jabłko już zjadłam. A poza tym na lunch naleśniki ze szpinakiem sztuk dwa i standardowe śniadanie. Po pracy mam mnóstwo roboty, jeżdżenia i spotykania z ustalaniem więc nie wiem kiedy i co zjem po pracy. Jogurtu nawet żadnego sobie nie przyniosłam ale co tam.
Ten tydzień bardzo posunie przygotowania nasze ślubne do przodu, sporo spraw powinno być przypieczętowanych, rozpoczęte na dobre te, które ledwo liznęliśmy i w ogóle. Cieszy mnie to choć zaczynam się gubić. Muszę koniecznie wrócić do tradycji zapisywania wszystkiego w kalendarzu. Jak tylko wrócę do domu to się tym zajmę, bo nie mam 'w czym' pisać teraz.
I założyłam notatnik do zapisywania wszystkich 'ruchów' wydatków, pomysłów etc. dotyczących ślubu. Żeby się nie pogubić i żeby móc potem policzyć ile nas to tak na prawdę kosztowało. Z ciekawości :)
Zosiu, co ty mi tu opowiadasz?? Ze po owocach przytylas?? ty mnie tu nawet nie strasz!!! Takie opowiesci wywoluja u mnie odraz dietowy i dreszcze!!! Lo matko...toz to paranoja. No nic, to pewnie przejsciowe znowu. Ale sam fakt mnie zmartwil.
Obliczylam BMI z kalkulator aniffki..wyszlo, ze powinnam schudnac 8kg.....tak tak..ja to wiem...a mojemu tygryskowi wyszlo, ze powinien schudnac 12 kg...ale to to juz glupota...on ma 184-185cm..wazy 87kg....a powinien niby 75 cz cos takiego....ale sie z tego usmialismy...wygladalby jak szkieletor....czyli tak calkiem tym wyliczeniom zaufac nie mozna....hehe....(troche tak sama sobie tlumacze chyba)
Zosiu....weselisko sie zbliza. Planuj planuj....a koszty...no coz...sama sie przekonasz.....ale oplaca sie, bo to jedyny taki dzien!
http://www.gifart.de/gif234/liebe/00004790.gif
Magdalenko, nie mam żadnych wątpliwości, że warto wydać pieniądze. Staramy się jednak utrzymać równowagę między tym co wydamy na ten dzień, a co po nim, bo ja jednak wolę zainwestować w kurs / wyjazd / coś trwałego niż w bardziej wypasioną sukienkę czy coś. Robimy tak, żeby wszystkie lementy były piękne i niezapomniane, ale niekoniecznie najdroższe na świecie :)
Co do 'tycia' po owocach, to niestety, siłą rzeczy. Jak zjadłam pół kilo owoców godzinę przes snem, to kiedy się miałam tego z organizmu pozbyć? To żadne tycie, to nie oczyszczenie się i dlatego się nie przejmuje.
A jeśli o BMI chodzi to ja wiem, że powinnam ważyć jakieś 58-62 najlepiej i tego się trzymam. Choć staram się nie myśleć o schodzeniu poniżej tej gónej wagi, bo Mężczyzna by mnie chyba z domu wyrzucił. On się zakochał w 'dużej; kobiecie i choć zgadza się, że wyglądam teraz super i te sprawy to chudzielca nie chce :)
Napisałam u ciebie strasznie dużo, mam nadzieję, że mnie za to nie wyklniesz :)
Zosienko!Masz racje, nie musi byc wszystko najdrozsze. Zreszta najdrozsze wcale nie musi byc najlepsze. My tez staralismy sie pozostac przy ziemi i nie wydawac majatku... Ani garnitur, ani sukienka ani restauracja nie byly drogie, a wszystko wygladalo pieknie!! I Tobie tez tego zycze...
Co do owockow...to moze i masz racje....Kurcze, zeby mi sie chcialo tak owockow, jak tobie...
Juz lece cie wyklnac... :wink: