-
Zosiu...zmeczenie i niewyspanie...skad ja to znam....ja juz nawet myslalam, ze w ciazy jestem albo co, bo normalnie padam...nie mam sil, nie mam energii...nic mi sie nie chce...nawet dietkowac mi sie nie chce. Mysle tylko o spaniu. W metrze kimalam jak stary pijak! Juz nie wiem, jak sobie z tym poradzic...Moze najprosciej byloby chodzic wczesnie spac...
-
Oj głupio sobie menu obiadowe wybrałam, straznie głupio! Znów nie było z czego wybierać, więc postanowiłam zjeść coś więcej niż zwykle, bo i tak potem dopiero wieczorem i takie tam. Wzięłam więc sobie dwa naleśniki z serem. Nie były zbyt tłuste nawet, prawie zupełnie nie słodkie, ale już mnie brzuch od nich boli. Błąd!
Grażynko, dziękuję *ukłon*
Magdalenko, u mnie jeszcze nie jest tak źle. Staram się funkcjonować bez kawy i nie myślę o spaniu, ale czuję się niezbyt komfortowo. W takich momentach zawsze łatwo się irytuję. Co do spania w drodze do pracy, to ja raczej nie powinnam, bo dojeżdżam samochodem :)
-
Hej Zosiu :)
i jak się czujesz? Mam nadzieję, ze ból szybko przejdzie!!
Naleśniki z serem.. oj dawno naleśników nie jadłam.. w sumie nie przepadam za nimi, no chyba ze robi je W.. naleśniki i placki ziemniaczane wychodza mu rewelacyjnie :D ale jemy je bardzo rzadko..
wrócę na chwilkę do rodzin i organizacji ślubu - to własnie miałam na mysli, gdy pisałam, ze róznie to bywa hehe.. ze każda rodzinka ma inną wizje i jakieś tam nieporozumienia są.. na szczęście nasze rodziny dały nam PRAWIE wolną rękę i jakiś większysz nieporozumień nie było.. uff... generalnie to jednak miłe załatwiać to i tamto.. :wink:
w sumie w moim małym mieście do wyboru miałam z 4 lokale i 1 wypożyczalnię sukien to dużego wyboru nie było hehe.. ale szukanie płaskich butów, czy garnituru dla W. to było dosyć kłopotliwe.. ech.. już prawie rok minął jak my szykowalismy się do ślubu.. jak to szybko leci..
pozdrawiam Cię gorąco :) miłego dnia :D
-
Uff, dzisiejsze polowanie okazało się klapą. Generalnie, w takim kolorze jaki mi się marzył nie ma NIC. Znalazłam stare złoto z jakimś pomarańczowym odcieniem, bardzo ładne, pasuje i do materiału sukienkowego i płaszczowego. Tylko nie wiem czy to pasuje do mnie. Brr, będę kombinować.
Na kolację zrobiłam zupę szpinakową. Nie wiedziałam, że wyjdzie aż tak kalorycznie, w każdym razie przektroczyłam limit o 100 kcal jak nie trochę więcej . Trudno.
Anikasku, staramy się tak zrobić właśnie, by wszystko sprawiało przyjemność. Niestety, przeciwieństwem braku wyboru jest klęska urodzaju. Tu jest tak dużo miejsc gdzie można szukać, że nie sposób się połapać. :)
-
Zosiu! Zupke szpinakowa jadlam wczoraj, ale cholera z torebki...wiem wiem znowu sie na mnie zezloscisz...ale byla dobra! naprawde! Wkroilam do niej troche salaty ruccola i mozarelli light i pychotka byla. Nie chce mi sie nieraz gotowac tak od podstaw...buuu...
Kolor zloty...takie stare zloto miedziane, to (chyba ci juz mowilam) najmodniejszy kolor sezonu! hit normalnie!!! kochana hit! i do twoich czarnych wloskow bedzie wygladal slicznie!!!!!!
-
Zosiu a na jaką okazję sukienka w kolorze starego złota? :)
Na ślub? :)
Zapomniałam Ci napisac Zosiu, że ostatnio robiłam krem brokułowy według Twojego przepisu...smakowity był, został przeze mnie i rodzinkę pożarty...dzięki za przepis :)
-
Zgadzam się z Magdalenką,że kolor starego złota to po poierwsze hit, a po drugie będzie pięknie pasował :D Zupki też zaczęłam praktykować w ramach walki ze spadającą temperaturą - wczoraj była pseudomeksykańska - 2 rodzaje fasoli+papryka+ostry pomidorowy wywar :wink: pychotka :D
Qrka mamy problemy z systemem, dobrze że net chociaż działa :twisted: za to zeżarło mi obrazek :evil:
Miłego weekendu Zosieńko :D
***
Grażyna
-
Hej Zosiu :)
wpadam z pozdrowionkami :)
popieram stare złoto, tez myślę, ze będzie Ci pasować :)
mam sentyment do tego kolorku... :lol:
buziaczki :D
ps. to teraz ja się zapytam - jakie masz plany długoweekendowe ? :)
-
Dzień dobry! Dzisiejszy dzień, jest o niebo lepszy od wczorajszego, mimo że pogoda podobna. Wczorajszy wieczór pozwolił mi odżyć, spędziliśmy go we dwoje, na kanapie, z fajką wodną, czekoladą i "Skrzydłami". Było rewelacyjnie, relaksacyjni i tak przyjemnie blisko. Dziś znowu świat ma kolory, ja pewność siebie i w ogóle.
Wyrzutów sumienia nie mam żadnych, bo piekielnie tego potrzebowałam, ale tyle czekolady co wczoraj to od daaawna nie zeżarłam (dwa rządki!). Dziś więc więcej owoców, mleczne rzeczy i absolutnie nic ciężkiego, żeby się oczyścić. Od rana płatki (mniej niż zwykle), kawka i jabłko. Nastrój mam naprawdę niezły! :)
Magdalenko, widzisz jakie zgranie? Ja zupkę szpinakową robiłam z mrożonki. Złościć się absolutnie za torebkowość twojej nie będę, choć przekonywać do robienia samemu i owszem. Bo to niewiele więcej roboty, a jak sądzę o wiele smaczniej. W każdym razie jeśli byś miała ochotę, to służę przepisem :) Moja też była pyszna, ostatnio mam ochotę na zupki w odcieniach zieleni :)
Co do złota, to takie nie do końca miedziane, jaśniejsze i mniej pomarańczowe, ale dobry trop :) Powiadasz, że to hit? Z pewnością widziałam takie buty (nie dla mnie). Z każdą chwilą pewniej się czuję odnośnie tej kolorystyki. Ja generalnie częściej zimne kolory noszę, ale przecież ciągnie mnie do brązów już od miesięcy, więc nieco odwagi i będzie dobrze. Szczególnie, że myślałam o jakimś solarium celem opalenia minimalnego. Jak nie będę tak blada to rzeczywiście powinno być ok.
Yagnah, w kolorze starego złota będą (wszystko na to wskazuje) dodatki do sukni, szamelunki i szal z jakimiś elementami tego koloru oraz część haftów na płaszczu. I owszem, do ślubu :)
Cieszę się, że krem smakował, jestem jego fanką :)
Grażynko, kurcze, skoro tyle osób mówi, że będzie pasował to chyba uwierzę :) Oczywiście, zobaczę jak to będzie w końcu wyglądało ale chyba tym właśnie tropem pójdę. Bo z pewnością i do sukienki i do płaszcza pasuje jak ulał :)
Ja właśnie też zupki coraz częściej. Szczególnie, że za zwyczaj roboty przy nich nie ma wiele, można zjeść dużo, najeść się i ogrzać :) Pseudomeksykańska powiadasz? A jak zrobiłaś? Ugotwałaś po prostu wszystko razem, z jakimś czosnkiem i cebulą, czy coś jeszcze? Brzmi bardzo zachęcająco!
Miłego weekendu i Tobie! :)
Anikasku, no, naprawdę chyba się ugnę :)
Mój weekend będzie równie zwariowany, jak cały dotychczasowy tydzień. Mianowicie dziś wieczorem przyjeżdżają do nas goście, zostają do niedzieli. Ja jednak jutro rano zmywam się i pomagam siostrze przeprowadzić się do krakowa. Tam jestem umówiona z przyjaciółką na kawę i zobaczymy co dalej :) Jakoś w sobotę rano się zbieram do warszawy, tu pobędę trochę z Mężczyzną i znajomymi, by wieczorem zmyć się na trochę na otwarcie pracowni koleżanki. Na niedzielę o dziwo planów nie mam żadnych. Znaczy posiedzimy ze znajomymi, a jak pojadą, a my będziemy mieli siły to pojedziemy do jakiegoś centrum handlowego na zakupy i żeby mi w końcu szkła kontaktowe zrobić. Przerzucam się z okularów, a przynajmniej się postaram. :) Uff, aż mnie palce od pisania bolą :)
Dziewczyny, jak dawno tu nie było tak tłocznie! :)
-
widze droga wkro ze ponownie zawiatasz do krakowa :) ja dopiero wczoraj doczytalam sie że urlop spędzałaś w kraku, i to cały tydzień !! a ja nic o tym nie wiedziałam :( trudno się mówi, ale czeka Cie nieźle zalatany weekend - ale tak przyjemne zalatany :)
lubię jak się dużo dzieje i jest co robić.. ja znów wybywam do Kielc,ale tym razem na generalne i ostateczne porządkowanie poddasza - remont wreszcie dobiega końca.. i jestem ciekawa efektu - takiego w całości, bo po czesci już widziałam :) byle do soboty i wszystko będzie jasne :D
miłego dnia :!:
-
Właśnie spałaszowałam jogurt zbliżając się do 700 kcal zjedzonych. Czyli akurat. Mam ochotę na trochę piwa na wieczornym koncercie ale jeszcze to przemyślę. W każdym razie czekam już, jak na gwoździach, na 17:30 i możliwość wyjścia stąd. Bo juz za długo tu siedzę! :)
Dumko, a i owszem, będę w Krakowie, ale na jeden dzień niecały. Wyjadę z moją siostrą jutro rano, więc trochę czasu minie zanim dojedziemy, a wracam w sobotę z rana. Muszę jej przewieźć książki i inne takie, bo się przeprowadziła. No i rzeczywiście będę zalatana, cały tydzień taki. Oczywiście, lubię to, czuję że nie marnuję czasu, są wymierne efekty moich działań i jeszcze spotykam się z ludźmi, ukulturalniam i takie tam.
Życzę powodzenia w szukaniu oświetlenia :)
-
Zosiu, no to czekamy razem, bo ja tez o 17.30 mam wylot stad...hehe..
Jezu, jak ty skrupulatnie liczysz te kcal...w szoku jestem...zastanawiasz sie nad tym piwem kurcze jak pustynnik nad ostatnim lykiem wody...no ale to przynosi efetky jak widac...nie to co ja..tu snickers..tam czekoladka...
Dawaj mi tu ten przepis na zupke szpinakowa, moze cos ukucharze....
Jak bylam mala to nienawidzilam szpinaku...
-
Magdalenko, liczę skrupulatnie, ale czasem oszukuję! Np. czasami nie zapisuję tego co zjadłam nadprogramowo, żeby nie widzieć :) A liczę po prostu zapisując w notesie na dieta.pl to bardzo wygodne.
Przepis na pikantną zupę szpinakową:
600 g świeżego szpinaku (wczoraj zrobiłam z mrożonego i wyszło super)
4 łyżki oliwy z oliwek (albo mniej)
2 posiekane czerwone cebule
3 pokrojone ząbki czosnku
1 łyżeczka pokrojonej papryczki chilli
po 2 łyżki: posiekanej świeżej natki, mięty i kolendry
1,5 l bulionu warzywnego
200 ml gęstej śmietany (albo mniej gęstej zmieszanej z jogurtem)
- Na oliwie z oliwek zeszklić cebulę, dodać czosnek, następnie po ok. 2 minutach wrzucić chilli, natkę, miętę i kolendrę
- Na koniec dodać posiekany szpinak i kilka łyżek bulionu
- Smażyć wszystko przez chwilę, ciągle mieszając
- Wlać resztę bulionu i gotować 10 minut
- Na końcu dodać śmietanę
- Podawać z grzankami zapieczonymi z ementalerem
Od początku przygotowań do nałożenia na talerz potrzeba max. 30 minut, jeśli
robi się na dwie pary rąk.
Ja robię zwykłe grzanki, takie jak te, na które przepis podałam poprzednio. Bez też jest pyszna. No i właśnie, zrobiłam z mrożonki i wyszło zupełnie ok. Za każdym razem daję też inną zieleninę. Wczoraj natkę i oregano, poprzednio chyba kolendrę i koperek, co akurat mam żywego. Bo takie suszone przyprawy to za mało dla tej zupy chyba. I
Dla mnie bomba :)
-
zosiu w takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć udanego koncertu i całego weekendu :!: :!: :lol:
pozdrawiam cieplutko
-
I jak bylo na koncercie, Zosienko?
Pozwolilas sobie na piwko...
Jej....ciebie tez nie ma w pracy...tez wolne....
Tylko ja tu siedze, zamiast spac, cholera jasna!
http://kartki.onet.pl/_i/d/koni_czynka.jpg
-
hej zosienko!
tak pisalas o czekoladzie :) a ja chcialam tylko opowiedziec ze na wykladzie z bromatologii (nauka o zywnosci) mielismy wlasnie o czekoladzie...
jeszcze sie nei naumialam tego wiec nie bede mowic nazw zwiazkow i tym podobnych ale ogolna idea jest taka, ze czekolada jest dobra, ale ta gorzka :) bo te zwiazki wystepuja w niej w duzym stezeniu :)
i jeszcze jedno - czekolada gorzka ma indeks glikemiczny = 22... dla porownania - wafle ryzowe kolo 80 a piwo 110... i o co w tym chodzi? ze im wyzszy indeks glikemiczny tym szybciej po zjedzeniu tego czegos robimy sie glodni :)
i jeszcze jedno - gotowana marchewka ma IG = ok. 70 a surowa kolo 20 :) nie musze chybka mowic co to znaczy :)
pozdrawiam :)
-
Witaj Zosiu :)
Ty gdzieś tam moze własnie w drodze z Krakowa, a moze jeszcze śpisz..
no nic, gdziekolwiek jesteś to i tak na pewno moje pozdrowionka do Ciebie dojdą.. :wink:
miłego weekendu Ci życzę, realizacji planów :)
ps. niecierpię szpinaku.. jak Wy to mozecie jeść? :wink:
http://www.galeriacyfrowe.pl/p/8/c/18038.jpg
-
mniam ta zupka będę próbować w najbliźsdzym czasie :D
cos mi się zdaje, że mnie-zagorzała przeciwniczę zup- namówisz w końcu na jedzenie zupek
pozdrawiam gorąco :D
-
Ja dzis ugotowalam barszczyk czerwony. Mniam!
Zupki sa dobre na zimne wieczorki!
Zosiu, mam nadzieje, ze masz super weekend!
http://kartki.onet.pl/_i/d/decyzjedecyzje.gif
-
Wróciłam. Dziewczyny, wstyd przyznać. Chyba przestraszyłam się bycia stawianą jako przykład i ległam. Na całej lini plama. Ten długii weekend to pasmo lodów, czekolady, jedzenia po 21 i w większych niż mózgownica nakazuje ilościach. Nawet hamburger był! Wstyd mi strasznie. A najgorsze jest to, że robiłam to w zasadzie świadomie, to nie były jakieś napady, ot po prostu, miałam ochotę. Blah. Waga pokazała dziś równe 66, a dzięki czekoladzie wizyty w wc od trzech dni są mało skuteczne, że tak powiem. Wtopa totalna.
Ale dziś już od rana lepiej i mam mocne postanowienie powrotu do pionu. Na śniadanie płatki, przed chwilą kiwi. W sumie 236 kcal zjedzonych, a za godzinę pójdę na lunch i zjem coś małego. Trudno, najwyżej same sałatki jak nie będzie żadnej sensownej zupy czy czegoś. Albo kanapkę kupię i będę jadła na raty. Do wyjścia z pracy (17:30) będę miała max 650 kcal zjedzonych, a zaraz po powrocie do domu zrobię jedzenie jakieś ze szpinakiem i do końca dnia max 950. Tak żeby była kara, ale nie uszczerbek dla organizmu.
Dumko, koncert był bardzo fajny. Co prawda koło mnie były tabuny pijanych gimnazjalistó (po co idą na taki akurat koncert? Przecież ta muzyka się im chyba nawet nie podobała), ale stałyśmy we trzy pod sceną, na wprost Świetlickiego, który, nie wiem jakim cudem, utrzymał się na nogach i śpiewał bite 2 godziny. Było ekstatycznie.
Magdalenko, piwko wypiłam jedno, małe. I nie przejęłam się jego rozwodnieniem :> Przykro mi, że musiałaś siedzieć w pracy, ale trudno, żeby w różnych krajach dzień niepodległości był w tym samym czasie :) Weekend był rzeczywiście bardzo fajny, choć piekielnie męczący. Nie włączyłam komputera nawet na chwilę, bo po prostu nie było kiedy! A barszczyk pycha. Mój Mężczyzna niestety nie lubi, więc ja tylko czasem sobie robię małą porcję :)
Gigii, z pewnością masz rację, ale mi ta gorzka czekolada po prostu nie smakuje! Jak mam ją zjeść (samą, bo jako element całości to co innego), to już wolę podziękować! A ten cały indeks glikemiczny to w ogóle dla mnie czarna magia :)
Anikasku, jak pisałaś to jeszcze w drodze nie byłam, ale śniadanie pałaszowałam. Kanapki z domowej roboty konfiturą pomarańczowo-dyniową. Rany jaki to było pyszne! Co do szpinaku, to zaczęłam go jeść niedawno. Trochę ponad rok temu. I powiem po prostu, do tego trzeba dojrzeć. Tak samo przyprawiony szpinak kiedyś był dla mnie (przepraszam) glutem bez smaku, a teraz niebem w gębie. :) Spróbuj kiedyś przygotować, służę przepisami w razie czego. :) A może się przekonasz.
Milasku będę bardzo dumna jeśli rzeczywiście dasz się przekonać. Mężczyznę nauczyłam jeść zupy mimo że kiedyś były zbędnym elementem, którym nie można się najeść i każda jest taka sama, więc przygotowanie mam :)
-
Udało się. Obiad zjedzony, niespełna 300 kcal. Trzy pierogi ruskie, tylko ugotowane, bez żadnego tłuszczu czy cebulki i do tego odrobina sałaty z połową jajka. Na podwieczorek jeszcze jogobella light i będzie akurat miejsce na małego owoca zanim dobiję do 650. Czyli zgodnie z planem, powinno się udać!
-
Wczoraj mniej więcej się udało. Może nie 950 ale 1000 dokonane malusieńkim kawałkiem włoskiej pizzy na cienkim cieście i makaronem z sosem szpinakowym z serem niebieskim. Pychota! Sosou wyszło tyle, że resztę zapakowałam do słoiczka, do lodówki i będzie na następny raz. Jak dobre jest to i jak proste do zrobienia!
Niestety, mój organizm się nadal buntuje, czuję się ciężka mimi lekkiego jedzenia, a i waga nie chwali za poprawę. Czekam więc cierpliwie, jem więcej niż zwykle otrębów i dużo piję.
-
Jestem już po lunchu, dziś wyjątkowo dziwnym. Zjadłam mianowicie pół talerza zupy ogórkowej ze śladowymi ilościami tegoż, miseczkę sałatki (malutką) oraz uwaga, serek wiejski light z bananem. Wiem. Nie komentujcie. Ale coś musiałam. :)
Kalorycznie 500 z haczykiem, pod koniec dnia będzie jeszcze jogurt, a po pracy... idę na jogę!
-
A coś nie tak z tym lunchem? :wink:
Ja tam zawsze rozpackuje serek wiejski z bananem i zjadam taka paćkę, wcale Ci się nie dziwię, całkiem smaczne :wink:
Miłego dnia dzisiaj Zosiu Ci życzę!
http://tamara.wxc.pl/kartki/13/247.gif
-
Hej Zosiu! No i znowu skrupultatnie liczysz kaloryjki widze!! Ty to jestes wytrwala, naprawde.
A na twoim ticerku widze 64,7 kg...a od kiedy to tak malo?? normalnie az sie zazdrosna robie!!! hehe:-) ale tak pozytywnie zazdrosna.
Wyjoguj sie fajowo!
Ja jutro na aerobic. Ale coraz mniej mi sie chce moje gniazdko przytulne opuszczac jak taka zimnica!
Buziaki
http://www.gifart.de/gif234/pinguine/00008262.gif
-
Pozdrawiam :D
http://kartki.onet.pl/_i/d/kwiaty.jpg
ja znowu tylko na chwilkę :roll:
Całuski
***
Grażyna
p.s. zupka jednak u mnie, bo parę osób się zainteresowało :D
-
Właśnie pogodziliśmy się z Mężczyzną, po niedawnej kłótni. Kurcze, jak łatwo jest zranić bliską osobę, na codzień o tym nie pamiętam.
W każdym razie, właśnie pichci czakczukę. W ramach godzenia się zjedliśmy po dwie galaretki w czekoladzie więc mam do zjedzenia dziś jeszcze jakieś 250, z czego 150-200 zajmie czakczuka. Może jakimś cudem uda się uchować resztę? :)
Yagnah, ja jadłam taki zestaw pierwszy raz w życiu. I muszę się zgodzić, że z mocno dojrzałym bananem z pewnością byłby pyszny. Ten jednak był twardy i mało słodki, więc tak sobie to wyszło. Ale trudno.
Magdalenko, ten tickerek to oszustwo. A dokładniej coś mało aktualnego. Bo po tragicznym ostatnim weekendzie jest o kilogram więcej. Mam nadzieję, że to kwestia kilku dni i do końca tygodnia będzie już mówił prawdę. Inna sprawa, że pod koniec tygodnia to mi się okres zacznie więc niekoniecznie. Ale cóż, zobaczę później. Jogi nie było. Wymaga ona skupienia, rozluźnienia i takich tam, a do początku zajęć nie udało mi się osiągnąć takiego stanu (nazwałabym go raczej buzującą furią czy coś). Ale postaram się na następne już pójść normalnie.
Mi też się nie chce. Nie chce mi się pioruńsko, szczególnie, że kompletnie się odzwyczaiłam. Ale jak mus, to mus. :)
Grażynko, skąd ty masz takie obrazki, co? :) Miłego wieczorku!
-
hej Słonko!
no tak niedojrzałe banany nie pasują do niczego, mi to nawet same nie przechodzą przez gardło :P
a z tą Yogą to niestey nie bardzo moge Cię pochwalić
ale wystarczy, że raz pójdziesz i złapiesz bakcyla :roll:
-
A co to jest czakczuka????
Przepis na zupkę masz u mnie :D Obrazki z onetu, ale już sie kończą :roll:
Całuski
-
Udało się. Zjedzonych mam na dziś 950 kcal i tak już oczywiście zostanie :)
Milasku, ja też miałam problem, ale wyobraziłam sobie, że jest dojrzały :> Co do jogi, to absolutnie nie ma mnie za co chwalić, sama o tym wiem. Ale po prostu nie byłam w stanie. Mam nadzieję, że będzie jak mówisz i w piątek już się zacznie.
Grażynko, zaraz biegnę do ciebie. A czakczuka to potrawa generalnie śródziemnomorska, z warzyw typu pomidory, papryka (baza, bo można dalej kombinować) z jajkiem. Robi się w chwilkę, jest pyszna i lekka. W razie czego służę przepisem :)
-
Hej Zosiu!
Pamietam, ze kiedys dawalas przepis na czakczuke, ale nie moge znalezc, wiec jesli mozesz jeszcze raz, to bardzo prosze...
Co do ranienia najblizszych, to masz kompletna racje. To bardzo latwe zadanie. Nikogo nie jest tak latwo zranic jak bliska osobe. Czytam wlasnie ksiazke, ktora ma z tym tematem duzo wspolnego. Ksiazka o odchodzeniu i zdradzie. Takiej bez powodu. Czytam po angielsku, tytul "Intimacy". Byl tez film taki. Napewno po polsku tez jest.
Dobrze, ze sie pogodziliscie. Pojednanie to chyba najlepsza czesc wszystkich klotni. Mi sie najbardziej podoba.
http://www.gifart.de/gif234/baeren/00001716.gif
-
Wróciłam na dobrą drogę. Dziś waga już pokazała 65,5, mam nadzieję, że dwa trzy dni i będzie zgodna z tickerem. Na śniadanie to co zwykle, niedawno jabłko (ostatnio same kwaśne mi się trafiają!). Co będzie dalej, okaże się w akcji. Niestety jadłodalnia pracowa ostatnio się pogorszyła (nie sądziłam, że to w ogóle możliwe) i nie bardzo mam co w niej zjeść. Trudno, marudzić nie będę.
Magdalenko, przepis na czakczukę jest nieziemsko prosty:
Przepis na 4 osoby:
1 łyżka oliwy z oliwek
1 mała cebulka grubo posiekana
2 ząbki czosnku zmiażdżone
1 czerwona i 1 zielona papyka pokrojone w cienkie paseczki
400 g pomidorów grubo posiekanych
2 łyżki przecieru pomidorowego
1 łyżeczka kminu rzymskiego (cumin)
szczypta cukru
4 jajka
sól
gałązki natki pietruszki do przybrania
Na głębokiej patelni na rozgrzaną oliwę wrzucamy cebule, czosnek i papryki i smażymy na małym ogniu przez pięć minut. Dodajemy pomidory, przecier, kmin rzymski, cukier, sól. Przykrywamy i dusimy przez kolejne pięć minut. W zgęstniałej potrawie robimy zagłębienia i w każde wbijamy jajko (najlepiej od razu każde odrobinę posolić). Ponownie przykrywamy i dusimy przez 6-8 minut. Prosto z patelni na talerz, dekorujemy natką pietruszki i smacznego. Po ugotowaniu do potrawy ryżu, naje się nią czterech głodnych facetów. Pychota mówię wam. Wczoraj zrobiliśmy czakczukę z połowy ilości (bez ryżu) i najedliśmy się oboje z Mężczyzną. Jak widzisz, czakczukę robi się bardzo prosto i szybko, można się nią najeść, a przy tym jest leciutka. Jak to danie śródziemnomorskie :)
Co do ranienia najbliższych, to ja nie jestem przyzwyczajona. Rzadko się z Mężczyzną kłócimy, tego co wyprawia moja matka staram się nie brać do siebie. Stąd wczorajsze odkrycie. Godzenie się jest oczywiście najmilsze, ale chyba jednak wolałabym takich sytuacji uniknąć. Kłótnia o wybur filmu, czy kolor farny to jedno, a niesłuszne oskarżenia drugie. Ale pax, zostałam przeproszona, słowa zostały wycofane, a kwiaty w wazonie pachną niesamowicie. I przy tej myśli zostanę :)
Jeśli zaś chodzi o Intimacy to film mam gdzieś na dvd ale jakoś mnie nie ciągnie, książki nie czytałam. To nie mój typ do czytania. :)
-
Zosiu, dzieki za przepis. Nie wiem, skad mam wziasc kminek i to na dodatek rzymski, ale poszukam. A moze byc co innego..np oregano?
Przeproszona zostalas. Wiec zapomnij o wszystkim co bylo powodem klotni. Skrucha byla, wiec klotni teoretycznie nie bylo.
Intimacy tez w sumie nie moj typ ksiazki, ale duzo madrych rzeczy tam pisze ten czlowiek...np rano w metrze czytalam kawalek, jak ten facet co chce opuscic zone, tylko ona o tym jeszcze nie wiem obserwuje ja jak ona oglada jakies dramatyczne romansidlo typu soap opera na tv...i mysli sobie..jesli chcesz dramatow rodzinnych to spojrz na druga strone stolu..nie trzeba szukac daleko...jakos tak sie zamyslilam nad tym troche..duzo jest takich wyrwanych madrych zdan...
Dobra, nie smece. Mamy byc wesole!
-
Magdalenko, cumin to nie to samo co kminek!! Cumin to taka ostra przyprawa, gdzieś z ameryki południowej chyba. Sprzedawana w postaci pomarańczowego proszku. Jeśli czymś zastępować to prędzej chili! :)
-
rany dziewczyny podziwiam Was.. że gotujecie i Wam się chce i sprawia Wam to radość..
ja po pierwsze gotować nie umiem.. i nie uwaam żebym miała ku temu zdolności..
po drugie - gotowanie to u mnie mogłoby być niekończące się próbowanie = zabójstwo podczas odchudzania
po trzecie - wolę piec..a to jest już mord - bo ja jak coś upieke to koniecznie musze tego spróbować.. i najczęściej nie kończy się na jednym kawałku.. to się chyba nazywa brak silnej woli czy coś.. :|
-
Zosiu...cumin..mowisz...musze poszukac...pewnie jest gdzies w sklepie. Poszukam napewno. A czy ty masz pojecie jak to jest ze slonecznikiem..takim do skubania...czy takie skubanie to bardzo owocne w kalorie by bylo..bo ja lubie sobie nieraz poskubac...
Dum...ja lubie gotowac. Kiedys ani nie umialam, ani nie lubilam. Ale tearz sie naumialam i polubilam..hihi...lubie wymyslac i kombinowac...
Buziaki
http://www.gifart.de/gif234/menschen_tanz/00005698.gif
-
Witajcie. Nastrój mam grobowy, jestem niezadowolona z życia i swoich osiągnięć, nie jestem pewna czy powinnam wychodzić za mąż. Mam nadzieję, że to tylko nadchodzący okres, bo jak nie, to gorzej.
Wczorajszy dzień zwieńczony został małą porcją makaronu z pozostałym sosem szpinakowym. Mniam! A dziś to co zwykle, czyli nie dość, że płatki z mlekiem na śniadanie (mam wrażenie, że sypię ich coraz mniej, ale moja waga kuchenna działa jak chce więc nawet nie sprawdzam), a na drugie w pracy - kiwi. Coś mnie do tego owoca ciągnie, a do niedawna za nim nie przepadałam! Jak nic brak mi witaminy C. No ale nic. Kupiłam sobie we wtorek Merz Special bo kondycja włosów i paznokci pozostawia wiele do życzenia, a to zawsze pomagało. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie.
Dumciu, z gotowaniem jest tak, że nie polubisz, póki się nie nauczysz. A nie nauczysz się, póki nie zaczniesz gotować. Ot i cała filozofia. Ja, jak wyprowadziłam się z domu, umiałam ugotować makaron z sosem z proszku. I od tego się zaczęło, potem były sosy z przecierów, potem ze świerzych pomidorów. Potem kolejne rzeczy z przepisów i kupowanie ułatwiaczy pracy w kuchni (typu blender), a teraz już wiele rzeczy umiem ugotować sama, bez przepisu, albo wymyślić coś z niczego.
Magdalenko - poszukaj. W ogóle jest to rewelacyjna przyprawa, gorąco polecam nie tylko ze względu na tę potrawę! Co do słonecznika, to obawiam się, że nie mam dobrych wiadomości. W końcu robi się z niego olej. Pestki słonecznika są jak sądzę piekielnie kaloryczne. Inna sprawa, że mają też bardzo wiele wartościowych składników odżywczych, więc polecam dosypanie ich do płatków, czy jogurtu, albo do sosu jakiegoś. Skubanie bywa zgubne :)
Dzieje się ze mną ostatnio coś niedobrego. Jestem przemęczona, niezadowolona i takie tam. W ramach walki z tym postanowiłam, że postaram się nie bywać na forum po powiedzmy 20. Tak, żebym nie siedziała do nocy czytając i pisząc. Czas przed 20, w pracy i po niej powinien na to wystarczyć, a może to coś zmieni.
-
wiesz wkro..ja myśle ze ten stan jest wywołany zmęczeniem dietą..
i uważaj żeby to sie nie skończyło jakąś depresją..
bo w pewnym momencie można sobie pomyśleć - ileż można liczyć te kalorie..
dlatego tez poniekąd ja zniknęłam stąd na 2 miesiące.. musiałam odpocząć od tego non stop kontrolowania się co kiedy i o której zjadłam.. i mi pomogło.. teraz znowu jestem "do życia"
na pewno obciąża Cię jeszcze cała kwestia ślubu.. bo to gdzieś tam w podświadomości tkwi że to już niedługo..
głowa do góry Zosienko :!: z pięknym uśmiechem poproszę :!:
-
a co do tego gotowania.. nie zostaje mi nic innego jak tylko nauczyć się pichcić ;) a poprzeczka przez przyszłą teściową podniesiona jest very wysoko... ale jak ja nie dam rady to kto :?: ;)
-
Zosiu...co sie dzieje?
MOze to tylko takie chwilowe wachania co? Przeciez tak sie cieszylas na mysl o tym slubie...Mysle ze niedlugo Ci przejdzie i mam nadzieje ze szybko...
Pozdrawiam :*