-
Kasiu, z tym wiekiem to masz rację. Z resztą, czekając na rozmowę kwalifikacyjną popatrzyłam sobie na ludzi. I takich młodzieniaszków to ledwo kilkoro było :)
Tagottko, słońce jest, pogoda ładna, ale nie wiem czy ciepło. Zdjęcia wrzucę, ale nie wiem kiedy będę miała okazję. Dziś po pracy muszę kotu jedzenie kupić, 6W zrobić i uciekamy. Więc jak nie dziś, to jutro :)
-
Zgodnie z naturalną koleją rzeczy, po dniu udanym, następuje jego odwrotność. Rano było kiepsko, teraz jest jeszcze gorzej. Generalnie to chyba po pracy powinnam usiąść nad Gazetą Pracą i poprawieniem CV.
No i mam ochotę żreć. Żreć, nie jeść. Cokolwiek, co popadnie, co mi wpadnie w ręce. Póki co jednak jeszcze daję radę.
-
Zosiu, u mnie też taka kolej rzeczy, że jak się polepszy, to się później popieprzy (przepraszam za słownictwo).
Powiadasz, że chce Ci się żreć: nie! wcale Ci się nie chce! tylko tak Ci się WYDAJE!!!
Domyślam się, że jakieś ostre zgrzyty w pracy :roll:
Spójrz na swój przepiękny suwaczek i nie daj się zachciankom, trzymam mocno kciuki za oparcie się pokusom :!:
-
Zosiu trzymaj się dzielnie.
Po złym dniu znów przychodzi ten lepszy, więc jutro będzie na pewno lepiej...................No i pod żadnym pozorem się nie objadaj, bo problemy zbladną, a kilogramy zostaną................
Pozdrawiam
-
Kasiu, masz rację. "Firma nie planuje więcej inwestycji w Polsce". Czyli jednak to 'tymczasem' miało duże znaczenie. I nie masz racji. Mi NAPRAWDĘ chce się ŻREĆ. Ale póki co sytuacja opanowana.
Asiu, masz rację. Chuć żarciowa opanowana. Na obiad zjadłam dwa naleśniki z serem (musiałam coś konkretnego i ciepłego) i od razu mam za swoje - brzuch boli!
Dowiedziałam się przy okazji, z newsów pracowych, że karty do restauracji mamy tylko do końca miesiąca (w pobliżu tylko pizza hut, czyli będę musiała sobie z domu przynosić. A dodam, że choć nie dostawaliśmy tych pieniędzy do ręki, to zawsze liczyliśmy to jako całość z pensją. Czyli tak jakby nam te pensje obcięli). Oraz, że mamy korzystać z firmy medycznej, w której mamy abonamenty. Na zapas. Czyli, że to idzie pod nóż jako następne. Czyli kolejne 200 zł, które wliczałam w pensję mniej.
Humor mam pod psem. Na szczęście już nie jestem tak zdenerwowana. Niestety za to, łokieć boli mnie coraz bardziej. Mam brać ketonal i smarować fastum i iść do ortopedy. Termin dopiero na za półtora tygodnia. Aha, miałam rano przypalane naczynka żeby nie krwawiły, a wyniki morfologii ogólnie niezłe.
Wyczułam sprawę z tym pójściem do zaległych specjalistów, co? :/
-
Niestety wiele firm tak teraz robi, tną koszty :(
Mojemu tacie (i wielu innym osobom) też swego czasu firma poobniżała pensje, zlikwidowała różne dodatki (np. paliwowy), przestała wypłacać bonusy .....
Takie czasy, przykre to!
Rzeczywiście miałaś nosa z tymi specjalistami :shock: Korzystaj, póki jeszcze firma za to płaci....
W Pizzy Hut możesz czasami skorzystać z baru sałatkowego, najtańsze to to nie jest, ale w sumie można skomponować całkiem ciekawą sałatkę - chcę Cię choć troszeczkę pocieszyć......
-
Wiesz co Kasiu? Obecna sytuacja w firmie boli mnie tym bardziej, że do tej pory, choć atmosfera była niespecjalna i wiele miałam do zarzucenia, to bardzo dobrze traktowali pracowników i dawali właśnie dużo 'dodatków'. A teraz tną wszystko. No i w sposób mało racjonalny, bo np. choć nie ma już co wynajmować to nie zwalniają chłopaka z marketingu, który w zasadzie nie ma nic do roboty, a zarabia dokładnie 10 razy tyle co ja. Tylko obcinają dodatki...ech.
No i jakbym miała wydawać ponad 200 zł na lunche miesięcznie to chyba nie starczyło by mi na nic więcej do jedzenia ;)
-
Zosia nie tak często te chipsy...tylko tak przed @ mnie męczy. Dopiero dwarazy na ponad trzy tygodnie diety mi się zdarzyło :wink: Siedze teraz, jest mi zimno, ręce mam prawie sine i ssie mnie w żołądku okrutnie...a muszę wytrzymac do 16, żeby zacząć robić wtedy obiad. Zgroza :wink:
Natychmiast proszę się rozpogodzić :wink:
-
Yagnah, tak jest! Już się rozpogadzam. A tak naprawdę, to im bliżej końca pracy - 5 kwadransów - tym o to łatwiej. W końcu nie mogę dać sobie życia zatruć przez pracę. Na dodatek porozmawiałam z mężem dziś, który zaczyna się o mnie martwić. Że taka depresyjna jestem. I ma racje!
Na podwieczorek zjadłam jogobellę light ananasową. Po powrocie do domu szybka szóstka, a potem jakaś kolacja - mąż ma coś zrobić, nawet nie wiem co.
A potem już tylko dojść do metra i dojechać do Pracovni, gdzie jesteśmy na wieczór umówieni. No i mamy chyba świetny prezent pożegnalny!
-
Zosiu,
no cholera jasna i szlag by to trafił. Jak tak można!:evil:
Nawet długo ze studiów pocieszyć się nie mogłaś.
Serdecznie współczuję i może rzeczywiście siądz popraw CV i porozsyłaj na wszelki wypadek i tak bez zobowiązań. Tak na próbe po prostu.
Póki co pilnuj się w kwestii jedzenia a ja dalej ślę pozytywne myślenie i wirtualnie ściskam.
A jakbyś chciała sie wyżalić, to wiesz gdzie mnie szukać.