-
mój świat widziany z perspektywy paru kilogramów w plecy ...
Moja ciemiężycielka czai się pod biurkiem ( jest czerwona w białą kratkę ) i codzień nakłada na mnie jarzmo cierpienia w postaci nieubłaganej i niedgrniętej liczby 68 -miu kilogramów. No coż prawda w oczy kole ... Powinnam doceniać jej szczerość ale jestem przeciętnym aż do bólu człowiekiem ( rodzaju kobiety ) a zwykli ludzie nie przepadają za wytykaniem im wad w extra szczero-ordynarny sposób i to bez cukru . Oczywiście nie zamierzam jej wydawać jakiś wielkich i pompatycznych bitew na śmierć i/czy życie no bo i po co? Nie uśmiecha mi się wieszać nad łożkiem transparenty "ucapie cię wago" czy inne temu pdobne. Dla mnie jest to deczko przerysowne , takie rambo-terminatorskie a gdzie mi do faceta z kałasznikovem 47 kiedy ja dżdżownic się brzydzę?.Od paru lat staram się uszczyknąć tu i ówdzie troszeczkę tłuszczyku z mniejszym i większym skutkiem (na przemian slalomem) i zauważyłam jedną rzecz, która łączyła wszystkie moje diety: zawsze chciałam schudnąć dla Jasia, Adasia i innych asiów a nigdy dla siebie. W tym wielkim świecie McŻarcia gdzie ludzie kończą z chorobami i nadwagą 100kg i więcej, błąkam się gdzieś bez celu między jednym posiłkiem a drugim złoszcząc się na wage ... Boję się, że kiedyś zachoruje z czystego zaniedbania prawidłowego trybu życia. (prawidłowego=zdrowego). Chcę żyć długo i zdrowo. Chcę być sprawna, piękna i cieszyć się życiem. No i przede wszystkim chcę byc sobą. ( hola hola, chyba poleciałam zbyt górnolotnie po takim płaskim temacie jak kilogramy ... ?) Tak czy inaczej zaczynam dziś od akceptacji siebie - mam ładne usta i zgrabne nogi ( co prawda poniżej kolan ale zawsze) . Nie inaczej, ja mam IDEALNE usta i IDEALNE łydki !!! I jeżeli od dzisiaj odchudzam się to tylko po to by pokazać SOBIE i może kiedyś het, het, het moim dzieciom i wnukom , ile jeszcze piękna we mnie drzemie ... no to co? czas, start w drodze do akceptacji ...
-
Madziu ile masz wzrostu? No i czy 87 oznacza, że masz 18 lat?
-
Magda życzę Ci powodzenia
-
w sidłach mafii spożywczej
Całe życie mogę się oszukiwać, że jestem wolna i że małżeństwo zawarte hennn daleko w przeszłości z organizowaną grupą cukierniczo-spożywczą nic dla mnie nie znaczy. Mogę sobie wmawiać, że jestem zimna jak lód na pieszczoty moich współtowarzyszy życia. Mogę nawet nie mrugnąć powieką jak bezwstydnie i perwersyjnie moi znajomi a nawet najbliżsi rozbierają ich do naga. Mogę, mogę, mogę ... a wcale, że nie mogę!!! Jestem słabą kobietą ... bo jestem ich niewolnica , bo już na sam ich zapach topie się a co dopiero na ich widok? Ja po prostu kocham słodycze ... Mogę wytrzymać w celibacie co najwyżej 2 tygodnie a potem sama brutalnie rozrywam pas cnoty założony na usta i biegnę, biegnę niczym pędząca gazela w ich ramiona. Tak, muszę spojrzec prawdzie w oczy : jestem kurtyzaną tkwiącą w haremie moich niepoprwanych i pieprznych myśli o nich. "I mówię (im) : odejdź i wracam z cicha ..." jak to ktoś kiedys napisał i myślę (całkiem poważnie), że ta przypadlość króluje w moim życiu (ta przypadłość tzn. niekonsekwencja). Niby mam tą silną wolę ale chyba gdzieś sie zgubiła pod fałdkami tłuszczu ... W tej całej sytuacji najbardziej boli mnie to , że złamałam solenne postanowienie a co za tym idzie, że moje słowo nie ma żadnej wartości zupełnie jak mój honor i tak wogóle to już nie znajduję słów by opisać moją załosność ...
Cisemberg:
167cm ale brnę w zaparte przed znajomymi i urzędem miasta, że 168 - to takie niewinniuchne powiedzenie prawdy (na głos) minus jeden kilogram ( w myślach) ... co do mojego wieku, to tak jestem w jego kwiecie ( choć czasami żałuje, że nie w pączku no ale coż? trzeba żyć dalej) ... i rozumiem, że jak świat światem stoi, tak ludzie szukają ludzi podobnych do siebie i co więcej śmiem twierdzić, żem gówniara przy politologu ... jak juz mówiłam rozumie to i nawet nie myślę się obrażać jeżeli nie wybierzesz mnie na powiernika w doli i niedoli założonej diety ... chociaż przyjaciół nigdy dość ...
-
Pięknie piszesz. Napewno będę do Ciebie zaglądać.
Kiedy zaczynałam dietkę ważyłam 70kg przy takim samym wzroście jak Ty. Czy czułam się słabą zniewoloną czymś kobietą? Chyba coś w tym jest. Bardzo nie lubię gdy ktoś mi coś narzuca, do czegoś mnie zmusza... A zniewoliłam się sama przyzwyczajeniami. Jedzenie, jedzenie, jedzenie. Chleb, słodycze, kakao... Gdy tylko czułam się gorzej jadłam. Za słaba, żeby spojrzeć problemom w twarz wolałam się chować za kolejną kanapką. A to uwłaczające. Upakarzające.
Więc zaczałam dietę. Kilogramy lecące w dół i rosnące poczucie kontroli, władzy nad swoim ciałem. Poczucie siły. Tak jak Ty - bez haseł nad łóżkiem, bez tupania.A za jakiś czas... Stwierdziłam, że znów straciłam kontrolę. Tym razem nad niejedzeniem. Stworzyłam chore cele. I teraz walczę z tym. Walczę z ED i kilogramami na raz. I nie jest łatwo. Słaba kobieta. Ale uparta. A może przekorna?
-
polecam: judy hollis - nadwaga jest sprawa rodziny
chociash wlasciwie z Twojego myslenia to jush Tobie nie jest potrzebne
a z lydkami u mnie jest podobnie - lydki mam szczuple i sliczne, tylko uda sa troszkie nieproporcjonalnie wieksze...
-
Pamiętaj, że im wyżej się lata, tym bardziej boli gdy się spada. Wraz z doświadczeniem przychodzi myśl, że szczęśliwym można być także tu - na dole, mozolnie budować swoje szczęście cegiełka po cegiełce. Może jestem smutna ostatnio. Ale nie znaczy to, że nie cieszę się życiem. A pamiętnik jest właśnie po to, żeby się wypisać. Taki mały wycinek życia - jak kawałek tortu. A ten kawałek konkretnie dotyczy głównie jedzenia, choćby ze względu na nazwę portalu. Już dawno straciłam potrzebę kwiecistego pisania, tak samo dawno jak przeszło mi pomaturalne wpychanie wszędzie cytatów z książek. Kiedyś do wszystkiego potrafiłam zacytować jakiś wiersz. Dzisiaj jednak wolę być sobą - nie mam potrzeby pokazywania wszem i wobec własnej inteligencji. Zresztą pójście na studia po maturze zdanej na szóstkach i piątkach dosyć temperuje zdanie o samym sobie w tej kwestii
Pozdrawiam serdecznie.
-
W obronie dementuje iż :
- nie jestem sobą bo właśnie tutaj na tym kawałku piśmienniczo-twórczym jestem najprawdiwszą Magdą
- nie pokazuje wszem i wobec własnej inteligencji a tym bardziej nie lecę na szóstkach i piątkach, które i tak w pełni nie odzwierciedlają poziomu IQ poza tym jak już wspomniałam jestem przeciętna aż do bólu ...
- nie piszę kwieciście (a jak pisze to już napewno nie na tym forum)
i jeżeli już coś cytuje to nie poto by się popisać, że umiem składać i odtwarzać literki bo wszyscy to przecież umiemy ...
To naprawdę dziwne, że tak mnie odebrałaś. Fakt, że ja tak w realu nie wypowiadam się a to dlatego tylko, że nie znam osoby, kóra łapałaby moją intonacje. Wolę milczeć i sama słuchać niż mówić o swoich problemach a tutaj właśnie mogę wyrzucać z siebie refleksje za refleksją i nie muszą być one zawsze brylantowe. Widzisz ja właśnie nigdy w relacjach z ludźmi na powietrzu nie mówię do końca tego co chciałabym im powiedzieć a już szczególnie jak jest jakiś głębszy temat omawiany. A dlaczego? Ano dlatego, że ilekroć staram się przedstawić im mój pogląd na dana sprawę to rzucają we mnie doświadczeniem w postaci "co ty możesz wiedzieć" itp. Ludzie uwielbiają cukier ale jak się ich spytasz co cenią w przyjaźni czy milości, bez wachania, na którymś tam miejscu, wymienią ci szczerość. No słuchajcie! Decydujmy się :albo wóz albo przewóz albo piechota! Ponadto zgadzam się, że im wyżej się lata, tym bardziej boli gdy się spada a ty moje latanie wziełaś za to, że umie żartowac z siebie na tym padole? Wyobraź sobie, że mam bardzo niską samoocenę co dowiodłam np. nazywając się "dzieckiem wieloryba bądż walenia z lewego łoża" czyli innymi słowy małym walątkiem. Przeciez właśnie w piewszym poście załozyłam sobie, że chce najpierw zaakceptowac siebie zanim bede się odchudzac ... Nie wiem czy to mój sposób wyrażania myśli sprawia, że ludzie mnie tak oceniają ... walnę z łopaty, że : w ludziach najbardziej cenię silę, prostolinijność, wzruszająca naiwność i dobroć ... więc jak sama widzisz moim celem nie jest kłocenie się bo nigdy takiego priorytetu sobie nie stawiałam. Jestyś, jeżeli cię rozsierdziłam poprzez pojechanie za szybka prędkością to przepraszam ale powiedziałam DO KOŃCA to co myślę. I jeszcze jedno - ja wiem, że pamiętniki są poto by się nie ukrywać i że ludzie miewają dobre i złe, trudne i łatwe, przyjemne i nieprzyjemne, słoneczne i burzowe dni ale ja nie czytałam twojego jednego postu ale wszystkie ... i pewnie powiedziałabym ci coś i może też bym cos zacytowała ale myslę sobie (tak jak juz wczesniej wpsomniałam), że ludzie nie lubią krytyki a lubia pochwały. Więc zstępując z wojennej ścieżki pragnę zauważyć, że wykazałaś się duża siłą chudnac te kilkanście kilogramów ( na co mnie nie stać) i jeżeli to ci się udało to osiagniesz tez cel teraz załozony ...
Ps. podczas odchudzania miałas jakos szczególna motywacje?
-
Ależ ja nawet zamiaru nie miałam wstępować na wojenną ścieżkę - a pisałam o sobie. Po prostu Twój sposób pisania przypomina mi mnie samą sprzed kilku lat.
Motywacja? Nie wiem. Chyba to, że miałam już serdecznie dosc bycia grubą. Cierpiałam przez to przez całe dzieciństwo. Do tego wszystkiego dochodzi świadomość, że przecież czas płynie... Nie chcę być trzydziestolatką, która ledwie się rusza a potem czterdziestoletnią kobietą, która żyje jak 60-cio latka... A wystarczy się rozejrzeć by zobaczyć, że niestety wiele jest takich kobiet... Nie chcę iść po ulicy i widzieć szyderczych spojrzeń. W przeszłości miałam tego w nadmiarze.
-
w deseczkę
Plan " w deseczkę" zakłada :
- 0,5 godz. ćwiczeń Cindy + 8 min. abs przed śniadaniem
- 500 na skakance przed każdym posiłkiem po śniadaniu (chyba, że nie będzie możliwości to rekompensata w postaci 5 min. jazdy na rowerze przy tempie ok.15.0 w późniejszym czasie)
- przed i po każdym posiłku (nigdy podczas - chyba, że się będę dławić) szklanka wody - ewentualnie istnieje możłiwość PO posiłku wypicia innego płynu niz sama woda
- od 4 do 5 posiłków w ciągu dnia = od 1000 kcal do 1500 kcal dziennie ( dieta oparta o rytm dnia)
- 0 kcal po 18.00 bądź 19.00 - odstępstwo od reguły: mleko, maślanka, jougurt itp.
- konsumpcja dokładna i powolna tzn. każdy kęs przeżuwać będę minimum 30 razy
- 0 słodyczy, fast food'ów, chipsów, lodów , śmietany, białego pieczywa itp. od poniedziałku do soboty - w niedziele moge pozwolić sobie na kaloryczne szaleństwo do 250 kcal
- 1 łyżeczka cukru do herbaty, kawy itd. w ciągu miesiąca powoli redukując ilość cukru na owej łyżeczce do połowy
- wchodzić na wagę co 2 tygodnie
- w każdą sobote robić "olejkowanie i zawijanie się w folie" ( przed tym zabiegiem peeling) a codzień, po kąpieli, masaż 5 minutowy rękawicą specjalnie przeznaczoną do tego celu (a po nim dopiero balsam ujędrniający)
- po kapieli robić te ćwiczenia na drugi podbródek
Myślę, że jeżeli będę stosować ten plan SYSTEMATYCZNIE, to schudnę 3-4 kg w ciągu miesiąca a tyle mi wystarczy ... Z mojego doświadczenia wynika, że wszystkie wielkie i rygorystyczne plany, wcześniej czy później nie wypalają dlatego wolę powoli chudnąć niż męczyć się "skromnym wyposażeniem" diety cud i męczącymi ćwiczeniami. Poza tym to zdrowe i uniknę większej liczby znienawidzonych rozstępów ... zresztą mam czas
Ps. Kasienka125: ja też "nie chcę być trzydziestolatką, która ledwie się rusza a potem czterdziestoletnią kobietą, która żyje jak 60-cio latka..." Kiedyś poszłam z mama do okulisty (żeby mogła po wizycie trafić do domu) i w poczekalni zaczełam rozmowe z takim krzepkim dziadkiem. Miał gdzieś 81 ze wskazaniem na 82 lata i opowiadał mi, że dzięki jeździe na rowerze, wykonywanych pracach w domu i wokólo niego oraz dzięki spotkaniom z przyjaciółmi na kartach, do dziś cieszy się zdrowiem i (to dodaje od siebie) szczęściem bo wydawało mi się, że ten dziadek był szczęśliwy. Ja też, w jego wieku, chce byc tak sprawna i mieć takie władze umysłowe jak on ... dlatego właśnie mam nadzieję, że uda mi się zrealizowac mój plan ...
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki