-
Czytajac Ciebie stwierdzilam,ze moglbys byc niezlym doradca - dietetykiem i psychologiem jednoczesnie.
Poczytam dzis Twoj zapis kompletny,juz lezy wydrukowany i czeka. Ja powoli dojrzewam do tej diety.Wiem,ze musze byc w 100% pewna,ze tego wlasnie chce.
Wiele rzeczy musze sie jeszcze nauczyc,wierze,ze i planowanie posilkow uda mi sie w koncu opanowac. Pocieszajace i najwazniejsze jest to,ze to zalezy TYLKO ode mnie. Ja jestem sila sprawcza tego wszystkiego,co mnie w zyciu spotyka.
Trzeba wybrac - przyzwyczajenia i tzw.smaki albo swiadome odzywianie.
Co do samej kopenhaskiej to kombinuje tylko,czy moge wszelkie to mieso zamienic na ryby czy tez na te 13 dni zapomniec,ze praktycznie nie jem w/w.A moze jest jeszcze jakies inne wyjscie?
Na chwile obecna obnizylam znacznie ilosc weglowodanow w diecie - tj.w odstawke poszly wszelkie smieciopodobne (czyt.slodycze i slone przekaski),biale pieczywo tez juz dawno.Do tego chce teraz dolozyc postanowienie,ze po 18-ej szlus,kuchnia zamknieta.
Dobra,koncze przynudzac. Jeszcze raz dzieki za odpowiedz.
Do milego.
-
15. lutego 2006 r., środa
DZIEŃ 3 / 57
W Toruniu był piękny dzień. Temperatura ledwie minusowa, dużo słońca i zero wiatru.
Poszedłem na długi spacer nad Wisłę, w dziwne miejsca, dziesięć-piętnaście minut spacerem od centrum miasta, gdzie latem chaszcze nie do przebycia, i gdzie otoczony bujnym kłębowiskiem przyrody i szumem rzeki odwracam głowę i widzę … tylko zieleń, żadnego śladu człowieka… I tylko w dali nad najdalszym drzewem niczym statek na pustyni sterczy od wieków wieża katedry Janów, ta, w której chrzest przyjął Kopernik.
Słońce świeciło, głaszcząc promykami zwały śniegu, drapiąc je po pleckach, łaskocząc i chichrając się wraz z nimi… Deptałem po miliardach diamentów, drżących, pięknych, lśniących w mgnieniu oka. I po cóż mi trzy drogocenne kamyki w kieszeni, o które tylko człek się boi, skoro tutaj siejby bożej były całe łany, ukwiecone słońcem?
Ptaki już śpiewają. Zięba rezolutnie poćwierkuje w nagich gałęziach, jakby czując, jak prężą się soki w lekko już budzących się drzewach. Roześmiana zięba, ptak mojego dzieciństwa, niemy świadek odkrywania świata, tajemnica życia, w której rurki krwioobiegu jak na lekcji fizyki działają jak martwa sieć w martwym domu, a mimo to w tchnieniu życia roześmiana budzącym się wybuchem wiosny.
Ludzie! Zima trwa! Ale Pan Bóg już kręci kołowrotkiem! Już niedługo!
No dobra, jedzenie:
:arrow: 08,00: kawa z cukrem 10g – 40kcal
:arrow: 09,00: musli stały zestaw – 260kcal
:arrow: 11,00: moja sałatka jarzynowa 300g – 100kcal
:arrow: 12,40: warzywa w galarecie (80kcal) i chrzan z buraczkami 30g (20kcal) – razem 100kcal
:arrow: 15,00: zapiekanka z makaronu razowego 25g (93,50kcal), szpinaku paczka 500g (85,00kcal), twarogu 100g (100kcal), sera żółtego 20g (62,00kcal) z czosnkiem 10g (9,00kcal) – 349,50kcal
:arrow: 18,00: sałatka z buraczków z cebulą i olejem (razem 101kcal) oraz moja sałatka jarzynowa 300g (100kcal) – razem 201kcal
razem w ciągu dnia: ok. 1050,50kcal
:!: sport: spacer ponad godzinę (jakieś 6 kilosów)
:!: suplementacja: pełna, cały dzień
:!: chlanie: trzy dzbanki Pu-erh, wieczorem już bez ziół
I chyba zaraz szybciutko idę spać… Padam na pysk…
Maksicho
-
witam nocną porą,
walczę sobie z moimi pokusami już jakiś czas..w sumie od tego 9.01.2006.. i powiem że efekty to tylko 2 kg w dół.. no ale za to zmniejszenie obwodów. Trochę się tym załamuję..nawet nie trochę..bardzo.. ale widać mój organizm wystawił mnie na próbę..i ja ją przetrwam. Zresztą, włożyłam sobie w ręce argument nie do przebicia.
Powiedziałam że zaczynam, z tobą MAXicho, 60tkę.. no i zaczęłam.
u mnie te dni płyną od środy - do środy układałam sobie różne rzeczy i jeszcze cieszyłam się wieczorem walentynkowym w domu rodziców.. co prawda dietowo, ale rozpustnie zarazem - naleśniki ze szpinakiem zrobiłam dla siebie :) innym zaserwowałam naleśniki z ryżowo pomidorowym sosem na tłuszczu i z mięsem... moje danie - oprócz samych naleśników które były smażone z odrobiną tłuszczu - przygotowywałam na wodzie :)
w każdym razie od środy czyli wczoraj odliczam sześćdziesiątkę.. w 60 dni świat objechali to i my w 60 dni schudniemy jakieś.. hmm.. 7-8 kg
ja zaczęłam od oczyszczenie. jjem warzywa i owoce oraz piję soki i herbaty. Zupełnie odstawiłam węglowodany proste ale i złożone też, oraz nabiał odstawiłam.. to stan przejściowy ale wymagany w oczyszczeniu.
jjem więc sałatki, surówki, warzywa z ary, warzywa z zupy...przeciery z owocóe, warzyw..itd... zamykam to wszystko w 100kcal - nie będę się katować jedząc mniej bo to nie ma sensu, wychodzę z założenia że nawet na oczyszczeniu powinno się zachować rozsądek. No chyba że oczyszczamy się głodówką.. ale to inna historia.
W każdym razie jestem teraz owocowo-warzywna :) spisuję przepisy i zestawienia dnia... umieszczę je gdzieś... tylko nei wiem jeszcze gdzie...zobaczymy...
...wiecie co mnie teraz najbardziej kusi i powoduje że moje sumienie pada.. zapach pieczonego chleba.. a że chleb piekę sama w domu, wtedy wiem z czego jest zrobiony, to serwuję sobie te katusze tak mniej więcej co drugi, trzeci dzień.. a jak rodzice zamówią chlebek to nawet częściej.. boże jaki to jest piękny zapach, taki domowy, taki swojski, taki bezpieczny i ..taki smaczny...
w ogóle dla mnie pieczenie chleba to taki magiczny proces, mistyczny, uduchowiony, stwarzam coś co jest bazą, podstawą do życia.. woda, chleb... i przynajmniej jedno z nich potrafię sama stworzyć..to jest piekne
w moim odczuciu oczywiście :) nie każdy przecież musi tak to czuć...
no nic. zamilknę już może bo i tak noc ciemna i zamiast tu elaboraty pisać powinnam wtulając się w wybranka serca rozmyślać o dniach kolejnych..
żegnam więc Państwa.. i życzę spokojnej, dającej odpoczynek, nocy
goss
-
Cześć Ludziska!,
Chwila przerwy na polatanie po forum a potem dalej do roboty.
Gocisko:
Co do ćwiczeń to przez tydzień byłem chory (nic strasznie poważnego, ale stały zestaw: ból gardła, katar, kaszelek), nie brałem się za ćwiczenia siłowe. W tym tygodniu bardzo dużo chodziłem - dziennie jakieś 6-8 kilometrów, i to ostrego marszu. Dzisiaj chyba sie zawezmę i machnę w końcu te pompki i insze inszości. Ale, ale...! Wiesz, że też mnie nosiło na 6W? Mam nawet wydrukowany zestawik, popatrzę dzisiaj, i chyba jak będę miał pytania, to się zgłoszę do Wojowniczki. Co najwyżej mieczem przez łysy łeb przypier...oli. 8)
Twoja waga...
Przychodzi mi do głowy kilka odpowiedzi:
- jeśli zaliczałaś wahania wagi (słynny wredny pan Jo-Jo), to może być trudniej zejść do niższej wagi - przynajmniej tak czytałem w mądrych artykułach;
- jest wciąż jeszcze zima, organizm działa inaczej, sam z siebie może "nie chcieć" chudnąć;
- skoro ćwiczysz Córo Wikingów to być może rosną ci mięśnie a spada tłuszcz - pewnie można poznać po pomiarze metrem krawieckim no i systematycznym pomiarze zawartości tłuszczu w organizmie - ale musiałabyś mieć siłą rzeczy dane porównawcze;
- istnieje też chyba możliwość, że kaloryczność twoich posiłków jest zbyt niska - jeśli schodzisz do 800kcal trwale, to organizm może odebrać to jako zagrożenie głodem i zareagować jak przed wiekami na przednówku: trzyma ze strachu przed biedą tłuszcz na zapas, na ostatni ratunek przed głodową śmiercią 8)
Tak czy owak nie masz innego wyjścia jak czekać... Wiesz o tym, Gocha, doskonale... Znam to uczucie: praca, praca, praca i ... guzik z pętelką, no ale trudno, przyjdzie dzień, że będzie "bum" :D :D :D
LaLoba:
To świetnie, że masz poczucie pełnej odpowiedzialności za samą siebie, ale nie pakuj się pod żadnym pozorem w poczucie winy, bo to emocjonalny śmieć. Wiesz, nie wiem czemu, ale my, ludzie, mamy skłonność do zakłamywania pewnych rzeczy, nawet w języku: cnotę pokory wiecznie mylimy ze zgodą na upokorzenie, a własną odpowiedzialność wobec siebie z odpowiedzialnością karną. Warto o tym pamiętać.
Spotkałem dwie wersje kopenhaskiej (a może nawet trzy?), mniej więcej takie same jeśli chodzi o "rytm" składu chemicznego jedzenia (białka / węglowodany / tłuszcze), ale mające różne produkty (np. w amerykańskiej jest baranina). Wszędzie piszą, że pod karą ekskomuniki i wyrzucenia z Prawa i Sprawiedliwości nie wolno zamieniać produktów. W "Super Linii" natomiast napisali, że zamiana jest możliwa (np. u wegetarian na tofu) byle to było zgodne "chemicznie" (białko na białko) - chociaż efekty mogą być podobno mniejsze.
Ja jak czytałaś jadłem nie "stek" (=wołowina), ale filet z indyka (nie lubię czerwonego mięsa), i jakoś przeżyłem.
Węglowodany: o indeksie hipoglikemicznym pamiętasz? I o tym, żeby rezygnować z węglowodanów o wysokim indeksie, ale z tych o niskiem nie?
Goss:
Zjawo Nocna! Ładnie piszesz...:
"w ogóle dla mnie pieczenie chleba to taki magiczny proces, mistyczny, uduchowiony, stwarzam coś co jest bazą, podstawą do życia.. woda, chleb... i przynajmniej jedno z nich potrafię sama stworzyć..to jest piekne "
Pamiętaj też, że stwarzasz coś dużo bardziej skomplikowanego i pięknego niż chleb: SAMĄ SIEBIE ... :D :D :D
No to fajnie, że też się bierzesz! Wiesz co na mnie działa? Właśnie taka "zadaniowość", czyli coś, co przechodzi cały proces "realizacyjny", czyli coś co idzie według schematu "przemyślenia - podjęcie decyzji - realizacja - zakończenie - rozliczenie efektów", i co bardzo dla mnie ważne jest to zadanie WYMIERZALNE. Postanowienie "poodchudzam się" jest niewymierzalne - co to w końcu znaczy? Zadanie "zrobię kopenhaską w 13 dni", "na 60 dni zakładam sobie twardą pracę nad ciałem" może zakończyć się świętowaniem sukcesu, bo jest on ściśle określony.
Coraz bardziej widzę, jak ważne jest warunkowanie (jak u cholernych psów Pawłowa!) swojej wiary w siebie. Schemat jest jak dla mnie taki: drobne postanowienie - realizacja - sukces (premia: większe poczucie wiary w swoje siły); większe postanowienie - realizacja okupiona większym wysiłkiem (ale i większą wiedzą z poprzedniego doświadczenia!) - większy sukces (premia: coraz więcej samoświadomości, pewności swoich możliwości) itede itepe...
Czuję, że w dziedzinie odchudzania podjęcie dwumiesięcznego maxymalnego 8) wysiłku jest już zadaniem, którego moge się podjąć. Podkreślam: teraz jest to mozliwe, bo parę miesięcy temu nie było, hehehehehe 8)
Jak podczas robienia konopnej liny napnie się ją za mocno - pęknie, jak się napnie za mało - liny nie będzie...
Ludzie, do roboty!
Maksicho
-
Max
Ty również pięknie opisałes swój spacer :D Gdzies tam ostatnio czytałam - o neurobiku - wytwarzaniu nowych połaczeń nerwowych, które własnie tak powstają - jak spojrzymy jakby od nowa na znane rzeczy, zasłuchamy sie w dźwieki, zmienimy rytm dnia i długość kroku :roll: Małe momenty zachwytu w codziennym zabieganiu :wink:
Czytam "Zespoły napięć" i humor mam coraz bardziej filozoficzny :wink:
http://www.gify.kgb.pl/gify/psy/pies04.gif
Pozdrawiam
***
Grażyna
-
Dzien doberek!
MAX,trafiasz w samo sedno rzeczy. Tak bylo dotychczas - jadlam,tylam i dieta miala byc kara za swoja slabosc. Zreszta odkad pamietam mam problem z poczuciem wlasnej wartosci.Zawsze czulam sie jak ktos na drugim planie,nawet dla samej siebie.
Jakis przelom nastapil gdy wstapilam do tzw.klubu pieknych 30-letnich. Nastapily ogromne zmiany rowniez w moim zyciu,ogromniaste. Poczatki byly trudne,ciezar na plecach nie do udzwigniecia.No i ta moja psycha - karmilam nie tego wilka,co trzeba.
Swietuje dzien,kiedy znalazlam to forum i tylu wspanialych ludzi. Takie wsparcie, jakiego potrzebuje. To niesamowite - od tej pory zaczelam tez przytulac sama siebie,dzien po dniu powtarzam swoja mantre o milosci do siebie.To dziala,coraz bardziej namacalnie.
Tak jak Ty,duzo chodze i prawie codziennie biegam.To moj czas tylko dla mnie,moja medytacja.Mysle,ze moge realizowac male zadania,w ten sposob i ja dorosne do kopenhaskiej,np. Termin juz mam,teraz gromadze sily. I nie bede sie wiecej karac.
Goss,natchnelas mnie tym chlebem. Moze tez sprobuje,poczulam wrecz jego zapach...
Koncze wywody.
Pozdrawiam.
-
Witam w - prawie - środku dnia :)
Wiecie.. co do tego chleba.. ja teraz chyba już nie mogłabym inaczej :)
to znaczy nie mogłabym nie piec ;)
może to głupio zabrzmi ale ta czynność, stanowi o moim pogodzeniu się z rolą jaka mi w życiu przypadła. Mam 25 lat, mieszkam z ukochanym... bez ślubu, bez dzieci (bo na dzieciaki toja mam jeszcze za bardzo rozbrykaną psychikę :) )... i do tej pory byłam takim niezależnym duchem. Dumny, wojowniczy skorpion, samotnik, nie-rozpieszczany jedynak, mający swój pokój w mieszkanu rodziców za swoją niedostępną wieżę. Od roku mieszkamy z M. a ja przez ten rok złożyłam moje kolce gwarantujące mi swobodną samotność i niezależność i zaczełam ewoluować w kierunku ułagodzonego domowego przytulaka ;) Oczywiście bez przesady... moj charakter i moje ja nie pozwolą ze mnie zrobić podusi do przytlania dla wszystkich ;) i nadal te kolce potrafie postawić.. zrozumiałam jednak że w domu aby było ciepło musi być też magia.
Dla mnie ta magią jest właśnie to, że odczuwam chęć dbania o domowników, gości do nas przychodzących, chęć dzielenia sie z nimi tym co mam.. a więc tym co zrobię. Gdy piekę chleb w kuchni robi się ciepło od piecyka.. zaczyna pachnieć przyrumieniająca się mąka.. masło samo zaczyna sie rozpuszczać jakby czekając na to by z łatwością położyć je na jeszcze ciepłej kromce. Wytwarza się tak a spokojna atmosfera.. domowa..rodzinna.. nawet jeśli w tym czasie ja czytam książkę a M. szaleje w jakąś gierę na komputerze ;) to jednak ten tworzacy się posiłek, który potem będziemy jeść razem jednoczy nas bardzo mocno... bo fajnie jest wiedzieć że jak M. otworzy w pracy kanapkę to myśli o mnie bo widzi mój chlebek :D ..tak.. to jest moja taka cicha metoda na dawanie z siebie ciepła.
polecam ją każdemu :) a jeszcze wiecie.. jak się wciągnei w to dzieciaki to w ogóle w kuchni robi się niezła zabawa ;)
pozdrawiam dziennie
goss
-
Cześć! Fajny ten Twój wątek, masz talent chłopie - do dietkowania i do pisania!
Pozdrawiam.
-
Goss,powiem tylko,ze mnie zarazilas.
Znajde tylko jakis pyszny przepis i tez sprobuje.Uwielbiam dbac o swoich mezczyzn.
-
:) cześć. dziś w warszawie szaro.. takie śniegowe chmury się kręcą że poranek wygląda jak wieczór.. no nic. Ważne że na moim talerzu kolorowo :)
Niewiem czy wy macie podobnie ale dla mnie, na diecie, nie liczy się tylko to co mam na talerzu ale również to jak mam to podane. Nie mówię tu o tym że mała porcja mały talerz by wydawało się że jest więcej - to oczywiste, ale chodzi mi o dekorowanie potraw, o atmosferę w jakiej je spożywam.
Nauczyłam się na sobie, ale też na moim M. że nawet jeśli śniadanie to zwyczajne kanapki to jeśli dodatki do nich poustawiam na ładnych talerzykach czy w miseczkach, to cały posiłek wygląda jak wizyta w restauracji i oprócz brzucha to i oczy są uradowane.
Tak więc gdy robię placki ziemniaczane to podaję je na półmisku ułorzone jak rozciągnięta talia kart, śmietanę do nich wykładam do miseczki i podaję ładną łyżeczkę, dżemik, miodzik i cokolwiek tam jeszcze mi się wymarzy też wykładam do małych miseczek. Na stole widać obfitość - akurat może placki ziemniaczane nie są dobre kalorycznie ale jeśli tak samo postąpię z jakąś mało kaloryczną potrawą to niesamowicie radująca jest świadomość że mogę tych wszystkich rozmaitości popróbować.
Ostatnio sporo eksperymentuję z nowymi przepisami, sama coś mieszam i plączę ze sobą i chciałabym wam polecić takie rzeczy jak:
Bomba witaminowa:
pisze dokładnei takie porcje gramowe jaki mi wyszły:
- kawałek banana - 68g - 54.40kcal
- otręby - 10g - 25 kcal
- jabłko - połówka średniego ale już bez gniazd nasiennych - 62g - 31kcal
- marchew surowa - 58g - 20.30kcal
- kefir 2% - 66g - 30.36kcal
słodzik sypki odrobina do posypania
-----------------------------------------------------
łącznie 161,06
Ja robiłam danie w miseczce, wyszło sporo i sycące było :)
- banana pokroić w plasterki
- jabłko zetrzeć na dużych oczkach
- marchew zetrzeć na durzych oczkach
- połączyć i dodać otręby i kefir
- wymieszać dodając słodzik
wspomnienie wigilii - tak to nazywam bo naprawde mi zapachem przypomina święta
Wiemy że orzechy i suszone owoce dobrze na nas wpływają, więc starałam się wymyślić jakąś taką przekąskę nadającą się na podwieczorek na przykłąd, by było i smacznie i nie za bardzo kalorycznie, zobaczcie co mi wyszło:
- rodzynki - 16g - 57kcal
- orzechy laskowe łuskane ok. 7 sztuk - 10g - 64,80kcal
- morele suszone pokrojone w paski - 16g - 45.60kcal
- płatki kukurydziane - 15g - 57kcal
- pomarańczka bez skórki -połówka - 116g - 46.40kcal
--------------------------------------------------------------------
łącznie 250.8 kcal
rodzynki można namoczyć ale ja zrobiłam z suchymi, dodałam orzechy w całości i pokrojoną w paseczki - by optycznie było jej więcej - morelę suszoną. Dodałam też suche płatki kukurydziane. Do tego połówkę pomarańczy którą dodatkowo podzieliłam na dwa. Jedną połówkę połówki starłam na tarce by puściła duuużo soku - oczywiście flaczek skórkowy trafił do dania nie do smieci, a druga połówkę połówki pokroiłam na małe kawałeczki by było jej optycznie dużo.
Całość zasypałam cynamonem, dużą ilością i dodałam słodziku w pudrze.
W sumie można takie danie uzyskać z musli, albo to zalać wodą czy mlekiem. Ja jednak stawiałam na coś raczej suchego, co można długo żuć i gryźć :)
hm.. MaXicHo.. nie gniewaj się że elaboraty na twoim wątku wypisuję...
już zmykam
papa
goss
-
MAX bo cele musza byc miedzy innymi mierzalne, a do tego realne do osiagniecia 8)
Jesli takie sobie stawiamy, duzo latwiej je osiagnac, bo wlasnie realizujemy racjonalne podejscie do projektu, ktorym w naszym przypadku jest odchudzanie.. :twisted:
Udanego weekendu 8)
-
Dobrywieczorek,
Nie było mnie dwa dni - ciąg dalszy cholernych sporów o dom dla mojej matki, i to niestety w sądzie ... :evil:
Mieliście wszyscy rację: 1000kcal to za mało. Zafundowałem sobie klasyczne objawi hipoglikemii: szum w głowie, zimne ręce mimo normalnej temperatury i ogólnie lekki zjazd, hehehehehe... Przez weekend wcinałem na oko 1400-1500, jutro ważenie i już przedział 1100-1200.
Słowo się rzekło, obiecałem, że jeśli tysiączek nie będzie miał sensu, zmieniam cel.
Zmieniłem.
Do jutra.
Maks
-
ciesze sie z Twojej decyzji. napewno jest najlepsza. bedzie dobrze, powoli is ie uda. $
kurd emegi a moze sama w to uwierzysz? hmm.pgadamy jutro :)
pieknych snow max!
-
Wyciagam z czelusci trzeciej stronicy.
Dzien doberek.
Widze,ze zapracowany jestes bardzo - mam nadzieje,ze wszystko uklada sie pomyslnie.
U mnie coraz lepiej,zdecydowanie metoda malych kroczkow sprawdza sie.No i nabieram do siebie coraz wiecej szacunku - bez tego ani rusz.
Pozdrawiam.
-
witam nocną porą,
co tu tak cichutko? zapracowani wszyscy?
eh..ja też.
jutro, a w zasadzie dziś ważne spotkanie...
ale jak to mówi moja mama "to nie będzie trwać wiecznie" :) więc się pójdzie, się spotka, się porozmawia, a potem będzie już po spotkaniu :lol:
muszę się pochwalić pisemnie bo mój podpisik się nie chce zaktualizować :( mimo zapisów i zmian ciągłych
moja wspaniała waga wczoraj ukazała moim oczom rano - 70.01 kg :0 a dziś po całym dniu to nawet 69.98kg :)
cieszę się strasznie..nareszczie troszkę w dół. Do 65 jeszcze troszkę, ale żeby gdzieś dojść trzeba zacząć iść ;)
pozdrawiam
goss
P.S. MAXicho.. pochwal się co tam u ciebie i rzuć jakiegoś motywacyjnego kopa ;)
-
goss pomalutku i do przodu hihi kurde u mne tez kiedys zacznie w dol leicec
max co z Toba? boja to sie martwie o Ciebie. ne dosc ze ja jestem zawodowa dietowa placzka tojeszcze zawodowa zamartwiaczka dietkowa :) odezwij sie. i co z tym domem?
buzki kurde kilossa przytylam. ale ciesze si ze tylko kilosa :)
-
jak mozna zapomniec o tlustym czwartku? przeciez to sie nie godzi! kurde, a mi sie udalo! za to zjadlam po kolacji dwa puddingi wanioliowe, ale pych abylo i zdrowiej :)
caluski , jade na weekend od jutra do leuven do ingrid i rapha, nie wiem jak to bedzie, ale ja juz sie ciesze, bo wyjade poza puurs i pojde na zakupy jedzeniowe na jakie powinna pojsc pani domu :)
lece kochani pod prysznic i do lozia, padam n azeby! od jutra mam Krokusvacantie :) ale sie wyspie! za wszystkie czasy!
buzki i dietkujcie sie pieknie!
kurde max co z Toba sie dzieje??
-
Maxicho mam nadzieje ze nas nie opusciles :wink:
pozdrawiam :)
-
Max, wreszcie znalazłam Twój wątek gdzieś na 3. stronce, bo tak dziś buszowałam po wątkach i zdałam sobie sprawę z tego, że nie widziałam Cię na żadnym z tych, które zazwyczaj regularnie odwiedzasz.
Strasznie to przykre z tymi przepychankami o spadek - życzę Ci, żeby sprawa zakończyła się pomyślnie.
A decyzja o zwiekszeniu ilości kalorii wydaje się mi bardzo rozsądna.
Mocno Cię ściskam i faktycznie nie znikaj nam z forum :)
-
Cześć wszystkim,
Nie było mnie kawałek czasu.
Zastanawiałem się, czy to w ogóle tutaj na forum pisać, ale coraz częściej wydaje mi się, że warto pisać o życiu takim jakie ono jest...
Ponad tydzień temu dość bliska mi osoba usiłowała popełnić samobójstwo łykając potężną dawkę psychotropów. To ja tego człowieka znalazłem, ja wzywałem karetkę... We czwartek było tragicznie - zagrożone życie, a prawie na pewno nerki, serce i być może mógz. Dzisiaj jest już zdecydowanie lepiej i rokowania dużo lepsze. Nie będę opisywał przeżyć, ale summa summarum doszedłem do wniosku, że nie ma lepszego sposobu dawania komukolwiek czegokolwiek niż PRACA NAD SOBĄ. Dlatego kończę pracę tutaj zaczętą, a poza odchudzaniem skaczę w pewnych obszarach życia na głęboką wodę...
Nie musicie tego wpisu komentować - nie potrzebuję także pocieszania ani tego typu spraw... Smutno mi oczywiście i trudno, ale takie jest życie.
Do jutra.
Maks
-
Cześc,
prawda o życiu jest taka że każdy na nie patrzy przes swoje własne okulary... jednych okulary są rozowe, innych niebieskie a jeszcze innych szare..lub wręcz czarne.
Dobrze ze go znalazłeś i że jest lepiej. Jak będzie..to się okaże.
Sądzę że wiem co czujesz bo ja też przez takie zdarzenie przeszłam.
Mojego znajomego nie zdążyliśmy uratować. I tak naprawdę teraz to chętnie bym skopała mu dupę za to co zrobił. Ale cóż. Dorwę go jak się kiedyś spotkamy, w życiu po życiu.
trzym się. i nakladz swojej madrosci do glowy tego czlowieka.
a zreszta.. zrobicie to co sami uznacie za stosowne.
--------------------------------
co do mojej diety..teraz stanelam na 69.9.. ale to i tak mniej niz 70 :wink:
powoli złażę na dół... powolutku...
pozdrawiam
goss
-
maxie drogi zycie jest wlasnie takie, ale Ty nie badz nam tutaj twardym macho tylk osie posmutaj tutaj z babami. nikt Cie nie zrozumie jak kobieta!
przykro mi strasznie z powodu tych sporow sadowych i tej akcji z psychotropami. ja sama kiedys mialam z tym problemy i si etrulam zawodowo i systematycznie i wiem jak sie czuje ta osoba i jak Ty sie czujesz. stray nie trac wiary w lepsze jutro.
dietkuj sie rozsadnie i nie szalej z liczeniem za bardzo zeby dieta nie zaczela Toba zadzic!
jestem calym sercem z Toba.
pozneij cos dopisze, bo mam goraczke i lece do lozia. papapa!!
-
Tylko nie znikaj :evil:
Pozdrawiam :D
http://kartki.onet.pl/_i/m/kwiatki2_s.jpg
***
Grażyna
-
Cześć wszystkim,
Sytuacja ułożyła się w sposób pomyślny - czyli nie ma zagrożenia życia ani zdrowia. To tak na marginesie.
A ja usiadłem na dupie, przemyślałem sobie bardzo wiele rzeczy, przetrawiłem cały ten ból, chlałem z bliskimi mi ludźmi piwo i jeżdżąc samochodem nocami po Polsce słuchałem zbyt głośno muzyki. Wyciągnąłem spod stosu książek (jeny, ze dwa tysiące ich mam w różnych miejscach poutykane...) Stephena Levine'a "Kto umiera? Sztuka świadomego życia i świadomego umierania", wbrew pozorom książka ważna dla każdego żyjącego... i nie wrócę do tego tematu nigdy więcej na tym forum, ale coś czuję, że jak mnie coś nie zabiło to mnie wzmocni. Tak to naprawdę bywa...
Koniec z tym tematem. Wracam skończyć rozpoczęte sprawy.
MAXicho
-
Zeruję wszystkie liczniki...
ODCHUDZANIE (kolejny etap): DZIEŃ 1 / 60
jedzenie:
:arrow: 07,00: kawa z cukrem 10g – razem 40,00kcal
:arrow: 08,30: musli stały zestaw (musli 60g 228kcal, figi 10g 22,50kcal, morele 10g 26,40kcal, siemie lniane 5g 22kcal) – razem 299,00kcal
:arrow: 11,00: duże jabłko (200g 100kcal) – 100,00kcal
:arrow: 15,00: papryka czerwona zapiekana z ryżem i warzywami (papryka czerwona 1 szt. 250g 72,50kcal; farsz: ryż brązowy 20g 71,40kcal, cebula 100g 36kcal, olej łyżeczka od herbaty 5g 45kcal, seler korzeń 70g 28kcal, marchew 110g 38,50kcal, pietruszka korzeń 90g 45kcal, przecier pomidorowy 50g 50kcal,) – razem 386,40kcal
:arrow: 16,00: sałatka z cukinii ze słoika 220g i ogórki kiszone 140g (trzy sztuki średnie) – razem 43,20kcal
:arrow: 18,30: dwa jajka gotowane (176kcal) chrzan z burakami 50g (25kcal) i ogórek kiszony (40g 5kcal) – razem 206,00kcal
razem w ciągu dnia: 1.074,60 kcal
:!: sport: dzisiaj nic
:!: suplementacja: pełna, cały dzień
:!: chlanie: dwa dzbanki Pu-erh, zioła
Polubiłem bardzo chrzan z gotowanymi, tartymi buraczkami (proporcje: 2 części buraczków, 1 część ostrego chrzanu), nadaje się i do jajek, do szynki konserwowej (to będą kolejne kolacje: 100g chudej szynki i chrzan – wychodzi około 200kcal) a nawet na kanapkę z fajnego razowca.
Kupiłem spory zapas musli w „Kauflandzie” – polecam musli wielozbożowe z owocami firmy „Sante”, paczka 350g kosztowała tylko 2,19 zł., w musli są cztery zboża, rodzynki, daktyle, jabłka, ananasy, papaje i … 370kcal na 100g. Większość mieszanek światowych marek z np. orzechami, cukrem czy innymi bajerami kosztuje chyba znacznie więcej no i o dobrą setkę ka-ce-ali więcej na 100g.
Zrobiłem sałatkę jarzynową w wersji light: czyli trzy duże gotowane marchewki (460g 110,40kal), dwa duże gotowane selery (620g 155kcal), cztery spore jabłka (560g 280kcal), olej trzy łyżeczki do herbaty (15g i 135kcal) i ogórek kiszony (dużo… 660g 79,20kcal). Do tego sok z cytryny i pieprz (wsypałem ziołowy, zobaczymy co za cholera). Sałatka ma w 100g tylko 33kcal, jej podstawowa nuta smakowa to kontrapunkt słodkiego jabłka z kwaśnym ogórkiem – marchew ładna w tle, seler brzmi jak smęcenie muzyków o piątej rano na wiejskim weselu, czyli wcale. Mam tego cudu dwa kilo, tylko 760kcal te dwa kilo, mam czym się zapychać.
Na stany braku węglowodanków w bogu umiłowanych to mam zapas chleba „Mestermacher” (z grubo mielonych ziaren, ciemny, pakowany w atmosferze ochronnej, długi termin przydatności przed otworzeniem paczki). Będzie na leczenie ewentualnej (zabójczej dla odchudzania) hipoglikemii w sposób mądry a nie głupi.
Jutro jadę na chlanie, ostatnie na parę tygodni, nie ma mnie na forum, wracam w niedzielę. W poniedziałek ważenie, zobaczymy co tam ciekawego się dzieje.
Narazicho
MAXicho
-
no max, upadac i wciaz zaczynac od nowa. ja poszalalam i nie zaluje bo jedzonko bylo pyszne :) noi przytylo mi sie dwa kiloski bo si kilka dni nie wyproznialam. kilka razy do kibelka poszlam i od razu kilosek spadl no i dzis znow waga pokazala mniej niz 66 :) dzis rano po siusianiu bylo 65.5 :) no i czekam do tej magicznej 64 a pozniej 63.. i do 5 z przodu! oj! al bedzie fajowo! :) ciesze ze sie wszystko dobrze skonczylo i ze jest ok! no a bedzie jeszcze lepiej. ja sie choernej grypy znow nabawilam i az mniz zzera bo kaszej mokry zapucha mi pluca ale juz jakos dam mu rade :) za chwilke plateczki sobie wsune i bedzie milo i milo i miodku sobie dodam troszke :)
max trzymaj sie mocno , dzieln a corka ksiezyca jest z Toba, bracie Jowiszu!
-
FANTASTYCZNEGO WEEKENDU WSZYSTKIM ŻYCZĘ :D
http://www.bosko.pl/kartki/kartki/28.jpg
POZDRAWIAM
Całuski
***
Grażyna
18 marca pod McDonaldem w Katowicach spotykamy sie o godzinie 11tej!!!
-
Dobrze,ze wracasz.
Ponoc Bog zsyla najtrudniejsze zadania ludziom,ktorzy maja najsilniejszy charakter.
Wiem cos o tym - choc moj charakter nie jest az tak mocny, jak bym chciala.
Ale bedzie dobrze - mam takie nieodparte wrazenie.
Aha,ostatnio tez sporo procentow wlewalam w siebie i teraz nareszcie sie odtruwam. Od soboty odliczam - 30 tygodni do waznego dnia.
Pozdrawiam z krainy deszczowcow. :D
-
Siemaneczko ludziska,
Od poniedziałku (a w zasadzie od niedzieli wieczorem) mam straszną grypę, dopadła mnie nagle i niespodziewanie. Pewnie organizm odreagowuje trudne chwile - trza się wychorować... Poniżej ostatnie dwa dni 'przedchorobowego' życia, czyli sobota i niedziela. W niedzielę wieczorem już miałem pierwsze objawy: nie byłem w stanie wyjść z samochodu przed garażem, a w chacie okazało się, że mam ... 39 stopni.
Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że tę przystań, na której znaleziono dwa martwe łabędzie z wirusem ptasie grypy, to ja praktycznie widzę z okna, hehehehe.
Acha, waga mi spadła, waże 87 kg, w związku z czym zmieniam tickerek.
No dobra:
04.-05. marca 2006 r., sobota-niedziela
ODCHUDZANIE (kolejny etap): DZIEŃ 2 / 60
ODCHUDZANIE (kolejny etap): DZIEŃ 3 / 60
Na dwa dni wyjechałem do znajomych do Grudziądza. Było parę sympatycznych piw, ale nie było obżerania się. Kalorii siłą rzeczy nie miałem jak dokładnie liczyć, ale nie sądzę, żebym przekroczył 1300-1400kcal (no, poza sympatycznym piwem rzecz jasna).
Narazicho
Maksicho
-
Właśnie zauważyłem po zmianie tickerka, że jestem w połowie roboty, i mimo zaawansowanej maligny to fajne uczucie 8) Z problemów się wygrzebałem, przemyślałem wiele spraw i wracam skończyć co zacząłem. Ściskam wszystkich
Maks
ps. jeszcze parę dni będę się leczył, kalorii nie liczę, bo i tak jem bardzo mało - na więcej nie mam siły ani ochoty - ale będę się pokazywał. Cmokaski
M.
-
06.-09. marca 2006 r., poniedziałek-czwartek
ODCHUDZANIE (kolejny etap): DZIEŃ 4 / 60 do 7 / 60
Pochorowałem się strasznie na grypę. Pewnie organizm odreagował parę trudnych chwil. Przyjechałem w niedzielę wieczorem, i ledwo zwlokłem się z fotela w samochodzie: pod garażem siedziałem ładnych parę minut zanim byłem w stanie wyjść. W domu temperatura ponad 39 stopni, bóle stawów i mięśni (a gardło czyste) – nie potrzebowałem lekarza, żeby postawić diagnozę.
Dzisiaj kończę serię antybiotyków (dostałem mimo wszystko jako ochronę przed infekcją bakteryjną), jestem osłabiony, ale już mi grypa mija. Jeszcze będę się wylegiwał w wyrze przez parę dni.
Waga pokazuje 87 do 87,50 – to zwykła uchylna waga łazienkowa, i miewa swoje fochy. Przez te parę dni żywiłem się głównie ryżem, rodzynkami, owocami i ogromną ilością miodu lipowego – więc sądzę, że trochę też mi zeszło. Od dzisiaj liczenie kalorii, na razie z jedzeniem bardzo ostrożnie, a sport niestety przez tydzień odpada.
Spacery nad Wisłą odpadają – te martwe łabędzie z ptasią grypą to 300 metrów od mojego domu, dokładnie nad Wisłą. Ludzie w mieście nie myślą zbyt wiele (chociaż wszyscy sąsiedzi wyprowadzają psy na smyczy), natomiast ubawiłem się treścią tablic ostrzegawczych: „uwaga! wysoce zjadliwa grypa ptaków!”.
Maks
-
10. marca 2006 r., piątek
ODCHUDZANIE (kolejny etap): DZIEŃ 8 / 60
Jeszcze ciągle na rekonwalescencji – spacery w wersji mocno okrojonej, na ćwiczenia siłowe nie mam szans chyba jeszcze przez tydzień, a jedzenie lekkie bez kawy i ostrych przypraw. Od dzisiaj jednak już codzienne liczenie kalorii, wracam także do planowania jedzenia. Jaki cel przed oczyma? Pod koniec tych sześćdziesięciu dni powinienem zejść poniżej osiemdziesięciu kilo – ta „siódemka” (szczęśliwa!) na początku będzie prezentem nie widzianym od szesnastu lat na wadze. A jeśli się postaram, to nawet ładnych parę kilo poniżej tej 80tki uda się zejść…
jedzenie:
:arrow: 05,00 – zioła z miodem 15g – 46,00kcal
:arrow: 06,40 – musli (musli mieszanka 50g 193kcal, siemie lniane 5g 22kcal, figi suszone 12g 27kcal, morela suszona 8g 21kcal) – razem 263,00kcal
:arrow: 08,00 – kawa inka z mlekiem 0,5% 100g – 35,00kcal
:arrow: 10,30 – twaróg chudy 100g 100kcal, dżem niskokaloryczny 20g 30kcal – razem 130,00kcal
:arrow: 14,30 – ryż z warzywami i ziołami prowansalskimi (ryż brązowy suchy 30g 107,10kcal, marchew surowa 250g 87,50kcal, pietruszka korzeń 34g 22,50kcal, olej 1 łyżeczka 5g 45kcal, fasolka szparagowa mrożona 100g 35kcal, brokuły mrożone 200g 66kcal) – razem 363,10kcal
:arrow: 17,15 – chleb „mestermacher” 80g 147kcal, masło 5g 27kcal, twaróg chudy 50g 50kcal, kawa inka z mlekiem 0,5% 100g 35kcal – razem 259,00kcal
razem w ciągu dnia: 1.096,10kcal
do usłyszenia
MAXicho
-
Siemasz Maksiunia 8)
No ancymonie jeden widze, ze juz powoli wracasz do zdrowia, to naprawde dobrze.
Tylko troche nie za fajnie z tymi łabędziami- zamkni okna maj dir :D
Co to za ziolka pijesz? ja na sama mysl dostaje konwulsji ale w twoim stanie pewnie pomagaja, ale nam sie stary urzadziłes :roll:
Maksiunia ja postanowiłam nie odchudzac sie dla kilogramow tylko dla wygladu co jak stwierdzilam w parze nie zawsze idzie. waze tyle co wazylam( trzymam diete i cwicze) a wchodze we wszystkie spodnie mojej siostry która wazy 58 kg :shock: czy to nie jest cudowne? 8)
Oczywiscie cwicze dalej i ograniczam węgle.
Maksiunia zdrowiej mi tam, spaceruj tylko jak w miare ciepło na polu, jak masz organizm osłabiony to nie wiem czy dobrym pomysłem jest dieta . Ty teraz witamin potrzebujesz i musisz sie cały zregenerowac :? Uwazaj na siebie ancymonie.
Całuje Cie mocno w czólko. Zdrówka Maksiu.
-
Zdrowiej Max :wink:
Przydało by Ci sie trochę regeneracji zanim wrócisz na ostrego tysiąca :roll: U mnie angina z gorączką daje automatyczny spadek 3 kg, ale od lat nie miałam :roll: i całe szczęście....pilnuję się strasznie, bo choroba to dziura w budżecie i jakos sie udaje, w tym roku tylko 3 dni byłam bez głosu :evil: ostatnio instruktorka jogi pokazała mi mantrę na gardło i jest zdecydowanie lepiej ostatnio :wink:
UDANEGO WEEKENDU
http://www.serenataflowers.com/produ...high_3_651.jpg
Pozdrawiam
***
Grażyna
-
11. marca 2006 r., sobota
ODCHUDZANIE (kolejny etap): DZIEŃ 9 / 60
Powoli kończę rekonwalescencję, czuję powrót sił sprzed choroby. Od jutra zobaczę, czy drobne ćwiczenia będą dla mnie osiągalne: jeśli nie, odpuszczę jeszcze parę dni. Byłem w gościnie u starych znajomych, ale z mając wybór między szaszłykiem i zrazami w sosie zjadłem… zupę pomidorową. Wartość kaloryczną tejże zupy obliczyłem na oko – na nic bardziej rzetelnego nie miałem szans. Na kawę kompletnie nie mam ochoty, wróciła do łask inka, sporo ziół – a od jutra chyba wrócę do suplementacji.
jedzenie:
:arrow: 07,00 – zioła z miodem 10g – 33,00kcal
:arrow: 08,00 – musli (musli 50g 193kcal, siemię lniane 5g 22kcal, daktyle 10g 25kcal, migdały 3 szt. 20kcal) – razem 260,00kcal
:arrow: 10,40 – kefir kubek 0% tłuszczu – 100kcal
:arrow: 12,00 – zupa pomidorowa z makaronem – 187,50kcal
:arrow: 15,00 – indyk z orzechami, słonecznikiem i fasolką (indyk 150g 195kcal, orzech włoski 1 szt. 4g 27,50kcal, słonecznik łuskany 6g 33,90kcal, olej 1 łyżeczka 45kcal, pieczarki 140g 21kcal, fasolka szparagowa zielona mrożona 150g 52,50kcal) – razem 374,90kcal
:arrow: 18,00 – chleb mestermacher 40g 73,60kcal, twaróg chudy 45g 45kcal, dżem niskokaloryczny 20g 30kcal, zioła z miodem 10g 33kcal – razem 181,60kcal
razem w ciągu dnia: 1.137,00kcal
Indyk z orzechami, słonecznikiem i fasolką – przepis chyba gdzieś już wyżej podawałem: pokrojone orzechy i słonecznik lekko uprażyć na oleju, dodać pokrojonego indyka, podsmażyć, dodać pokrojone pieczarki, fasolkę, sól, przyprawy, zalać nieco wodą, dusić 15 minut do odparowania wody. Z przypraw polecam bazylię – poprzednim razem dodałem zioła prowansalskie i nie smakowało mi. W oryginalnym przepisie polecają także majeranek, ale nie próbowałem.
M.
-
Cześć Kobiety,
Dobrze się czuję na 1100kcal - tysiąc to był chyba ten jeden most (czytaj setka kalorii) za daleko 8) i kilka razy rzeczywiście ochota na zbyt duży wyczyn przyniosła zbyt duży upadek, hehehehe. Poza tym mam nieodparte wrażenie, że organizm wręcz domaga się lekkiej nieobciążającej żołądka diety. Zwiększyłem ilość szybko przyswajalnych węglowodanów w postaci miodu - i zmiana mi się podoba :D
Gocha:
Jestem maksym-alistą 8) i do ponad litrowego dzbanka wrzucam miętę + pokrzywę + bratek + czasami melissę w dowolnych kombinacjach, chleję godzinę (dobrze wchodzi).
A ty wiesz laska - to tak a propos twojego tickera - że parę dni temu ratowałem nietoperza! Chyba gdzieś w kącie mojego sporego mieszkania (są zakamarki, których nie widziałem od dwóch lat, hehehehe) wlazł i zimował, bo mi nagle zaczął latać po korytarzu mieszkania późnym wieczorem. Fajne zwierzę, miałem okazję z bliska mu się poprzyglądać, bo złapałem i zaniosłem do piwnicy (jest duża, sucha i chłodna), niech ze dwa tygodnie jeszcze poczeka, bo na dworze chyba na razie za zimno.
Grażyna:
Znam ten efekt... Mnie zawsze wali po grzbiecie przeziębienie po trudnych sytuacjach - za każdym razem muszę odchorować. Teraz było wesoło: grypa dopadła mnie nagle i mocno, wracałem dwie godziny samochodem, i jak wsiadałem było okej, a jak wysiadałem pod garażem nie byłem w stanie wysiąść z samochodu. Stałem jak palant z zapalonym silnikiem dobre dziesięć minut.
Ty to masz też problem taki, że jak pracujesz w call-center, to głos to podstawa twojej pracy... To twoje narzędzie zarabiania: to tak jak ja pracując przy komputerze złamałbym palec... Tragedia. Dla mnie leżenie w wyrze było na swój sposób miłe.
Acha, co do Torunia i ptasie grypy, to wszyscy mają to w nosie, ta histeria to bardziej zjawisko medialne. Elementarne zasady higieny oczywiście ważne (no i widzę, że sąsiadka przestała wypuszczać kota na łazęgi - bardzo dobrze), ale generalnie miasto żyje swoim życie. Narzekają hotelarze, bo odwołano parę konferencji i szkoleń firm. Ja się cieszę, bo mi filet z indyka tanieje 8) Ogólnie jak człowiek siądzię i normalnie pomyśli, i dojdzie do niego, że na zwykłą grypę umiera rocznie na świecie podobno 2 miliony ludzi (na ptasią zmarło sto przez ostatnie osiem lat), to śmiech mnie ogarnia. A jak będzie pandemia taka jak hiszpanka w 1918, to wtedy trza się będzie zacząć martwić, ale to już byłaby zupełnie inna bajeczka niż trzy martwe łabędzie...
Spadam laski, chodzę wcześnie spać i odsypiam szaleństwa życia i szaleństwa organizmu
Narazicho
Maksicho
ps. Co do łabędzi, to nie mam na imię Leda, te łabędzie to nie Zeus, i "niebezpiecznych związków" oraz "bliskiego spotkania trzeciego stopnia" raczej nie przewiduję 8) 8) 8)
M.
-
Siemanko ludziska w uściskach 8)
12. marca 2006 r., niedziela
ODCHUDZANIE (kolejny etap): DZIEŃ 10 / 60
Rekonwalescencja przyspiesza: z ćwiczeń siłowych zrezygnowałem, ale na spacer (i to dość intensywny) mogłem sobie dzisiaj już pozwolić. Zobaczymy co przyniesie jutro. Rano ważenie, już normalna praca w domu przy komputerze (koniec przymusowego, ale słodkiego lenistwa w wyrze), wracam do pełnej suplementacji i do rytmu nawadniania organizmu. Wypiłem dzisiaj kawę – obawiałem się, czy nie siądzie mi żołądek, ale przeżyłem bez szwanku. Drobne odstępstwo (wyrównane brakiem kolacji): szarlotka u znajomych. A potem lekcja przed komputerem: posprawdzałem ile kilokalorii mają ciasta, i… mają ich porażająco dużo. Rozumiem zakaz wcinania nawet biszkopcików (liczba mnoga celowa: jeden to pewnie żaden problem, ale one lubią biegać… stadami).
jedzenie:
:arrow: 07,00 – zioła z miodem 10g 33kcal, chwilę później kawa z mlekiem 0,5% 50ml 17,50kcal – razem 50,50kcal
:arrow: 08,30 – musli (musli 50g 193kcal, siemię lniane 5g 22kcal, daktyle 10g 25kcal, migdały 3 szt. 20kcal) – razem 260,00kcal
:arrow: 12,00 – dwa średnie jabłka jabłka 300g – 150kcal
:arrow: 14,00 – szarlotka 120g – 310kcal
:arrow: 17,00 – warzywa z ryżem w curry (ryż brązowy dwie łyżki 30g 107,10kcal, marchew duża 220g 77kcal, seler średni 190g 66kcal, brokuły mrożone mniej niż pół paczki 200g 66kcal, olej 1 łyżeczka 5g 45kcal, curry do woli) – razem 371,10kcal
razem w ciągu dnia: 1.141,60kcal
Warzywa z ryżem w curry – seler zdecydowanie nie pasuje do takich dań warzywnych z curry gotowanych na szybko, chyba już nie będę go pakował. Może groszek z puszki? Interesujące… A marchew najlepsza jednak świeża: słodka i pachnąca. Dziwne: mrożenie brokułom nie szkodzi, marchew zamienia w oślizgłe nie wiadomo co.
Narazicho
Maksicho
-
Czesc Max....
Wpadłam na forum zobaczyc co u Ciebie, ale widze że nieźle sie trzymasz i ładnie dietkujesz.
Życze powiedzenia i wytrwałości. No i oczywisci trzymam kciuki.
-
Witam :D
Odpisałam Ci obszerniej u mnie....a znasz to zdjęcie ze stadem indyków i 2ma dymkami "apsik" i "bardzo qwa zabawne" :roll: dzisiaj klient zapytał mnie czy juz u nas łabędzie kichają :wink:
Trzymaj sie
***
Grażyna
-
Cześć,
Tylko na sekundkę, na dłużej w weekend - teraz padam na ryja. U mnie wszystko w porządku, trzymam 1.100 - 1.200 kcal, waga mi spadła do gdzieś 86,50 i lecę dalej.
Do usłyszenia w sobotę, wcześniej nie dam rady
narazicho
Maksicho