-
oj biedny! bedzie lepiej. trzymaj sie mocnoi ja tez daje rade wesolo!
caluski!
-
KOPENHASKA – DZIEŃ ÓSMY (w sumie piętnasty – czyli piątek)
No to zmyłem grzech śmiertelny sprzed tygodnia, i przetrzymałem swój siódmy dzień kopenhaskiej.
Teraz troszkę o teorii. Jeżeli jemy w miarę normalnie, czyli sporo węglowodanów, tłuszczów i białek (czyli jeśli jemy nienormalnie bo za dobrze), na tłuszcz zamieniane są głównie węglowodany. Mechanizm metaboliczny działa jakoś tak, że jeśli cukrów jest dużo i organizm nie spali wszystkich na bieżące potrzeby, część metabolizuje na tłuszcz i magazynuje w różnych apetycznych częściach ciała. Jak to jest z jedzonym w dużej ilości tłuszczem to nie wiem, więc się nie wypowiadam.
W diecie niskowęglowodanowej (a taką jest kopenhaska) organizm musi zacząć spalać białka i tłuszcze. Przez pierwsze trzy dni diety czerpie jeszcze glikogen z wątroby (takie kilka zapasowych kostek cukru schowane w głębokiej kieszeni), ale potem musi zabrać się do ciężkiej roboty. Białka i tłuszcze spalają się jednak inaczej – na ich spalenie organiz zużywa więcej energii (i stąd tak gwałtowne odchudzanie – spalenie cukru to dla ciała pestka, spalenie białka to prawie górnicza harówka). Poza tym spalają się one „kopcąc” ketonami (dokładnie chyba acetonem). Czytałem o tym w artykułach o głodówkach, gdzie podkreśla się, że po kilku dniach dochodzi do kwasicy ketonowej – organizm lekko się zakwasza, zmniejsza się apetyt, zwiększa zapotrzebowanie na płyny. Coś podobnego dzieje się w tej diecie. Mam też wrażenie, że ten obiecywany efekt szybszego metabolizmu to właśnie czasowe zmuszenie organizmu do większego wysiłku i odstawienie go od łatwizny sięgania otłuszczoną ręką po szybko dostępną glukozę z ciasteczek, które działa tak samo na metabolizm organizmu jak na sflaczałe mięśnie jogging przez dwa tygodnie.
To tyle zanudzania. Jak to jest w praktyce? Chce mi się bardziej pić. Czuję lekko aceton w gardle. Ludzie pytają mnie, co piłem (a to właśnie ten wydychany aceton). Ponieważ serce dostaje mniej energii, nie ma co szarpać się na gwałtowny wysiłek – spacer jak najbardziej, pompki całkowicie odpadają, to już szaleństwo. No i to co robię – czyli sześć dni dłużej – to już chyba graniczna długość tej diety.
Acha, i ciekawy link (plus parę innych ciekawych artykułów na tej stronce):
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Narazicho
MAXicho
-
jako wróg kopenhaskiej (zagorzały i straszny) nie powinnam nic pisać 
ale napszę swoje nowe obserwace - wygląda na to, że w ogóle przy ograniczaniu węgli, szczególnie tych złych - począwszy od cukru i owoców na białym pieczywie skończywszy (pozostałam przy ciemnym chlebie, w sensie pumperniklu bo ma dużo błonnika, brązowym ryżu i makaronie (słodyczy nie jem, kawy nie słodze w ogóle z zasady..) organizm wariuje
pozytywnie
mi nigdy nie chce się pić, zawsze piłam malutko bardzo (2 herbatki na dzien.. jedna kawa... i tyle) - teraz wlewam w siebie hektolitry płytnów (dla mnie wypicie 1.5 l wody przed 4 godziny to jest w ogóle mega osiągniecie)
osobiście uważam, że nie należy z niczym przesadzać.. i nawet te proste węgle czasem są potrzebne 
powodzenia życze i pozdrawiam też serdecznie
-
Hehe, wiedziałam, że Ty sobie tą czekoladę na biurku położysz
Gratuluję 
Wiesz, mi chyba i dlatego było łatwiej podczas tego siódmego dnia, że - jak się dopiero teraz zorientowałam, ja i szóstego i siódmego dnia jadłam posiłki w odwrotnej kolejności. Czyli kurczak zjedzony szóstego dnia wieczorem spokojnie mnie tak napełnił, że przez dzień siódmy, kiedy to na obiad jadłam owe sławetne "nic" przeszłam na tym kuraku.
Gratuluję spadku wagi 
Uściski
-
Maxio! Trzymaj sie przez ten weekend!
Zreszta, co ja bredze! Twoja silna wola rozwala mnie!
Buziaczki
-
KOPENHASKA – DZIEŃ ÓSMY (w sumie piętnasty – czyli piątek) - wieczór
Kolejny dzień z głowy. Poranna kawa po wczorajszej quasi-głodówce była fantastyczna i rozgrzewająca. Chyba przestanę pić kawę na modłę amerykańską (dużo lekkiej lurowatej brązowej cieszy, ewentualnie z mlekiem) i zacznę pić jedną kawę dziennie, z ekspresu (tej takiej aluminiowej kafeterii czy jak to tam się nazywa – jednym słowem tej do używania na zwykłej kuchence), może z jakimś dobrym trzcinowym cukrem albo czymś takim. Wystarczy.
Dzień już normalny (o ile w czasie kopenhaskiej dni są w ogóle normalne, o czym pisałem wyżej). Czekam już na koniec – zarówno na efekty jak i na to, żeby pójść dalej i nie tkwić ciągle w pieczonym kurczaku w ziołach bez soli i jednej kawie rano. Sport jest jednak możliwy tylko przy diecie „normalnej”, a chce mi się, oj chce mi się poczuć mięśnie (najlepiej napięte bądź bolące).
No dobra. Jedzenie:
rano: kawa bez cukru
lunch: pomidor (bez skórki i pokrojony – 190g czyli 30,60kcal), gotowany szpinak z ziołami prowansalskimi (500g – 85,00kcal) oraz 2 jajka na twardo (176kcal) – razem 291,60kcal
obiad: sałata (60g – 8,40kcal) z olejem (5g – 45kcal) i cytryną, pieczony filet z indyka w ziołach (jeny, znienawidzę zioła prowansalskie; a indyka 200g czyli 260kcal) – razem 313,40kcal
w ciągu dnia razem: 605,00kcal
Kupiłem sobie filet indyka spory kawałek – wykroję dużą porcję na niedzielną pieczeń dla odwiedzającej rodziny, a resztki pociacham w kawałki, wpakuję do zamrażarki porcje poważone po 150 i 200g i spakowane w woreczki, będę mógł potem leniuchować przy gotowaniu dań jarzynowo-mięsnych, do których coraz bardziej mi śpieszno.
przyjemności wszystkim i miłego weekendu!
MAXicho
-
I jeszcze:
Magdalenkasz:
Jako że to forum wzajemnego wspierania się po raz kolejny podkreślam, że nawet jeśli charakteryzuję się tzw. 'silną wolą', to poprzedziły je całe dzikie stada tzw. 'upadków'. To po to, żebyś wiedziała, że każdy może - Ty też
Triskell:
Wiesz co jest wkurzające? Ano to, że ta czekolada wcale na mnie nie działała. No i co to za wyczyn?
Muszę pomyśleć o czymś ciekawszym, hehehehe.
Jessenia:
No to stosujesz dietę, która odpowiada także i mi - jak skończę kopenhaską, zaczynam właśnie takie jedzenie. Mam też mieszane uczucia co do kopenhaskiej - robię ją (i czuję, że skończę!), efekty cieszą, skutki (wszystkie) przetestuję na sobie samym (będzie to też korzyść dla forumowiczów) i tyle. Wiesz, chyba tak naprawę potrzebowałem silnego kopa. Ponieważ nikt się w okolicy nie odważy (silny ze mnie facet, no i wrednie łysy
), musiałem dać go sobie sam.
siemaneczko
M.
-
max a ja to nie patrze na te Twoja kopenhask aprzez pryzmat zdrowia bo jesli Ty czujesz ze chcesz to jest najwazniejsze. ja kopenhaska zrobie(zrobie!!) jak naucze sie ograniczac jedzenie, bo taki hardkor na poczatek dl amnienie jest najlepszy.
max masz swieta racje i chwala Ci za to. ja po dzisiejszym dniu, ze jesli chcesz to mozesz. jesli z serca chesz . i to chyba wystarczy.
caluje na piekne sny.
-
Max, Twój wpis u mnie uświadomił mi, że zapomniałam odpowiedzieć na Twoje pytanie dotyczące absyntu. Ten czeski, który jest podobno jedynym dobrym, nazywa się Toulouse-Lautrec.
No to jeśli pieczywo Cię kusi a chcesz wyzwania, to kładź tego pachnącego chlebusia na biurku
Uściski
-
Witam
No i dzisiaj juz Twoj dziewiaty dzien
Jeszcze 4 i bedziesz mogl walczyc dalej, ale juz duzo przyjemniej
Bardzo madrze piszesz, podoba mi sie. Trzymam kciuki i powodzenia zycze!
Pozdrawiam cieplutko
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki