-
Czytajac Ciebie stwierdzilam,ze moglbys byc niezlym doradca - dietetykiem i psychologiem jednoczesnie.
Poczytam dzis Twoj zapis kompletny,juz lezy wydrukowany i czeka. Ja powoli dojrzewam do tej diety.Wiem,ze musze byc w 100% pewna,ze tego wlasnie chce.
Wiele rzeczy musze sie jeszcze nauczyc,wierze,ze i planowanie posilkow uda mi sie w koncu opanowac. Pocieszajace i najwazniejsze jest to,ze to zalezy TYLKO ode mnie. Ja jestem sila sprawcza tego wszystkiego,co mnie w zyciu spotyka.
Trzeba wybrac - przyzwyczajenia i tzw.smaki albo swiadome odzywianie.
Co do samej kopenhaskiej to kombinuje tylko,czy moge wszelkie to mieso zamienic na ryby czy tez na te 13 dni zapomniec,ze praktycznie nie jem w/w.A moze jest jeszcze jakies inne wyjscie?
Na chwile obecna obnizylam znacznie ilosc weglowodanow w diecie - tj.w odstawke poszly wszelkie smieciopodobne (czyt.slodycze i slone przekaski),biale pieczywo tez juz dawno.Do tego chce teraz dolozyc postanowienie,ze po 18-ej szlus,kuchnia zamknieta.
Dobra,koncze przynudzac. Jeszcze raz dzieki za odpowiedz.
Do milego.
-
15. lutego 2006 r., środa
DZIEŃ 3 / 57
W Toruniu był piękny dzień. Temperatura ledwie minusowa, dużo słońca i zero wiatru.
Poszedłem na długi spacer nad Wisłę, w dziwne miejsca, dziesięć-piętnaście minut spacerem od centrum miasta, gdzie latem chaszcze nie do przebycia, i gdzie otoczony bujnym kłębowiskiem przyrody i szumem rzeki odwracam głowę i widzę … tylko zieleń, żadnego śladu człowieka… I tylko w dali nad najdalszym drzewem niczym statek na pustyni sterczy od wieków wieża katedry Janów, ta, w której chrzest przyjął Kopernik.
Słońce świeciło, głaszcząc promykami zwały śniegu, drapiąc je po pleckach, łaskocząc i chichrając się wraz z nimi… Deptałem po miliardach diamentów, drżących, pięknych, lśniących w mgnieniu oka. I po cóż mi trzy drogocenne kamyki w kieszeni, o które tylko człek się boi, skoro tutaj siejby bożej były całe łany, ukwiecone słońcem?
Ptaki już śpiewają. Zięba rezolutnie poćwierkuje w nagich gałęziach, jakby czując, jak prężą się soki w lekko już budzących się drzewach. Roześmiana zięba, ptak mojego dzieciństwa, niemy świadek odkrywania świata, tajemnica życia, w której rurki krwioobiegu jak na lekcji fizyki działają jak martwa sieć w martwym domu, a mimo to w tchnieniu życia roześmiana budzącym się wybuchem wiosny.
Ludzie! Zima trwa! Ale Pan Bóg już kręci kołowrotkiem! Już niedługo!
No dobra, jedzenie:
:arrow: 08,00: kawa z cukrem 10g – 40kcal
:arrow: 09,00: musli stały zestaw – 260kcal
:arrow: 11,00: moja sałatka jarzynowa 300g – 100kcal
:arrow: 12,40: warzywa w galarecie (80kcal) i chrzan z buraczkami 30g (20kcal) – razem 100kcal
:arrow: 15,00: zapiekanka z makaronu razowego 25g (93,50kcal), szpinaku paczka 500g (85,00kcal), twarogu 100g (100kcal), sera żółtego 20g (62,00kcal) z czosnkiem 10g (9,00kcal) – 349,50kcal
:arrow: 18,00: sałatka z buraczków z cebulą i olejem (razem 101kcal) oraz moja sałatka jarzynowa 300g (100kcal) – razem 201kcal
razem w ciągu dnia: ok. 1050,50kcal
:!: sport: spacer ponad godzinę (jakieś 6 kilosów)
:!: suplementacja: pełna, cały dzień
:!: chlanie: trzy dzbanki Pu-erh, wieczorem już bez ziół
I chyba zaraz szybciutko idę spać… Padam na pysk…
Maksicho
-
witam nocną porą,
walczę sobie z moimi pokusami już jakiś czas..w sumie od tego 9.01.2006.. i powiem że efekty to tylko 2 kg w dół.. no ale za to zmniejszenie obwodów. Trochę się tym załamuję..nawet nie trochę..bardzo.. ale widać mój organizm wystawił mnie na próbę..i ja ją przetrwam. Zresztą, włożyłam sobie w ręce argument nie do przebicia.
Powiedziałam że zaczynam, z tobą MAXicho, 60tkę.. no i zaczęłam.
u mnie te dni płyną od środy - do środy układałam sobie różne rzeczy i jeszcze cieszyłam się wieczorem walentynkowym w domu rodziców.. co prawda dietowo, ale rozpustnie zarazem - naleśniki ze szpinakiem zrobiłam dla siebie :) innym zaserwowałam naleśniki z ryżowo pomidorowym sosem na tłuszczu i z mięsem... moje danie - oprócz samych naleśników które były smażone z odrobiną tłuszczu - przygotowywałam na wodzie :)
w każdym razie od środy czyli wczoraj odliczam sześćdziesiątkę.. w 60 dni świat objechali to i my w 60 dni schudniemy jakieś.. hmm.. 7-8 kg
ja zaczęłam od oczyszczenie. jjem warzywa i owoce oraz piję soki i herbaty. Zupełnie odstawiłam węglowodany proste ale i złożone też, oraz nabiał odstawiłam.. to stan przejściowy ale wymagany w oczyszczeniu.
jjem więc sałatki, surówki, warzywa z ary, warzywa z zupy...przeciery z owocóe, warzyw..itd... zamykam to wszystko w 100kcal - nie będę się katować jedząc mniej bo to nie ma sensu, wychodzę z założenia że nawet na oczyszczeniu powinno się zachować rozsądek. No chyba że oczyszczamy się głodówką.. ale to inna historia.
W każdym razie jestem teraz owocowo-warzywna :) spisuję przepisy i zestawienia dnia... umieszczę je gdzieś... tylko nei wiem jeszcze gdzie...zobaczymy...
...wiecie co mnie teraz najbardziej kusi i powoduje że moje sumienie pada.. zapach pieczonego chleba.. a że chleb piekę sama w domu, wtedy wiem z czego jest zrobiony, to serwuję sobie te katusze tak mniej więcej co drugi, trzeci dzień.. a jak rodzice zamówią chlebek to nawet częściej.. boże jaki to jest piękny zapach, taki domowy, taki swojski, taki bezpieczny i ..taki smaczny...
w ogóle dla mnie pieczenie chleba to taki magiczny proces, mistyczny, uduchowiony, stwarzam coś co jest bazą, podstawą do życia.. woda, chleb... i przynajmniej jedno z nich potrafię sama stworzyć..to jest piekne
w moim odczuciu oczywiście :) nie każdy przecież musi tak to czuć...
no nic. zamilknę już może bo i tak noc ciemna i zamiast tu elaboraty pisać powinnam wtulając się w wybranka serca rozmyślać o dniach kolejnych..
żegnam więc Państwa.. i życzę spokojnej, dającej odpoczynek, nocy
goss
-
Cześć Ludziska!,
Chwila przerwy na polatanie po forum a potem dalej do roboty.
Gocisko:
Co do ćwiczeń to przez tydzień byłem chory (nic strasznie poważnego, ale stały zestaw: ból gardła, katar, kaszelek), nie brałem się za ćwiczenia siłowe. W tym tygodniu bardzo dużo chodziłem - dziennie jakieś 6-8 kilometrów, i to ostrego marszu. Dzisiaj chyba sie zawezmę i machnę w końcu te pompki i insze inszości. Ale, ale...! Wiesz, że też mnie nosiło na 6W? Mam nawet wydrukowany zestawik, popatrzę dzisiaj, i chyba jak będę miał pytania, to się zgłoszę do Wojowniczki. Co najwyżej mieczem przez łysy łeb przypier...oli. 8)
Twoja waga...
Przychodzi mi do głowy kilka odpowiedzi:
- jeśli zaliczałaś wahania wagi (słynny wredny pan Jo-Jo), to może być trudniej zejść do niższej wagi - przynajmniej tak czytałem w mądrych artykułach;
- jest wciąż jeszcze zima, organizm działa inaczej, sam z siebie może "nie chcieć" chudnąć;
- skoro ćwiczysz Córo Wikingów to być może rosną ci mięśnie a spada tłuszcz - pewnie można poznać po pomiarze metrem krawieckim no i systematycznym pomiarze zawartości tłuszczu w organizmie - ale musiałabyś mieć siłą rzeczy dane porównawcze;
- istnieje też chyba możliwość, że kaloryczność twoich posiłków jest zbyt niska - jeśli schodzisz do 800kcal trwale, to organizm może odebrać to jako zagrożenie głodem i zareagować jak przed wiekami na przednówku: trzyma ze strachu przed biedą tłuszcz na zapas, na ostatni ratunek przed głodową śmiercią 8)
Tak czy owak nie masz innego wyjścia jak czekać... Wiesz o tym, Gocha, doskonale... Znam to uczucie: praca, praca, praca i ... guzik z pętelką, no ale trudno, przyjdzie dzień, że będzie "bum" :D :D :D
LaLoba:
To świetnie, że masz poczucie pełnej odpowiedzialności za samą siebie, ale nie pakuj się pod żadnym pozorem w poczucie winy, bo to emocjonalny śmieć. Wiesz, nie wiem czemu, ale my, ludzie, mamy skłonność do zakłamywania pewnych rzeczy, nawet w języku: cnotę pokory wiecznie mylimy ze zgodą na upokorzenie, a własną odpowiedzialność wobec siebie z odpowiedzialnością karną. Warto o tym pamiętać.
Spotkałem dwie wersje kopenhaskiej (a może nawet trzy?), mniej więcej takie same jeśli chodzi o "rytm" składu chemicznego jedzenia (białka / węglowodany / tłuszcze), ale mające różne produkty (np. w amerykańskiej jest baranina). Wszędzie piszą, że pod karą ekskomuniki i wyrzucenia z Prawa i Sprawiedliwości nie wolno zamieniać produktów. W "Super Linii" natomiast napisali, że zamiana jest możliwa (np. u wegetarian na tofu) byle to było zgodne "chemicznie" (białko na białko) - chociaż efekty mogą być podobno mniejsze.
Ja jak czytałaś jadłem nie "stek" (=wołowina), ale filet z indyka (nie lubię czerwonego mięsa), i jakoś przeżyłem.
Węglowodany: o indeksie hipoglikemicznym pamiętasz? I o tym, żeby rezygnować z węglowodanów o wysokim indeksie, ale z tych o niskiem nie?
Goss:
Zjawo Nocna! Ładnie piszesz...:
"w ogóle dla mnie pieczenie chleba to taki magiczny proces, mistyczny, uduchowiony, stwarzam coś co jest bazą, podstawą do życia.. woda, chleb... i przynajmniej jedno z nich potrafię sama stworzyć..to jest piekne "
Pamiętaj też, że stwarzasz coś dużo bardziej skomplikowanego i pięknego niż chleb: SAMĄ SIEBIE ... :D :D :D
No to fajnie, że też się bierzesz! Wiesz co na mnie działa? Właśnie taka "zadaniowość", czyli coś, co przechodzi cały proces "realizacyjny", czyli coś co idzie według schematu "przemyślenia - podjęcie decyzji - realizacja - zakończenie - rozliczenie efektów", i co bardzo dla mnie ważne jest to zadanie WYMIERZALNE. Postanowienie "poodchudzam się" jest niewymierzalne - co to w końcu znaczy? Zadanie "zrobię kopenhaską w 13 dni", "na 60 dni zakładam sobie twardą pracę nad ciałem" może zakończyć się świętowaniem sukcesu, bo jest on ściśle określony.
Coraz bardziej widzę, jak ważne jest warunkowanie (jak u cholernych psów Pawłowa!) swojej wiary w siebie. Schemat jest jak dla mnie taki: drobne postanowienie - realizacja - sukces (premia: większe poczucie wiary w swoje siły); większe postanowienie - realizacja okupiona większym wysiłkiem (ale i większą wiedzą z poprzedniego doświadczenia!) - większy sukces (premia: coraz więcej samoświadomości, pewności swoich możliwości) itede itepe...
Czuję, że w dziedzinie odchudzania podjęcie dwumiesięcznego maxymalnego 8) wysiłku jest już zadaniem, którego moge się podjąć. Podkreślam: teraz jest to mozliwe, bo parę miesięcy temu nie było, hehehehehe 8)
Jak podczas robienia konopnej liny napnie się ją za mocno - pęknie, jak się napnie za mało - liny nie będzie...
Ludzie, do roboty!
Maksicho
-
Max
Ty również pięknie opisałes swój spacer :D Gdzies tam ostatnio czytałam - o neurobiku - wytwarzaniu nowych połaczeń nerwowych, które własnie tak powstają - jak spojrzymy jakby od nowa na znane rzeczy, zasłuchamy sie w dźwieki, zmienimy rytm dnia i długość kroku :roll: Małe momenty zachwytu w codziennym zabieganiu :wink:
Czytam "Zespoły napięć" i humor mam coraz bardziej filozoficzny :wink:
http://www.gify.kgb.pl/gify/psy/pies04.gif
Pozdrawiam
***
Grażyna
-
Dzien doberek!
MAX,trafiasz w samo sedno rzeczy. Tak bylo dotychczas - jadlam,tylam i dieta miala byc kara za swoja slabosc. Zreszta odkad pamietam mam problem z poczuciem wlasnej wartosci.Zawsze czulam sie jak ktos na drugim planie,nawet dla samej siebie.
Jakis przelom nastapil gdy wstapilam do tzw.klubu pieknych 30-letnich. Nastapily ogromne zmiany rowniez w moim zyciu,ogromniaste. Poczatki byly trudne,ciezar na plecach nie do udzwigniecia.No i ta moja psycha - karmilam nie tego wilka,co trzeba.
Swietuje dzien,kiedy znalazlam to forum i tylu wspanialych ludzi. Takie wsparcie, jakiego potrzebuje. To niesamowite - od tej pory zaczelam tez przytulac sama siebie,dzien po dniu powtarzam swoja mantre o milosci do siebie.To dziala,coraz bardziej namacalnie.
Tak jak Ty,duzo chodze i prawie codziennie biegam.To moj czas tylko dla mnie,moja medytacja.Mysle,ze moge realizowac male zadania,w ten sposob i ja dorosne do kopenhaskiej,np. Termin juz mam,teraz gromadze sily. I nie bede sie wiecej karac.
Goss,natchnelas mnie tym chlebem. Moze tez sprobuje,poczulam wrecz jego zapach...
Koncze wywody.
Pozdrawiam.
-
Witam w - prawie - środku dnia :)
Wiecie.. co do tego chleba.. ja teraz chyba już nie mogłabym inaczej :)
to znaczy nie mogłabym nie piec ;)
może to głupio zabrzmi ale ta czynność, stanowi o moim pogodzeniu się z rolą jaka mi w życiu przypadła. Mam 25 lat, mieszkam z ukochanym... bez ślubu, bez dzieci (bo na dzieciaki toja mam jeszcze za bardzo rozbrykaną psychikę :) )... i do tej pory byłam takim niezależnym duchem. Dumny, wojowniczy skorpion, samotnik, nie-rozpieszczany jedynak, mający swój pokój w mieszkanu rodziców za swoją niedostępną wieżę. Od roku mieszkamy z M. a ja przez ten rok złożyłam moje kolce gwarantujące mi swobodną samotność i niezależność i zaczełam ewoluować w kierunku ułagodzonego domowego przytulaka ;) Oczywiście bez przesady... moj charakter i moje ja nie pozwolą ze mnie zrobić podusi do przytlania dla wszystkich ;) i nadal te kolce potrafie postawić.. zrozumiałam jednak że w domu aby było ciepło musi być też magia.
Dla mnie ta magią jest właśnie to, że odczuwam chęć dbania o domowników, gości do nas przychodzących, chęć dzielenia sie z nimi tym co mam.. a więc tym co zrobię. Gdy piekę chleb w kuchni robi się ciepło od piecyka.. zaczyna pachnieć przyrumieniająca się mąka.. masło samo zaczyna sie rozpuszczać jakby czekając na to by z łatwością położyć je na jeszcze ciepłej kromce. Wytwarza się tak a spokojna atmosfera.. domowa..rodzinna.. nawet jeśli w tym czasie ja czytam książkę a M. szaleje w jakąś gierę na komputerze ;) to jednak ten tworzacy się posiłek, który potem będziemy jeść razem jednoczy nas bardzo mocno... bo fajnie jest wiedzieć że jak M. otworzy w pracy kanapkę to myśli o mnie bo widzi mój chlebek :D ..tak.. to jest moja taka cicha metoda na dawanie z siebie ciepła.
polecam ją każdemu :) a jeszcze wiecie.. jak się wciągnei w to dzieciaki to w ogóle w kuchni robi się niezła zabawa ;)
pozdrawiam dziennie
goss
-
Cześć! Fajny ten Twój wątek, masz talent chłopie - do dietkowania i do pisania!
Pozdrawiam.
-
Goss,powiem tylko,ze mnie zarazilas.
Znajde tylko jakis pyszny przepis i tez sprobuje.Uwielbiam dbac o swoich mezczyzn.
-
:) cześć. dziś w warszawie szaro.. takie śniegowe chmury się kręcą że poranek wygląda jak wieczór.. no nic. Ważne że na moim talerzu kolorowo :)
Niewiem czy wy macie podobnie ale dla mnie, na diecie, nie liczy się tylko to co mam na talerzu ale również to jak mam to podane. Nie mówię tu o tym że mała porcja mały talerz by wydawało się że jest więcej - to oczywiste, ale chodzi mi o dekorowanie potraw, o atmosferę w jakiej je spożywam.
Nauczyłam się na sobie, ale też na moim M. że nawet jeśli śniadanie to zwyczajne kanapki to jeśli dodatki do nich poustawiam na ładnych talerzykach czy w miseczkach, to cały posiłek wygląda jak wizyta w restauracji i oprócz brzucha to i oczy są uradowane.
Tak więc gdy robię placki ziemniaczane to podaję je na półmisku ułorzone jak rozciągnięta talia kart, śmietanę do nich wykładam do miseczki i podaję ładną łyżeczkę, dżemik, miodzik i cokolwiek tam jeszcze mi się wymarzy też wykładam do małych miseczek. Na stole widać obfitość - akurat może placki ziemniaczane nie są dobre kalorycznie ale jeśli tak samo postąpię z jakąś mało kaloryczną potrawą to niesamowicie radująca jest świadomość że mogę tych wszystkich rozmaitości popróbować.
Ostatnio sporo eksperymentuję z nowymi przepisami, sama coś mieszam i plączę ze sobą i chciałabym wam polecić takie rzeczy jak:
Bomba witaminowa:
pisze dokładnei takie porcje gramowe jaki mi wyszły:
- kawałek banana - 68g - 54.40kcal
- otręby - 10g - 25 kcal
- jabłko - połówka średniego ale już bez gniazd nasiennych - 62g - 31kcal
- marchew surowa - 58g - 20.30kcal
- kefir 2% - 66g - 30.36kcal
słodzik sypki odrobina do posypania
-----------------------------------------------------
łącznie 161,06
Ja robiłam danie w miseczce, wyszło sporo i sycące było :)
- banana pokroić w plasterki
- jabłko zetrzeć na dużych oczkach
- marchew zetrzeć na durzych oczkach
- połączyć i dodać otręby i kefir
- wymieszać dodając słodzik
wspomnienie wigilii - tak to nazywam bo naprawde mi zapachem przypomina święta
Wiemy że orzechy i suszone owoce dobrze na nas wpływają, więc starałam się wymyślić jakąś taką przekąskę nadającą się na podwieczorek na przykłąd, by było i smacznie i nie za bardzo kalorycznie, zobaczcie co mi wyszło:
- rodzynki - 16g - 57kcal
- orzechy laskowe łuskane ok. 7 sztuk - 10g - 64,80kcal
- morele suszone pokrojone w paski - 16g - 45.60kcal
- płatki kukurydziane - 15g - 57kcal
- pomarańczka bez skórki -połówka - 116g - 46.40kcal
--------------------------------------------------------------------
łącznie 250.8 kcal
rodzynki można namoczyć ale ja zrobiłam z suchymi, dodałam orzechy w całości i pokrojoną w paseczki - by optycznie było jej więcej - morelę suszoną. Dodałam też suche płatki kukurydziane. Do tego połówkę pomarańczy którą dodatkowo podzieliłam na dwa. Jedną połówkę połówki starłam na tarce by puściła duuużo soku - oczywiście flaczek skórkowy trafił do dania nie do smieci, a druga połówkę połówki pokroiłam na małe kawałeczki by było jej optycznie dużo.
Całość zasypałam cynamonem, dużą ilością i dodałam słodziku w pudrze.
W sumie można takie danie uzyskać z musli, albo to zalać wodą czy mlekiem. Ja jednak stawiałam na coś raczej suchego, co można długo żuć i gryźć :)
hm.. MaXicHo.. nie gniewaj się że elaboraty na twoim wątku wypisuję...
już zmykam
papa
goss