-
Z tą zmianą smaku i nawyków żywieniowych to masz rację. Mnie po dwóch tygodniach kopenhaskiej zupełnie przeszła ochota na słodycze, po prostu totalnie mi zobojętniały. Zastanawiałam się nawet, czy nie je się na tej diecie wielu produktów zawierających chrom, ale nie znam się na tym i nie mam pojęcia, w jakim jedzonku chrom występuje.
Smacznego kurczaczka

Uściski
-
DIETA KOPENHASKA – DZIEŃ SZÓSTY
Sprawdzę po zakończeniu diety, ale mam wrażenie, że kopenhaska układa na przemian dni z dość wysoką kalorycznością jedzenia z dniami o mocno (czasami drastycznie) obniżonej kaloryczności. W każdym razie dzisiejszy dzień wcale nie był niskokaloryczny, był tylko wysokobiałkowy:
rano: kawa z cukrem i grzanka (100 kcal)
lunch: pół ugotowanego kurczaka (policzyłem jako 650g czystego mięsa odfiletowanego), sałata 220, łyżeczka oleju (razem 913 kcal)
obiad: 2 gotowane na twardo jaja, marchewka (razem 211 kcal)
Schodzą mi zakwasy, od jutra wracam do ćwiczeń.
Witaminy oczywiście łykam, piję do trzech litrów dziennie – albo herbata Pu-Erh, albo napary ziołowe.
Mam wrażenie, że skończę dietę. Zapewne schudnę, chociaż po wejściu na wyższy poziom kaloryczności lekkie odbicie w górę jest pewne. Ważniejsze jednak jest jednak dla mnie przeżycie tych trzynastu dni na diecie z taką złą sławą diety drakońskiej i trudnej, przeżycie z wzrastającym przekonaniem, że jak się chce, to się da.
pozdrowienia
MAXicho
-
trzymam kciuki
Masz jakieś zapędy do samoumartwiania się
to a propos 13 trudnych dni na początek reszty trudnego życia
pozdroofka
***
Grażyna
-
Całuski znad porannej kawy ślę

***
Grażyna
-
DIETA KOPENHASKA – DZIEŃ SIÓDMY (czwartek)
Wystarczyła chwila, żeby samemu sobie zafundować problem. Rano czułem się niezbyt dobrze, brakowało mi cukru w kawie (to dzień z gołą herbatą) więc zjadłem jabłko. Potem w dzień to co bozia przykazała. A godzinę później wystarczył kęs cholernej zapiekanki szykowanej dla gości, żeby umoczyć ciało.
Ważę 94 kg, a więc zrzuciłem 3 kilo. Przemyślałem sprawę, zaczynam kopenhaską od początku. Dzisiaj dzień zerowy a nie siódmy. Jeśli jednak ponownie choć raz upadnę, to przerywam tę dietę i wracam do 1000kcal.
Dlaczego taka decyzja? Chcę w końcu zrobić coś w sposób zaplanowany i twardy od początku do końca poważnie, bez trzymanki i tak, żeby bolało. Ma być trudno. Ma ssać w żołądku. Mają boleć mięśnie.
Wiem, jak dostanę po głowie za bohaterszczyznę - ale przemyślałem sprawę i taka jest moja decyzja. Koniec, kropka
[to było wczoraj]
KOPENHASKA – DZIEŃ PIERWSZY (w sumie ósmy – czyli piątek)
rano: kawa
lunch: szpinak 650g (130kcal), pomidor (bez wstrętnej skóry 180g – 30,60kcal), dwa ugotowane jaja (176kcal) – razem 336,60kcal
obiad: filet z kurczaka pieczony z ziołami bez soli (210g – 256,20kcal), sałata 120g (16,80kcal) i łyżeczka oleju (10g – 90kcal) – razem 453kcal
cały dzień razem: 789,60
Samopoczucie? Bardzo dobre. Na dobry razowy chleb zerkam, ale wytrzymam. Do jutra.
MAXicho
-
Acha, żeby wszystko było jasne:
Nikomu nie polecam takiego sposobu odchudzania się, bo jest TRUDNY i jeśli nawet wygram ze sobą, to długo tego wygrywania uczyłem się, tego nie robi się w jeden dzień. Nie polecam także dlatego, że jest to decyzja potencjalniie NIEBEZPIECZNA (hehehehe, facet to se wszędzie adrenalinę wynajdzie).
To tyle myśli dla nowicjuszy zachęconych tym, że przez tydzień spadły mi cztery kilosy.
Dla ostatecznego wyjaśnienia ew. wątpliwości: witaminy oczywiście biorę, i oczywiście jak poczuję, że coś nie tak, to przerywam zabawę.
Decyzję przemyślałem, mój zaprzyjaźniony lekarz nie takie wyczyny widział w moim wykonaniu, hehehehehe. I chyba ważna rzecz: myślę, że jako facetowi jest mi łatwiej, bo coś mi się zdaje, że mam prostszą i bardziej ustabilizowaną gospodarkę hormonalną.
Dobrej nocy, do jutra, ja idę spać na bite osiem godzin
MAXicho
-
Maxicho zastanawiam sie nad kopenhaska bo mam klopoty z przemiana materii i duzo do zrzucenia i nie wiemjak na nia moze organizm reagowac. mozesz napisac jak sie na niej psychicznie czujesz i fizycznie? bede wdzieczna! caluski i widze ze sie cos przesunelo na ticerku! gratuluje!
-
KOPEHNASKA – DZIEŃ DRUGI (w sumie dziewiąty – sobota)
Kolejny dzień tej przedłużonej „duńskiej” kuracji, i to dzień całkiem przyzwoity. Lekkie ssanie w żołądku, ale już do niego przywykłem i nie jest dla mnie ono stresujące. Samopoczucie bardzo dobre, znoszę ten nadmiar białka połączony z niedoborem węglowodanów bardzo dobrze.
Oto jedzenie:
rano: kawa z cukrem (jedna łyżeczka) – 40 kcal
lunch: filet z indyka 200g pieczony z ziołami (260kcal), sałata 100g (14kcal) z cytryną i olejem (90kcal) oraz jabłko (80kcal) – razem 444kcal
obiad: szynka konserwowa 130g (208kcal) i kefir 400g (185kcal) – razem 392kcal
przez cały dzień 876kcal
Kupiłem sobie kawę Prima Guaranesa, jutro opowiem co to za rzeczywiście tak dobudza.
pozdrowienia
MAXicho
-
Maksio, na litosc Boska, co ty sie tak katujesz z ta kopenhaska? kto to widzial, zeby dorodny facet nie zjadal nawet 1000kcal dziennie. (moj mezus to by chyba juz po scianach chodzil i ziemie z kwiatkow wyjadal, jakbym mu taka dietke zafundowala!).
mowisz, ze ma byc trudno, ma ssac i bolec...hmm...to ja tu ostro zaprotestuje! Dietka ma byc taka, zeby sie chudlo tak jakby mimochodem, tak po prostu....w zadnym wypadku nie ma sie byc glodnym, ani nie ma bolec..cokolwiek mialoby to byc!
Kochany, kciuki za ciebie i kopenhaska trzymam tak czy siak, bo decyzja i tak nalezy do ciebie, ale chlopie nie zameczaj sie, bo az sama mnie zaczelo ssac na mysl o tej skandynawskiej fanaberii
)
caluski
-
KOPENHASKA – DZIEŃ TRZECI (w sumie dziesiąty – niedziela)
Cholernie żałuję tego upadku sprzed paru dni. Siódmy dzień (bez trzeciego posiłku) jest w ogóle trudny, zwłaszcza, że bodaj czy nie z najmniejszą kalorycznością. Żałuję, bo gdyby nie ten upadek, zresztą możliwy do opanowania, właśnie byłby dziesiąty dzień bardzo owocnej walki z samym sobą. Trudno, cieszę się i tak, że natychmiast wróciłem do ciężkiej pracy i liczę, że wyciągnę z tej wpadki wnioski.
Co dzisiaj? Samopoczucie doskonałe, żołądek już przywykł do ilości jedzenia. Czułem rano, jaka rozkoszą dla organizmu było te trochę węglowodanów w postaci tosta. Kawa Prima Guaranesa to raczej kolejny manewr marketingowy, nie czułem się bardziej pobudzony niż po zwykłej kawie. Wolę tak w ogóle kawy robione z Arabiki, a nie Robusty (są przyjemnie gorzkie i rzadko kwaśne), ale to Robusta ma więcej kofeiny, więc niech po dobrej Sati będzie teraz przez tydzień ta Prima. Rozsmakowałem się w ogóle w kawie pitej raz dziennie, ale dobrze zaparzonej i fajnie podanej. Może zmienię nawyki na dłużej.
Okej, co dzisiaj wtrząchnąłem:
rano – kawa z cukrem 10g (40kcal) i tost pszenny (71kcal) – razem 111kcal
lunch ok. 13tej – szpinak 600g z ziołami prowansalskimi (102kcal), pomidor 150g (25,50kcal), jabłko 190g (95kcal) – razem 222,60kcal
obiad ok. 17tej – dwa gotowane jajka (176kcal), szynka konserwowa 100g (160kcal), sałata z odrobina oleju i sokiem z cytryny (sałata 40g 5,60kcal, olej 5g 45kcal) – razem 386,60kcal
przez cały dzień łącznie 720,20kcal
I dwa dzbanki herbaty Pu-Erh, a zaraz stała mieszanka ziołowa. O suplementacji witamin nawet nie wspominam, bo to oczywiste.
MAXicho[/b]
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki