DIETA KOPENHASKA – DZIEŃ PIĄTY (w sumie dwunasty – czyli wtorek)

Dzień jak co dzień. Nic szczególnego – kolejny dzień jedzenia fileta z indyka. Jutro na szczęście rano dobra kawa (właśnie zmieliłem jakąś ziarnistą, którą ktoś mi dał – cała kuchnia pachnie…), no i grzanka. Taaa… nigdy nie przypuszczałem, że można tak czekać na zwykłą tostową grzankę.

jedzenie:

rano: marchew częściowo tarta z cytryną (co mi nie smakowało) a częściowo pożarta w jednym kawałku (270g) – 94,50kcal
lunch: ok. 14tej ryba (filet z mintaja – bardzo przyzwoity), upieczona z ziołami i sokiem z cytryny (200g) – 150kcal
obiad: ok. 17,30 filet z kurczaka pieczony z kminkiem (200g – 260kcal) oraz brokuły ugotowane w sumie na parze (cała paczka mrożonych, czyli 450g – 148,50kcal) – razem 408,50kcal

w ciągu dnia łącznie 653kcal

No i od wczoraj wróciłem do intensywnych spacerów. Dzisiaj przed lunchem prawie dwie godziny intensywnego marszu. Muszę ten czas niestety teraz wieczorkiem przy komputerze odpracować.

Jutro jak widzę kalorii sporo więcej (m.in. pół ugotowanego kurczaka), ale pojutrze siódmy dzień, czyli ten, na którym się potknąłem. I chyba rzeczywiście choćby się paliło i waliło rano wypiję mocną herbatę, na lunch zjem 300g pieczonego kurczaka i jabłko, a potem nic. I nosi mnie, żeby na biurku postawił otwartą pachnącą czekoladę… Naprawdę!

Do jutra

MAXicho