Cześć dziewuchy,

Jessenia: wiesz, w Toruniu to ja jestem z importu, ale już od wielu lat. Czy kocham? Dobrze się czuję, ale kocham Szczecin, w którym mieszkałem rok życia (!), ale gdzie jest dom mojego ojca - teraz mój dom. Skomplikowane, hehehehe, wiem... Pierniki są dalej tak pyszne jak były, a nawet lepsze: jak się kupuje świeże w sklepie firmowym, to pachną na kilometr. Kiedyż to ja będę mógł jednego wtrząchnąć?

Triskell: no jak gdzie miałby ten ktoś jechać? Do Federal Way oczywiście!!! Co za niemądre pytanie, niegrzeczna dziewczynko!

A na poważnie mocno mnie nosi na eksperymenty z mięsami. Polubiłem na kopenhaskiej pieczonego indyka, bardzo fajne mięso (czerwonego w sumie nie lubię), będę bawił się do woli. A w marynacie było bardziej czuć GOŹDZIKI nie CYNAMON, poza tym tam było czerwone wino 'w proszku', ze śliwkami świetnie to (podobno - ja nie jadłem) się komponowało.

Acha, zaczynałem kopenhaską z wagą dokładnie 96,50. I coś czuję, że stłukę ryja tej dziewiątce na kwaśne jabłko, i wyleci jak z procy

Meggie: jak chcesz poeksperymentować z kopenhaską, to po skończeniu planuję zebrać opis co dzień po dniu w jednym pliczku Worda, jak będziesz zainteresowana, podeślę. Jeśli masz dietę wysokowęglowodanową, to sie powoli przestawiaj, bo dostaniesz po kościach na białku w dużej ilości. No i nie wiem, czy nie trzeba wkalkulować TD u drogich Pań (TD = trudne dni), bo to jednak huśtawka hormonów... Acha, do dziennikaczka kopenhaskiej wpiszę też jak to jes z jo-jo, przez jakieś dwa-trzy tygodnie będę bardzo pilnie obserwował, co się dzieje.

Magdalenko: hehehehehe... już od jutra normalnie (czyli nienormalnie - bo 1000kcal), dzisiaj ostatni raz jem na kopenhaskiej 600kcal z lekkim hakiem. Nie było lekko, ale cieszę się, że to zrobiłem - dobry początek na dalszą szczęśliwą drogę życia.

pozdrowienia

MAXicho