Czytam sobie Wasze posty i pamiętniki i czytam i momentami nie mogę wyjść z podziwu jakie zawzięte z Was babki. Wszak nie od dziś wiadomo ( i każdy kto miał coś do zrzucenia doskonale o tym wie) że walka z kilogramami to chyba najgorsza z możliwych.
Trzeba mieć diabelnie dużo silnej woli, żeby patrzeć jak inni wcinają pizzę i nie sięgnąć po kawałek, popijać sok gdy inni piją piwko i nie skusić się na batonika jak organizm wręcz błaga o coś słodkiego ( zwłaszcza przed okresem grr )

Masz rację Waszko, że mięśnie ważą, bo choć waga stoi jak zaklęta ja widzę po sobie, że spodnie jakieś takie troszkę luźniejsze się zrobiły a i ta czarna bluzeczka to się nie opina już tak okrutnie. Niemniej jednak staram się nie osiadać na laurach, narazie się nie ważyć tylko po prostu robić swoje.

Instruktorka fitness powiedziałą mi ostatnio: Widzisz Asia, powinnaś zapomnieć, że ćwiczysz, że się odchudzasz i dopiero za kilka miesięcy porównać się i zobaczyć efekty. Tylko, że to wcale nie takie proste, bo chyba każda z nas to chce schudnąć TU I TERAZ. Raz dwa trzy i znikasz wstrętny tłuszczu, cellulicie, wałku na brzuchu i na tym wszystkim, gdzie w ogóle nie powinno Cię być.

Przerażają mnie też święta. Boję się tego stołu uginającego się pod karpiami, ciastami, pierogami i boję się też siebie wygłodniałej, która nie może patrzeć już na gotowane brokuły i jogurt light. Do Bożego Narodzenia jeszcze miesiąc a mnie ogarnia panika, że wszystko co teraz robię wróci przez te kilka dni słodkiego lenistwa przed telewizorem i zajadania sernika Mamusi.

Wczoraj znowu się złamałam - przyszli do mnie znajomi z Pizzą Hut i piwem. Jak wyjść cało z takiej sytuacji? Wyrzucić znajomych czy pizzę? Udawać, że właśnie się zjadło? Nie patrzeć jak wsuwają Pepperoni z dodatkowym serem? Policzyć do dziesięciu? Właśnie przez takie sytuacje moją dietę szlag trafia. Jedzenie to w końcu czynność bardzo społeczna.

W czyimś dzienniku wyczytałam o metodzie małych kroczków - że nie od razu 10 kilo tylko stopniowo wyznaczać sobie cele i je odfajkowywać. Może to faktycznie jest sposób, bo jak widzę swój suwaczek i tą długaśną drogę kwiatuszka, to mi jakoś tak się smutno robi.

Zatem od dzisiaj do świąt, czyli w trzy tygodnie gubimy 3 kilogramki