Czesc wszystkim!
Po raz ostatni zaczynam sie odchudzac. Pisze ze po raz ostatni, bo probowalam juz wiele razy, z roznym skutkiem. Zaczynalam, czasami poddawalam sie po drodze, czasami dotrwalam do konca, by przez jakis czas cieszyc sie nowym zyciem, po czym wrocic do punktu wyjscia. Taka hustawka trwa od dobrych kilku lat i zaczyna mnie meczyc. Kiedy wygladam dobrze, jestem szczesliwa, usmiechnieta, towarzyska mloda dziewczyna. Kiedy trace atrakcyjny wyglad, zamykam sie przed swiatem, jestem zla na siebie, odkladam wszystko co w zyciu dobre na "po diecie". I tak w kolko. A najgorsze jest to ze tych "atrakcyjnych" okresow jest w moim zyciu znacznie mniej niz tych "grubych". Tak wiec trace czas nad czekolada, zamiast cieszyc sie mlodoscia, biegac po sklepach, spotykac sie z ludzmi, po prostu zyc. Jestem juz tym zmeczona. Moja mama mnie tepi za to co ze soba zrobilam, za to ze schudlam i ZNOW przytylam. Nie dziwie sie jej. Marzy by mnie ubierac, by patrzec jak rozkwitam, jak zyje pelnia zycia. Ja marze o tym samym. Mimo to atmosfera w moim domu jest przesycona napieciami, niezadowoleniem z mojej osoby. To tez mnie meczy. Zawsze osiagalam to czego chcialam, zawsze bylam najlepsza, za cokolwiek sie bralam. Tylko z TYM nie moge sobie od dawna dac rady. Mam chlopaka, niedlugo zapewne narzeczonego, planujemy wyjazd na narty... a ja wstydze sie tego jak wygladam... To mnie wykonczy! Musze wziac sie w garsc, przestac odkladac diete "na jutro". Moje jutro ciagnie sie juz od kilku meisiecy. I wciaz jest to magiczne "jutro", kiedy zaczne. Musze powiedziec temu KONIEC. Wiem, ze potrafie wiele, jesli sie zawezme. Wiele osob mi mowilo, ze jesli cos robie, daje z siebie 100%. Musze dac z siebie te 100% jeszcze raz, inaczej przegram zycie, a tego nie chce. Nie pozwole by jedzenie zrujnowalo reszte moich dni. Mam 23 lata, nie moge dluzej tracic czasu!
Jesli ktos chcialby sie do mnie przylaczyc, serdecznie zapraszam!!!
Mam 170 wzrostu, waze ok 76,5. Do zrzucenia mam jakies 20kg.
Zakładki