Hej. Witam Was wszystkich i chciałabym prosić o jakieś rady i wskazówki czy w ogóle coś mogę ze sobą zrobić.
Mam 168 cm i ważę tak ok. 84 kg. Dużo. Mam wały tłuszczu ma brzuchu i absolutnie okropne nogi. Już w podstawówce zaczęłam tyć - gdy się przeprowadziłam, straciłam koleżanki, z którymi ganiałam całymi dniami po dworze, a zamiast tego zyskałam komputer, który wciągnął mnie w zasiedziały tryb życia.
Od chyba dziesięciu dobrych lat przeszkadza mi mój wygląd i chciałabym schudnąć. Problem w tym, że jestem absolutnie beznadziejnym przypadkiem, nie potrafiącym się zmusić do niczego, co pomogłoby mu w rozwiązaniu problemów. Nie potrafię utrzymać żadnej diety - wprost uwielbiam czekoladę i nie potrafię bez niej wytrzymać nawet dnia, jem dużo sera żółtego, boczku i innych niezbyt lekkostrawnych dań. Nie lubię za to większości "zdrowych" potraw. Nie znoszę większości warzyw, kasz, zbóż, ryb, ciemnego pieczywa... Ogólnie nie lubię bardzo wielu potraw, nie tylko tych zdrowych, nie tknę nawet burgera z Maka, bo ma sosy (to akurat jest plus, że go nie tknę, ale to dobrze obrazuje skalę jak bardzo jestem wybredna jeśli chodzi o jedzenie).
Po drugie nienawidzę ćwiczeń i wysiłku fizycznego. Jestem leniem do potęgi, a do tego mam problem z koordynacją ruchową (nawet gdy jeszcze jako mały dzieciak byłam szczupła to często nie potrafiłam wykonać ćwiczeń, które potrafiły inne dzieci), co jeszcze potęguje moją niechęć do ruchu. Jedyny wysiłek fizyczny, który nawet lubię, to pływanie, ale że basenu w domu nie mam to rzadko kiedy chodzę, bo to nie ma czasu, to nie ma ochoty się ruszać z domu, to nie ma pieniędzy... Zawsze coś. Próbowałam przemóc się do ćwiczeń, nawet jakoś na wiosnę kilka razy poszłam biegać, schudłam chyba ze 3 kg w dwa tygodnie, byłam z siebie dumna, ale szybko mój zapał do biegania opadł i z powrotem wróciłam do leżenia na kanapie.
No i to jest kolejny problem, brak we mnie jakiejś motywacji, samodyscypliny, zawzięcia się. Nawet gdy próbuję coś w sobie zmienić, zacząć ćwiczyć, zdrowiej się odżywiać, to zapał ten jest krótki, szybko gaśnie, a ja wracam do starych nawyków. Chcę być szczuplejsza, ale nie mam absolutnie żadnej ochoty na zmianę stylu życia.
Próbowałam nawet po prostu stosować dietę "jedz wszystko co chcesz, ale nie przekraczaj 2000 kcal na dzień", skrupulatnie zapisywałam sobie kalorie w specjalnej apce przez miesiąc i w pewnym momencie też mi się odechciało.
Oczywiście jak każdy typowy leń próbowałam też sposobów chudnięcia na łatwiznę: suplementy diety, picie zielonej herbaty czy siemienia lnianego (to akurat nie trwało długo, jest ohydne), niejedzenie po 21 (tego akurat jako jedynego udaje mi się trzymać ładnie od kilku miesięcy), wciąganie brzucha (ponoć jak się tak powciąga kilka razy dziennie to wychodzą niezłe ćwiczenia) i wiele, wiele innych, tylko że żaden z tych sposobów dla leniwych na mnie nie działał. Tego niejedzenia po 21 trzymam się teraz głównie dlatego, że dzięki niemu lepiej się wysypiam.
Czy ktoś tak leniwy i mało zmotywowany jak ja ma w ogóle szansę stracić te kilogramy? Zaczynam myśleć, że moją jedyną nadzieją jest odłożenie pieniędzy na odsysanie tłuszczu. Czy ktokolwiek ma jakieś rady dla mnie?
Nie wiem, może mam jakiś problem z psychiką, może powinnam coś zrobić ze sobą, żeby ta motywacja do diety i ćwiczeń mi wzrosła, ale jak? Nie udało mi się to przez 10 lat, jestem po prostu beznadziejnym przypadkiem. Osobą skazaną na nadwagę.
Zakładki