"Infiltrację" widziałam w poniedziałek i wcisnęła mnie w fotel, nie ma to jak odrobina nihilizmu i krwawego shockingu na dobry początek tygodnia yyy... Ale to i tak ponoć pikuś jak na Scorsese, i wierzę na słowo, bo na samą myśl o zobaczeniu czegokolwiek innego jego reżyserki mam ochotę schować się pod kaloryfer...ale to już nie lodówka, więc postęp![]()
A co do nachosów w kinie, to do niedawna były one obowiązkowe, z sosem serowym (pycha), dopóki nie zrobili smaku barbecue - teraz łatwiej się oprzeć (a świstak siedzi...)
Dobrze Księżniczki, miłej niedzieli
Zakładki