-
Jestem nowa na forum, ale z dietami mialam juz wiele do czynienia, oj niejedne wyrzeczenia przeszlam. Odkądpamiętam zawsze bylam przy kości, a wiadomo z wiekiem mi sie to powiekszalo, taka kolej niestety :roll: Ale teraz mam juz dosc, wiem, ze musze sie odchudzic, bo juz nawet niemoge na swoje zwały tuszczyku patrzec, masakra :P Mam nadzieje, ze do wakacji zajde przynajmniej z 10kg, ratunkowa dietke mam, chyba skorzystam:) Trzymam kciuki za WAS i za siebie;)
-
Agnes, życzę powodzenia.
Zeżarłam ptasią grypę waniliową. Mam 1190 kcal.
Nie dość, że wiem, dlaczego jestem wku...na, to jeszcze powoli dochodzę do wniosku, że jestem wredna.
Nie poćwiczyłam dziś, ale nie mam już siły. Poza tym futro dalej leży na dywanie.
Dobranoc
-
Droga moja, wymuszanie komplementów przed odchudzającą powinno być karane wciśnięciem całego Marsa do mordki, bez możliwości wyplucia. Ty, wr.. (piiiiiiiiiiiip)? Forget.
Jesteś uroczą, utalentowaną osóbką z wielkim sercem. TYLE. I dzielnie dietkujesz.
Pozdrawiam serdecznie :D
Nie wiedziałam, że masz czarne futro? 8) Moja kotula po zrzuceniu rano karnisza ma bardzo nieprzysiadalny humor, który trzęsie nią cały dzień. Przed chwilą położyła się nieopodal mojej ręki i musiałam wykazać cuda dyplomacji, bym mogła nalać sobie herbaty z termosu.
Małgosiu - na: lnie ręcznie farbowanym prawpodobnie, czym: jedwabiami prawdopodobnie, co: nie powiem, nie powiem! ale będzie "pod Monikę" na pewno :wink:
Triskell - doskonale znam te skrzaty, tyle że moje wkładają co im pasuje do moich siatek zakupowych, same - ale mi każą płacić, jeść i tyć :lol:
-
Ano mam czarne futro mam, rozwydrzone jak 150.
http://foto.onet.pl/upload/17/49/_541664_s.jpg
http://foto.onet.pl/upload/20/57/_541659_s.jpg
Jak łaskawca zalegnie gdzieś, to my bez szans jesteśmy. To jest Pan i Władca.
A Marsa poproszę. jakbym tak zjadła calego to by mi się humor poprawił :) DObra, żartuję, wcale nie chcę marsa, nic a nic...
-
Dzien dobry Monia!
Ty dzielna babka jestes - ptasiej grypy sie nie boisz. :shock: :wink:
Ja zamiast czarnego futra mam inna wymowke - paskudny deszcz,ktory zniecheca mnie dzis do biegania.Chyba zrobie sobie dzien lenia. Raz w tygodniu nie zaszkodzi.
No a dla poprawy mojego humoru to slonce raczej by sie przydalo,nie Mars... :wink:
Nie lubie slodyczy przeciez. :wink:
-
No dobrze, ja tez przecież nie lubię słodyczy :lol:
A, jeszcze mi się przypomniało. Ja wcale nie wyciągam komplementów, po prostu wczoraj sobie uświadomiłam paskudną cechę charakteru, której się muszę pozbyć. Stwierdziłam fakt, z kimś się musze tym podzielić.
-
Dzieki Beverly:)
POZDROWIENIA :)
-
Póki co, na dzień dzisiejszy wlazłam na 10 piętro :D
-
Taaaaak. Tyle że pod wpływem emocji własne cechy charakteru możesz widzieć w złym świetle :lol:
Pan Kot wygląda istotnie charakternie.
Mój TŻ jeszcze kotulki nie widział, bo jest ze mną dopiero 2,5 miesiąca, a w międzyczasie ja latałam do niego, więc dziś (po różnych opowieściach, którymi go raczę) zapytał w mejlu, czy ma do niej mówić Her Majesty The Queen czy też Her Royal Highness :lol: :lol: W każdym razie zarówno psa, jak i mnie kotulka rozdysponowała od razu po odpowiednich stanowiskach i kątach.
-
One tak mają, wredziochy zasmarkane :)
Ja dziś znów zaliczyłam 1200 kalorii, do tego dwa razy wlazłam na 10 piętro i zrobiłam 238 brzuszków (kto mnie zgonił z dywanu?)
Nie ma tragedii, powoli odczuwam mniejszy głód a właściwie całkiem go nie czuję już. Pozostaje problem, że mam chętkę na coś dobrego... :twisted:
-
Godzina 14 i 500 kalorii za mną, ale też wycieczka na 10 piętro za mną.
W planach mam jeszcze zupkę pomidorową i jakiś jogurcik, ewentualnie owoca. Czyli powinnam się zmieścić.
Na wage nadal boję się wleźć. Obawiam się, że te moje 1200 nie wystarcza na porządne chudnięcie a do 1000 jeszcze nie dojrzałam. Ja chyba z 5000 schodzę. A, ponieważ mnie mniej schodzi z wagi z różnych powodów, to się boję, że jak będzie za mało to się zniechęcę. WOlę więc nie stwać chwilowo, tylko patrzeć na ciuchy. Ale może się skuszę. Zobaczymy, keidy mnie najdzie.
-
ja to Cie podziwiam za to nie wlazenie na wage - ja bym nie wytrzymala :)
-
nie ma co podziwiać, stracha mam i tyle...
Wolę na spódnicę czekać cierpliwie, a nie się poganiać,. jak się zneichęcę to wtrąbię tę czekoladę, co to Andrzej sobie znów kupił i leży na tej samej półeczce, razem z 3-bitem :twisted: To już jest bezczelność :shock: Póki co mnie nie kusi, ale ja wiem, jak będzie, że mi moje wysiłki nic nie dają, to dojdę do wniosku, że po chol***erę się męczyć.
Dobra, ożłopałam się wody, przelewa mi się w brzuchu. Spadam
-
więc tak: (nie zaczyna się zdania od więc :lol: ): nie wlazłam po raz drugi na 10-te piętro bo już mi się nie chciało. U uczniów miałam wycieczkę na piąte. W sumie mi wychodzi 15-te :lol: Z metra wyłażę też schodami "nieruchomymi" :D
Parafrazując Tuwima: "A Mc DOnald jak pachniał w maju...."..... nie kochane, nie skusiłam się :shock: chociaz głodna byłam straszliwie. Poczytuję to sobie za sukces.
Nadal nie wiem,, ile ma zupa pomidorowa, bo ja naprawdę nie wierzę w te 90, na rosole ona. Może mnie ktoś wyprostować w temacie?
Poza tym mam straszną chęć na winko, miejsce kaloryczne mam, postanowiłam sobie rozrobić je na pół z wodą, smak zostanie a kalorii mniej i nie urżnę się po lampce po takiej ilości kalorii jak dziś.
I zamierzam dziś już odpoczywać. Nawet nie wiem, czy gitarę do łap wezmę bo.... mi się nie chce. :D
weekend przed nami!!!!!!
-
a własnie, czy któraś z was już dorwała najnowszą CHmielewską "Stare próchno"? Kusi mnie straszliwie kupić, ale póki co nie mam kasy. Tak jakby rachunki by wypadało zapłacić :shock:
-
A więc: :wink:
Zupa pomidorowa, 100g - 14 kcal, 1 porcja (220g) - 31 kcal
Zupa pomidorowa z makaronem, 100g - 36 kcal, 1 porcja (220g) - 79 kcal
Zupa pomidorowa z ryżem, 100g - 38 kcal, 1 porcja (220g) - 84 kcal
Zupa pomidorowa zabielana, 100g - 19 kcal, 1 porcja (220g) - 42 kcal
Zupa pomidorowa z ryżem, 100g - 36 kcal, 1 porcja (220g) - 79 kcal
Zupa kremowa z pomidorów (zagęszczana, w puszce), 100g - 72 kcal, 1 puszka (300g) - 215 kcal
Zupa pomidorowa z ryżem (z koncentratu), 100ml - 30ml
Więc wybierz sobie Monikcque, co Ci odpowiada :lol:
-
Hihi, wszsytko mi odpowiada, mam niedomiar kaloryczny dziś i to całkiem solidny :)
-
Dobiłam do 1000 owocami i rozwodnionym wermutem. I dobrze mi i miło. Mam dziś idealny wręcz licznik kaloryczny. Nie byłam za mocno głodna, poza chwilą, kiedy długo miałam między posiłkami i mnie ten pieruński Mc Dnonald kusił. ALe NIE DAŁAM SIĘ SKUSIĆ! To najważniejsze
-
No widzisz, nie każdy dzień dietkowy musi być podły :wink: Mój też dziś jakoś dziwnie udany. Oby w w/e poszło nam równie... śpiewająco :lol: :lol: :lol:
-
no, ja mam koncert w niedzielę. :D Ale uda nam się, równo zaczęłśmy to jak pomyślę, jak Ci dobrze idzie, to mnie to zmotywuję. teraz już lecę.
Dobranocka
-
No wlazłam dziś na tę choerną wagę i...nic nie pokazała nowego. Wymiękam, dziękuję, to nie ma sensu. Na kapustę może przejde od poniedziałku, może coś się ruszy.
Idę dziś na basen. I to mnie cieszy, ale generalnie zniechęcona jestem. Wiem, że jak się zniechęcam to nawet ten jeden czy dwa, które zejdą w dłgim czasie, natychmiast nadrabiam z nawiązką. Od początku roku tak jest. aNajpierw było chyb 76, spadło 1,5, potem długo nic i się zniechęciłam, to natychmiast wskoczyło 80. Znów spadło do 78, i stanęłó i efekt 81. Teraz z 81 zszedł łaskawie przez miesiąc 1 kg i stoi. I co? Wypieprzę wagę (niech mi spróbuję tu cenzurę zprowadzić!)i przestanę żreć jednocześnie.
Kurcze, a może koktaile jakieś slimfastowe tylko i brak normalnego jedzenia. Nie wiem,. Najgorsze jest to, że nawet jakbym chciała to mnie nie stać. A na kapuste mnie stać. Rozwiązanie? Nie wiem.
Tak sobie pogadałam. Gdzieś muszę przecież
-
Czesc Beverly:)
POwiem Ci, ze ja tez juz od listopada, rozne wzloty i upadni przechodzilam :? , ale teraz sie biore za siebie, tzn juz od 3tygodni:) ale od poniedziałku Kopenhadzka wybieram:) wiem, wiem, niby niejest zdrowa, ale metabolizm musze poprawic :)
Trzymaj sie i Głowa Do Góry, Trzeba MYSLEC POZYTYWNIE:)
POZDRAWIAM I KCIUKI TRZYMAM:)
-
Monik, no, przykro mi, że jest tak, jak jest i że Ci źle. Ale słuchaj, z ręką na sercu, od jakiego czasu trzymasz się ściśle ustalonego limitu kalorii? Tak się zastanawiam, bo jeśli to niedługo, może po prostu powinnaś jeszcze poczekać, zanim wyciągniesz ostateczne wnioski? Wiesz jak jest, czasami waga spada nam skokowo. Stąd zastanawiam się, od kiedy trzymasz się idealnie diety... :oops:
-
na tym cały wic polega. Od trzech tygodni nie przekracam 1200.
Chociaż centymetr mi łaskawie pokazał dwa netymentry mniej w talii (jeśli to można nazwac talią :shock: ).
Ja wiem, że mnie może wolno spadać, ostrzegali mnie przecież po leczeniu, ale tak wolno to już przesada. Nic to, poradzę sobie. Od poniedziałku zrobię sobie tydzień kapuściany, chyba z czystej ciekawości, co z tego wyniknie. I zobaczymy
-
Basen za mną. Schody na 10-te też.
Agness, ja myślę pozytywnie, czasem mnie po prostu straszliwy szlag trafia.
Ja kopenhaską mam za sobą przed paru laty ją robiłam, jedyny raz w życiu. U mnie się nie sprawdziła, efekty po niej mało fajne. Ale każdemu wedle potrzeb :D
-
dorzuciłam 250 brzuszków. :)
-
No i niespodzianka dzisiaj miła. Wreszcie złapałam siódemke za nogi (ponownie!). Jest prawie 79 (może ze dwa deko brakuje). A wczoraj nic na to nie wskazywało.
Ale tak to lubię :D
-
No widzisz, widzisz, oliwa sprawiedliwa ten- tego-tam! Nie ma cudów, Monik, wysiłki popłacają. Czasami na wynik trzeba długo czekać, ale nie ma siły, jeśli działa się dobrze i w prawidłowym kierunku, efekt jest.
Gra-tu-lu-ję i proszę o więcej. Powiedzmy, że dziś przygotuję już igłę i odłożę na kupkę. :lol:
-
CZesc Beverly:) No niedziwie Ci sie, ze czasem CIe szlag trafia, bo mi tez to sie przydarza :wink: To chyba jest normalne:) Kopenhaska, to dokładnie, jak mówisz wedle potrzeb, jeden ja lubi drugi nie;)GRATULUJE , bo widze, ze waga idzie w dół :)
POZDRAWIAM:)
-
No,Monis - trzymaj te 7 z calych sil. Gratuluje. :D
Ja mam dzis polmetek mojego postu i...jest swietnie.Czuje sie taka silna,ze hej! Oby tak zostalo.
Milej niedzieli Ci zycze.
-
trzymam tę siódemkę zębami az do samej szóstki :)
-
No dobrze, brzuszki zalicozne, obiad zaliczony, herbatka czerwona również, to teraz pozbywamy się 5-litrowej butli wody. Wczoraj popołudniu kupiłam, a zostało mniej niż pół. Znów dziś muszę kupić :lol:
-
Uwaga: oświadczam, że jestem genialna :lol: :twisted: Właśnie wygrałam z komputerem. Menadżer zadań się odinstalował, a ja go przywróciłam (sama nie wiem, jak to zrobiłam, bo powtórzyć czynności bym nie umiała :lol: )
-
pośpiewałam, trochę kalorii w ten sposób zgubiłam. Dopchałam kalorie pomarańczkiem i wyszło niewiele ponad 1000. Ciekawe, czy mi się uda już nic nie skubnąć. Pożywiom uwidim. A teraz czerwoną herbatkę piję i zaraz Lostów będę oglądać
-
Jak się udał koncert?
Sama mam głód psychiczny, ale zrobiłam sobie mate i - wytrzymam. Bo chcę i muszę. (jak se tak napisze, to se tak będę musiała zrobić :lol: )
-
Tytul watku coraz mniej aktualny - musisz cos zmienic. :D
Jestem pelna podziwu dla Ciebie - taka wzorowosc w weekend to rzadkosc (u mnie szczegolnie).
Radosnego dnia Monis. :D
-
-
Fjordingu - autosugestia zawsze działa :)
Koncert poszedł jakoś tak, że nawet nei zauwazyłyśmy. Chyba już myślami wyjeżdżamy więc wszsytko się udało i tak, jak mówię, nawet nie zauważyłam, co śpiewałyśmy i kiedy minął.
Kobietki - nie gratulujcie, błagam, bo siądę na laurach i tyle z tego będzie. :wink: W związku z tym rónież tytułu wątku nie zmieniam, bo mnie nie będzie motywować, a jak bedę widziała te 21 to bedę się pilnować.
Dzisiaj mam za sobą już 360 kalorii (przyznam się po cihcutku, że wszsytko zaokrąglam w górę - to też jakaś metoda: jak wychodzi 58, to ja daję 60 itp., tylko dziesiątki). I na 10-te znów się wczołgałam,a zadyszki dostałam dopiero na ósmym :shock:
-
Ach, Monik', te Twoje pomysły :twisted:
Wiesz, życie jest przewrotne. Rano se pomyślałam, a może spróbuję wdrapać się na te swoje 11te? A w południe ktoś windy nie domknął na 7mym (jak się okazało później), a ja, głupia istota, zamiast wjechać innym wejściem zabrałam się za wdrapywanie nanożne. Do 4tego tylko nogi bolały (DC, pierwszy wysiłek itp itd). Między 4tym i 7mym ledwo zipałam. Na 7mym byłam już trupkiem z wyciągniętym daleko językiem. Winda, wjazd, ulga. Nieeeee sądzę, bym szybko powtórzyła to doświadczenie. Nie podobało mi się :cry:
-
a ja powtórzyłam wyczyn ponownie. :)
Ale za to zjadłam sobie własnie kawałek czekolady... boshhhhh jakie to pyszne. Wszystko oczywiście w ramach limitu kalorycznego