Muszę w końcu zabrać się do konkretów. Okres przystosowawczy mam nadzieję powoli mija, chyba tydzień wystarczy mojej bestii na kapitulację pogodzenie się z tym, że hurtowych dostaw już nie będzie. Przez te sześć pierwszych dni jadłam bez ładu i składu, ilościowo i jakościowo było jak najbardziej poprawnie, za to organizacyjnie beznadziejnie. Nie mam systematyczności w naturze, i generalnie ścisłe mierzenie, ważenie i liczenie przypomina mi pracę w laboratorium, a jedzenie na dzwonek łykanie antybiotyku.

Cierpiałam także typowe objawy odstawienia, wczoraj i przedwczoraj bolała mnie głowa. Zawsze mnie boli w pierwszy dzień odchudzania, tym razem miałam już nadzieję, że przejdzie ulgowo, ale gdzie tam. W środę było koszmarnie, łyknięte cztery tabletki i jedzenie od razu po nich, żeby zminimalizować podrażnienie żołądka, i systematyczność wzięła w łeb. Wczoraj ciut lepiej, powstrzymałam się od tabletek ( działają tylko te z kwasem acetylosalicylowym, którego niestety nie lubi mój żołądek ). Dzisiaj już chyba ok., tylko całe przedpołudnie chodziłam zamulona ( lepszego określenia nie znam ).

Koniec z fuszerką, postaram się określić plan posiłków, jakieś bardziej szczegółowe założenia, bo denerwuje mnie, że to moje odchudzanie jest jak na razie takie „rozmyte’, bezkształtne.

Chodzi mi głowie 5 posiłków dziennie, tym bardziej że poradziła mi to Devoree, problem tylko w tym , że nie chcę jeść później niż o 18.00,a śniadanie wcześniej niż o 8.00 nie wchodzi w grę, więc musiałabym jeść co 2,5 godziny. Daję sobie czas do wieczora na ostateczną decyzję. Ogromną zaletą jedzenia 5 razy dziennie jest mała objętość każdego posiłku, co sprzyja skurczeniu żołądka i nasycania się niewielką ilością pożywienia. I metabolizm ma szansę na normalną pracę... Hm, coraz bardziej jestem za...

Drugim najważniejszym dla mnie założeniem oprócz regularności posiłków jest żelazna zasada, ze w czasie jedzenia nie robię nic innego, czyli: nie czytam, nie oglądam, nie siedzę przy komputerze, nie uczę się, nie pracuję. Od dzieciństwa mam bardzo brzydki, zgubny nawyk czytania przy jedzeniu, i jestem od tego uzależniona do tego stopnia, że nie potrafię czytać bądź oglądać filmu bez mielenia buzią. Doprowadziło to do paradoksalnej sytuacji, że w czasie odchudzania porzucałam książki, żeby uniknąć tego rytuału. Wczoraj na przykład włączyłam sobie film po angielsku ( szlifuję język ) i usiadłam przed ekranem z pełną michą truskawek nadzwyczaj zadowolona z życia. Gdy miska została opróżniona popędziłam do kuchni po kiszoną kapustę i wtedy dopiero zorientowałam się co robię. I co z tego, że kalorycznie jest ok., jak nie zmieniam nawyków. A chcę jeść posiłki, kiedy na nie pora, usiąść przy stole, spokojnie zjeść, umyć talerz i wtedy dopiero zabierać się za inne działania.
Wczoraj też zasiadłam przed komputerem z talerzem młodego bobu ( uwielbiam ), niestety nie dało się go jednocześnie jeść i operować myszką, bo potrzebuję obu rąk do obierania łupinek, zmuszona zostałam wiec do porzucenia czytania, dopóki nie zjem. A jaka nadęta i niezadowolona byłam z tego powodu.

A więc:

1. regularne posiłki
2. system: mało a często
3. w czasie jedzenia nie czytam i vice versa


Nie określiłam jeszcze celów pośrednich . Naturalną koleją rzeczy pierwszym powinna być dwucyfrówka, czyli dziewiątka, potem ósemka, itd. Ja jednak tym razem mam inny pierwszy cel:
Kupiłam sobie parę miesięcy temu wagę z pomiarem tłuszczu i wody w organizmie. Co do tłuszczu, najwyższą wartością, jaka waga może zmierzyć, jest 45%... A moje szanowne ciało wypełnione jest owym składnikiem co najmniej do połowy...

Wobec tego pierwszą radością i sukcesem będzie dla mnie możność odczytania swojego wyniku na wadze: 45% zawartości tłuszczu w organizmie.

Zresztą ile razy można się cieszyć, że zeszłam poniżej setki, naprawdę, nie kręci mnie to już, tylko przypomina, ile to już razy poległam w tej walce.

Co do mojej wymarzonej wagi, określiłam ją jako 56 kilo, bo przy moim niskim wzroście, niezbyt grubych kościach i nieszczególnie rozbudowanej masie mięśniowej ( no chyba że to się zmieni ),tylko posiadanie piątki z przodu gwarantuje względnie szczupłą sylwetkę. Jak to wyjdzie w praniu, czas pokaże.


Pozdrawiam, lecę teraz podliczać kalorie, pa pa.


W ogóle to forum fatalniei mi dziś działa.