witam kochani wlasnie wrocilam z uczelni, padam na twarz , jestem taka zmeczona ze o malo nie zasnelam w tramwaju... a dzien- PORAZKA jednym slowem... ogolnie wstalam o 5 zeby sie uczyc z chemii, i co i kapa, nie zaliczylam, sluchajcie uczylam sie tegoi dosyc dlugo i mialam wrazenie ze pojelam swoim ciasnym umyslem ten material a jedno pytanie i pozamiatane, jakies z kosmosu bylo, cos tam wiedzialam, nie poddalam sie od razu .. ale nie zaliczylam.... ogolnei lipa , nie idzie mi za dobrze na tej glupiej uczelni, nie wiem jakis straszny leniuch sie ze mnie zrobil, nie mam jakiejs wiekszej mobilizacji do nauki, a wiem ze musze a co najlepsze i z czego mi sie chce smiac to to ze jestem taka zdolna ze pozar w pracowni wywolalam dzien dietkowy, bo moje zdenerwowanei nie pozwolil mi cokolwiek w siebie wcisnac, na uczelni salatka grecka, rano ciemny chleb z pomidorem, a teraz zjadlam chyba 2 pomidory i mam nadzieje ze juz wiecej nic nei pochlone... a mialam ochote wstapic i kupic cos dla oslody... ale sie powstrzymalam, jednak nei jestem taka beznadziejna ale sie upisalam pozdrawiam muaaa :*
Zakładki