-
Back on track!
Witam dietowiczki kochane :)
Nie jestem pierwszą i na pewno nie ostatnią, którą dopadło jojo, i która wraca tu z podkulonym ogonkiem.. Noszę się z zamiarem założenia nowego topiku tutaj od paru dni i już nie mogłam się powstrzymać :).
Pierwszy raz na forum pojawiłam się w grudniu 2005 (aż ciężko mi uwierzyć, że to już tyle czasu minęło). Wtedy też pierwszy raz tak na poważnie udało mi się odchudzić, ze 110kg w grudniu '05 zrobiło się 72kg w sierpniu '06.. Łzy stają mi teraz w oczach na myśl o tym, ile straciłam. Bo potem, po wakacjach, zaczęło się powracanie do złych nawyków, brak silnej woli, ciągłe powtarzanie sobie "aaa tam, dzisiaj mogę, od jutra wrócę do odchudzania, skoro już wiem jak i ewidentnie umiem". No i powolutku mnie przybywało. Potem jeszcze z początkiem 2007 roku były jakieś próby (nawet tego nie pamiętam, ale przejrzałam mój stary wątek) i skończyło się. Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się aż tak źle.. Wróciłam do wagi wyjściowej, przerażające 110kg.. czuję się z tym potwornie.
Od lutego tego roku podejmowałam próby i ciągle mi nie wychodziło. Nie wiem jak to jest, kiedy wtedy zaczynałam dietę to po prostu był jeden impuls. Tutaj czegoś ciągle brakowało. W zeszłym tygodniu coś mnie tknęło i zaczęłam. I się trzymam. I znów mam to uczucie, które miałam wówczas - że dam radę. Obym tym razem dotrwała do końca. Dlatego też postanowiłam wrócić na forum - jest ogromnym wsparciem w ciężkich chwilach, a do tego dobrze jest się wygadać, podzielić z kimś swoimi sukcesami na tym polu i dodać wiary innym, gdy będą tego potrzebowali. Liczę, że nauczona doświadczeniem nie popełnię więcej tego samego błędu, wytrzymam na diecie do szczęśliwego końca, nie opuszczę forum i już na zawsze utrzymam efekty moich starań..
Mam bardzo dużo do napisania. Same wiecie, jak to jest. Kiedy człowiek zacznie się odchudzać i poczuje ten przypływ energii. Aż chce się żyć.
Pierwszy dzień nowego życia - 31. czerwca. Minął tydzień, wg wagi zgubiłam 3kg. Na początku zawsze szybko leci. Jestem na diecie 1000kcal, jem głównie warzywa i owoce, plus serki wiejskie i jogurty, jakieś rybki. Dużo niegazowanej wody, herbaty. Czyli to samo, co poprzednio. Wtedy poskutkowało, to i teraz się uda. Zamierzam też dodać do tego jakiś ruch, bo z tym u mnie fatalnie ostatnimi czasy. Będę rowerować i może potem jakieś spacery, ćwiczenia. Jeszcze nad tym pomyślę (ach, gdzie te czasy, kiedy chodziłam na siłownię...).
Żal mi straconego czasu. Potwornie żal. Szafa pełna jest ciuchów we wszelkich rozmiarach mniejszych od obecnego.. Wczoraj oglądałam zdjęcia z chudszych okresów i po prostu nie mogę uwierzyć, jaka byłam głupia, że pozwoliłam sobie tak zmarnować efekty mojej ciężkiej pracy.
Doszłam też do wniosku, że moja waga to jedyna rzecz, która mi przeszkadza w byciu szczęśliwą. Studiuję i po kilku latach na tym kierunku zaczynam czuć, że mi się to podoba (niestety miałam sporo problemów i przeniosłam się na inną uczelnię, w skutek czego mam 2 lata w plecy, ale kierunek ciągnę ten sam), mam fajną pracę i dobrą atmosferę w firmie, od ponad roku jestem w udanym związku.. i jak się tak nad tym zastanowiłam, to byłabym cholernie szczęśliwą osobą, gdyby nie waga. Więc najwyższa pora to zmienić, chcę cieszyć się życiem i czerpać wszystko, co się da. A jak mam się cieszyć, jak się wstydzę chodzić na imprezy, pokazywać wśród ludzi.. chcę tańczyć, biegać, pływać bez skrępowania.. i zamierzam to osiągnąć.
Ważne, żeby uczyć się na swoich błędach. Teraz chcę to zrobić wyłącznie dla siebie i nigdzie nie będę się spieszyć - jeśli odchudzanie ma mi zająć 2 lata, to niech tak będzie. I już sobie nie pozwolę na zaprzepaszczenie wysiłków - każdą liczbę, którą będę widzieć na wadze, będę widzieć po raz ostatni.. :)
A wszystkim czytającym ten krzyk desperacji :) proszę, nauczcie się na błędzie moim i wielu podobnych.. schudnięcie wcale nie jest trudne w porównaniu z utrzymaniem nowej wagi.. więc zbierajcie w sobie siły na ten drugi, cięższy etap, bo szkoda go zmarnować.
Przepraszam, że ta notka taka chaotyczna. Strasznie dużo myśli kłębi mi się w głowie i ciężko je wszystkie spisać. Cieszę się bardzo z powrotu tutaj. Liczę na Was.
-
A teraz, po długiej notce na wstęp, pora na konkrety i aktualności.
Mam (rocznikowo) 23 lata, 165cm wzrostu. Waga początkowa 110kg, waga docelowa 56kg, ale już z 65kg będę zadowolona. Pierwszy cel to zejście do dwóch cyfr. Pierwszy większy cel to 80kg, ale to będzie etapami.. mam cichą nadzieję, żeby zobaczyć 80 na wadze do końca tego roku, ale jeśli się nie uda, to tragedii nie będzie. Dzisiejsze ważenie pokazało 107kg, więc za jakiś miesiąc pierwszy cel powinnam osiągnąć.
Dzisiaj 993kcal, a do tego przez 3 godziny sprzątałam.. latałam po domu jak kot z pęcherzem, tyle że byłam to ja z odkurzaczem. Więc mam nadzieję, że trochę tłuszczyku spaliłam ;).
No i jeszcze w kwestii mojego bywania na forum.. co drugi weekend mam zajęty, bo mój luby do mnie przyjeżdża (no właśnie dziś wieczorem :) ), więc wtedy raczej mnie nie będzie.. co wcale nie znaczy, że nie będę trzymać diety. Do tego jeszcze zbliża się sesja, ja jeszcze chodzę do pracy, a ostatnio na dodatek mam problemy z netem w domu, więc mogą się zdarzyć nieobecności. Niemniej planuję zaglądać tu jeśli tylko będę miała możliwość. I z racji wyjaśnionego braku czasu proszę o wybaczenie, jeśli nie będę często odwiedzała cudzych wątków.. (chociaż dobrze wiem jak forum wciąga i pewnie będę sobie wyczarowywała dodatkową godzinę w ciągu doby, żeby móc tu posiedzieć).
Życzę wszystkim miłego wieczoru - mój na pewno będzie :) - i wytrwałości,
pozdrawiam ciepło, C.
-
kciuki trzymam.
Pozytywne nastawienie i tego się trzymajmy :twisted:
-
Cześć!
jasne, że Cię pamiętam.
współczuję jo-ja. najgorsze jest to, że sie nie zauważa tego...
miłego weekendu.
-
witaj! będę wspierać i trzymać kciuki. mamy podobną wagę i wzrost. moje jojo wyniosło 20 kg, żal straconego czasu, ubrań, zdjęć, samopoczucia. mam nadzieję, że to wróci.odchudzając się w zeszłym roku myślałam, że odchudzanie to najgorsza i najtrudniejsza rzecz. myliłam się. najtrudniejsze jest utrzymanie wagi. walczę na nowo, ale idzie mi wyjątkowo ciężko. więc proszę ciebie o wsparcie. pozdrawiam cię bardzo gorąco i obiecuję zerkać na twój wątek ;)
-
hej :D Będę Cię wspierać...Jo-jo to najgorsza rzecz jaka istnieje...Ale dobrze że masz chęci i wróciłaś tutaj...pozdrawiam...buziaczki :D :D
-
Witaj Cauchy!!! :D :D :D
Z ogromnym zainteresowaniem czytałam Twoje posty.
Ja jestem na początku drugiego etapu. Czyli zrzuciłam, co chciałam zrzucić,a teraz utrwalam wagę i POTWORNIE BoJę SIę JOJO!!! Doskonale zdaję sobie sprawę, że utrzymanie wagi jest trudniejsze niż jej zrzucenie. Przez cały czas odchudzania o tym myślę, i przygotowuję się do tego psychicznie. Twój post znowu dał mi do myślenia i potwierdził to, co jest oczywiste, a jednocześnie bardzo trudne.
Będę tu zaglądać, jeśli pozwolisz. Postaram się wspierać Ciebie, jak umiem, ale też na pewno będę brać nauki, jak się ustrzec przed tym najgorszym.
Obecnie jestem na etapie wielkiej euforii i mam ogromną nadzieję, że rozum nie pozwoli mi spocząć na laurach. :?
Życzę Ci powodzenia!!! Na początku i na końcu !!! :D :D :D
-
-
hej hej hej :):):)
jojo to zła rzecz :( człowiek strasznie żałuje...wiem to też po sobie...
ale razem damy radę dziewczyny!!! :):):)
buziaki i mocne uściski!
-
puk puk mozna? rok temu tez mi sie zdarzyło jojo schudłam 10 a przybrałam 12.. wiec nie tak derastycznie nie mniej jednak nie zauważyłam tego.. nie zauważyłam ,że jem tyle ile waże...
dletego teraz wiesz jakie błedy popełniłas i znasz zarówno smak zwycięstwa jak i porazki :)
będę trzymac kciuki wpadac mobilizowac chwalić a jak trzeba opierdzielać!
buziolce :*
-
melduję się jako kolena w paczce jojowiczka; w pół roku 23kg.... od stycznia trwa moje 2 podejście do wagi marzen i zbliza się czas i waga 75kg , lipiec kiedy w zeszłym roku mi sie wydawało ,że juz jestem odchudzona i .... w grudniu 96kg...
tym razem do tego nie dopuszcze bo sobie postawiłam cel przetrwac lato w siódemkach a od wrzesnia walka o szóstke pod choinke
za drugim razem jest trudniej...ale sie nie poddam ,nie ma mowy, albo wigilia z szóstką albo jak odpuszcze sytuacja sie powtórzy i będzie znów kolo100kg
życzę Ci powodzenia , będę zaglądać :wink:
-
Cześć dziewczyny :)
Moje Kochanie pojechało do domu, więc siadam do forum.. dużo się działo, oj dużo.
Zgodnie z planami i obietnicą, weekend wytrzymałam dietowo. Ogólnie trochę się bałam, bo mój luby uwielbia jedzenie na mieście (i z tego co widzę i słyszę, to wielu facetów tak ma, a kobietki za to wolą domowe.. o co to chodzi?), a mnie w pełni akceptuje i uważa za prześliczną (uwielbiam go za to... chyba nawet nie zdaje sobie sprawy ile to dla mnie znaczy), więc oczywiście z radością mnie zaprasza na różne chińczyki etc.. Martwiłam się, jak ja mu wytłumaczę, że tym razem nie chcę nigdzie iść, bo temat diety jest dla mnie okropnie drażliwy i nigdy z nikim otwarcie o tym nie rozmawiam, a przy chłopaku to same wiecie, czasem jakoś tak niewygodnie.. ale sama siebie zaskoczyłam, już przy śniadaniu w sobotę wyłożyłam mu wszystko.. że nie mogę tak wyglądać, jak wyglądam - on, że przecież jestem śliczna - ja, że naprawdę wiele to dla mnie znaczy i cieszy mnie ogromnie, że mu się podobam, ale sama sobie się nie podobam i nie chcę tak wyglądać i liczę na jego wsparcie. Pierwszy raz w życiu powiedziałam coś takiego własnemu osobistemu facetowi.. (to tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że to mój Jedyny). A on? Zrozumiał, przytulił i obiecał wspierać. Aaaach! :D
Oczywiście, jak człowiek tylko zacznie dietę, to od razu pojawia się sto pokus. W tygodniu szef miał imieniny i kupił dla wszystkich ciastka - głupio było nie wziąć. Ale wzięłam do siebie na górę, zapakowałam i zaniosłam Mamie do domu.. :lol: teraz w weekend luby zażyczył sobie spagetti - dostał, a jakże, a ja dzielnie szamałam warzywa z pary. Przyjaciółka przyszła z sokiem, ciastkami i czekoladkami za pomoc z matematyką.. no pięknie, za jakie grzechy?! Dzielnie się oparłam ciastkom - przyjaciółka, luby i Mama doskonale sobie z nimi poradzili beze mnie ;) - a czekoladki czekają na imieniny znajomej Mamy, pójdą tuczyć kogoś innego.. :lol:
Jeśli tylko starczy mi na to czasu (postaram się wcześniej wstawać..), to chciałabym wrócić do jeżdżenia na rowerku (mam stacjonarny). Oby się udało.
Znów czuję ten już niemal zapomniany, cudny przypływ energii wywołany dietą. I to nie tylko zasługa zdrowego jedzenia, ale dobrego samopoczucia - bo nareszcie robię coś dobrego dla siebie, walczę i wygrywam.. powolutku, po jednej bitwie, dotrę do zwycięstwa, o!
-
CzarnaWampirzyco dziękuję za odwiedziny :)
Julciu, Tobie również dziękuję. Naprawdę dobrze mieć tu kogoś znajomego z dawnych czasów :) ponownie razem zawalczymy i tym razem rzeczywiście się uda..
agamawi, zaliczyłaś to co ja, więc doskonale się rozumiemy.. jak tylko czas pozwoli, to i ja obiecuję do Ciebie zaglądać i zagrzewać do walki!
Smieszka1990, masz rację. Jojo jest jeszcze gorsze od dietowania :lol: . A najgorsze, że w ogóle nie podejrzewałam, że może mnie spotkać. "Jak to, mnie? Przecież taka dzielna jestem w odchudzaniu.." eh.. było słuchać mądrzejszych.
Jesi, oczywiście, że pozwalam Ci tu zaglądać. A nawet zapraszam serdecznie :). Wątpię, byś znalazła tu jakieś dobre rady co do uniknięcia jojo - mi się nie udało.. ale za to będziesz wiedziała, czego na pewno nie robić. Waż się regularnie i pilnuj, każde odchylenie jest złe, ŻADNYCH wymówek. Żadnego odkładania na później, "bo już przecież wiem jak, umiem zrzucić, jak będzie trzeba, to zrzucę raz dwa". Potem to już droga w jedną stronę.. Ja, mówiąc szczerze, w tej chwili sama nie wiem jak się będę starać o to, żeby utrzymać wagę. Boję się, że popadnę w obsesję, żeby tylko nie przytyć. Ale chyba lepsze to, niż jojo. Chociaż żadna skrajność dobra nie jest. Tak samo jak byłam przekonana, że nigdy nie wrócę do tak ogromnej wagi, tak uważam, że anoreksja mi nie grozi. Nadal tak sądzę, ale nauczona doświadczeniem już wiem, że na wszystko trzeba uważać. Pilnuj się bardzo, proszę :).
Autkobu, dobrze zatem, że po zaliczeniu jojo i Ty postanowiłaś wrócić do diety :) trzymam kciuki za Ciebie i życzę powodzenia!
Liebe86, niezależnie od tego ile się schudło, a ile z tych kg przyjęło z powrotem, jest to tak samo okropne uczucie, więc wiem, jak i Tobie musiało być z tym ciężko. I owszem, nauczona na błędach postaram się ich więcej nie popełniać. Dziękuję za wsparcie, przyda się na pewno.. :)
dolinalotosu, witam u mnie :). To mi poszło mniej więcej tak samo jak Tobie - w zeszłe wakacje ważyłam jeszcze około 80kg. W pół roku się spasłam. Może i za drugim razem jest trudniej ze strony organizmu - on też się czegoś nauczył za poprzednim razem i pewnie będzie dzielnie bronił tych swoich zapasów.. - ale my za to też czegoś się nauczyłyśmy. Nie zmarnujemy swojego trudu po raz drugi, prawda? Trzymam kciuki za Ciebie. :)
Wiecie, to jest aż smutne, że tyle z nas zaliczyło jojo. A tak dużo się o tym naczytałam, że 80% odchudzonych potem wraca do dawnej wagi, albo nawet ją przekracza.. i głupio wierzyłam, że mnie to na pewno nie dotyczy. Pozwoliłam, żeby mojej uwadze umknęło pół roku tuczenia :shock: przerażające..
Dziękuję Wam Wszystkim ogromnie za odwiedziny - troszkę się bałam, że przejdę tutaj bez echa, ale na szczęście się nie zawiodłam - na forum zawsze można liczyć :). Dobrze jest być pośród osób, które tak świetnie znają i rozumieją mój największy problem.. dziękuję jeszcze raz i dzięki Wam na pewno będzie mi lżej dietować. I nie powtórzyć dawnych błędów.
Zaraz mecz, więc lecę oglądać, ale zaraz potem obiecuję Was Wszystkie poodwiedzać i zostawić trochę optymizmu i energii na kolejne dni zdrowego odżywiania (to brzmi mniej groźnie niż "dieta" :wink: ).
Buziaki!
C.
-
:D Też tak robiłam z niechcianymi darowanymi słodyczami. To dobry sposób, a i innym daję sie trochę radości słodkim upominkiem :D :D :D
Trafił Ci się facet na poziomie i kochający mimo wszystko. Musisz go hołubić , bo na to zasługuje :wink: :lol:
Trzymam kciuki za rowerkowanie. To dużo daje. Szybciej się chudnie, niż na samej diecie. :D
POZDROWIENIA!!!
-
Witam poniedziałkowo :)
Wczoraj po meczu jednak nie udało mi się Was poodwiedzać, ale nadrobiłam wszystko teraz. Zrobiłam już rajd po Waszych wątkach, więc kończę u siebie. :)
Dzień udany i radosny ogólnie. Rano waga dała mi powód do owej radości - pokazała 105kg. Z tej okazji mogłam sobie wreszcie zrobić prezent, który niedawno wymyśliłam za pierwsze 5kg - przeszłam się do sklepu z naturalną żywnością, żeby trochę zaszaleć! Cieszyłam się na to jak dziecko, kto by pomyślał. Zakupiłam trochę różnych herbat (jestem maniaczką zielonej herbaty i wszelkich innych kolorowych, owocowych, ziołowych..), nasionka na kiełki soi, soczewicy i słonecznika (będę sobie jak dawniej hodować do sałatek, mniam!), nasiona amarantusa (w tvn style mnie poinformowali, że to dobre i zdrowe), oraz - na spróbowanie - chipsy jabłkowe i buraczane.
Dieta dzisiaj następująca:
:arrow: śniadanie: melon i arbuz 660g - 198kcal
:arrow: drugie śniadanie: mleko czekoladowe Łaciate 200ml - 134kcal
:arrow: przekąska: chipsy jabłkowe 20g - 67kcal
:arrow: obiad: ziemniaki na parze 150g, kurczak 30g, buraki na parze 200g - 226kcal
:arrow: deser: chipsy buraczane 20g - 52kcal
:arrow: kolacja: serek wiejski 100g, pomidor 230g, ogórek 150g, Wasax2 - 220kcal
Razem: 897kcal.
Jeszcze zjem zaraz codzienną dawkę bakalii (dwa migdały, dwie suszone morele, dwa orzechy nerkowca) i będzie w sam raz.
Na dodatek trochę się dzisiaj nałaziłam (z uczelni do zdrowego sklepu, potem wysiadłam wcześniej i przeszłam się do domu przez park), a po powrocie.. wsiadłam na rower! :D pojeździłam pół godziny bez większych problemów, chyba coś tam z dawnej formy się zachowało, ach jak przyjemnie zrobić coś dla siebie! :)
Kiełki już nastawione, teraz będę codziennie niecierpliwie na nie spoglądać i namawiać, żeby rosły zdrowe i duże. Z tym amarantusem muszę przemyśleć do czego go dodawać, może do serka wiejskiego. Sam z siebie (spróbowałam kilku nasionek) smakuje trochę jak nieposolony popcorn bez tłuszczu ;).
Planuję dawać sobie nagrody za każde zrzucone 5kg. Zarabiam, więc mnie na to stać, co mi tam! Zresztą teraz i tak mam więcej pieniędzy, bo nie wydaję już ogromnych sum na słodycze... a jak o tym pomyślałam, to naprawdę sporo wydawałam tak bez sensu zupełnie. A można zaoszczędzić i sobie coś kupić. :) Za następne 5kg będzie książka - chcę sobie uzbierać całą serię Świata Dysku mistrza Pratchetta :) więc najwyższa pora zacząć. A po cichutku się przyznam, że przy końcu diety czekają dwa prezenty-nagrody - perfumy Davidoffa, Cool Water, które marzą mi się od dawna.. i tatuaż :twisted: aczkolwiek z tym to nie wiem jak będzie, bo moje Kochanie nie jest zbyt pozytywnie nastawione do takich rzeczy ;). Ja bym chciała, ale zobaczę..
Coś jeszcze chciałam popisać (z natury jestem mocno gadatliwa), ale zapomniałam oczywiście w tym wszystkim.
Jesi, masz całkowitą rację co do faceta :) trafił mi się wyjątkowy i staram się jak mogę być dla niego najlepsza.
A kwestia facetów to mnie tu zawsze na forum zastanawiała. Tzn nie facetów na diecie, ale facetów pań dietujących tutaj. Niby się tak narzeka na mężczyzn, że tylko fizyczność jest dla nich ważna, że wszędzie ta kobieca golizna, że biust, że nogi, że tyłek, że tylko szczuplutkie.. a jak tak patrzyłam, to baaaardzo wiele z dietujących kobietek, nawet tych z dużą ilością nadprogramowych kilogramów, miało wiernych i kochających partnerów, narzeczonych, mężów. Może jednak nie jest z nimi tak źle. Albo są realistami :lol: heheheh.
Na studiach ciężki okres, a ja zgodnie z przewidywaniami siedzę i czytam forum :lol: ale lepsze to, niż żebym się miała obżerać świństwami or sth.
A już się nie mogę doczekać końca sesji i lipca. Mam opracowany szczegółowy plan jak będą wyglądać moje dni - będę wcześniutko wstawać, rowerować, potem kąpiel, do pracy, tam dwa posiłki, do domu, obiadek, może rower, ćwiczenia, spacerki, lenistwo słodkie :D dochodzę do wniosku, że lubię być na diecie! Niesamowite. Mimo tych wszystkich wyrzeczeń i trudów, które prędzej czy później staną się o wiele cięższe niż teraz na początku, strasznie mi się to podoba. Czuję, że mam w sobie mnóstwo siły i jednak gdzieś głęboko schowaną i zakorzenioną wolę, która potrafi przezwyciężyć pokusy. I dobrze, niech będzie dzielna. ;)
Życzę Wszystkim Wam miłego wieczoru!
C.
-
pewnie, dieta jest fajna - widzi się przed sobą cel i dąży do jego osiągnięcia :) a widząc te malutkie sukcesy po drodze to serce rośnie! :)
sesja się jeszcze na dobre nie zaczeła, a ja już końca wypatruję :(
pozdrawiam!!!:)
-
Cauchy!!!!
:shock: :shock: :shock: ależ jesteś rozgadana!!!! :shock: :shock: :shock:
zalazłaś we mnie wiernego słuchacza!!!! z ciekawością i radością przyglądam sie Twemu dietkowemu nastawieniu i jeśli pozwolisz to troszkę sobie go uszczknę, gwarantuje ,że nie poczujesz :lol:
tez sobie obiecywalam nagrody , ale potem klopoty wszystko przyćmiły i zapomniałam... czas wrocić do tego sposobu bo jest dobry
gratuluję dietkowego wekendu
i życze spadku kilosków- jaki masz system wazenia :?: :?: :?:
-
:D :D :D Bardzo dobrze mi się Ciebie czyta :D
Masz tyle do powiedzenia, tyle mądrych przemyśleń i sugestii dotyczących nie tylko diety.
Okazuje się, że ja też lubię Twoje długie posty :lol:
Pozdrawiam i czekam na więcej 8)
-
Oj dziewczyny, nie wiecie co czynicie zachęcając mnie w ten sposób do pisania.. same wiecie jak to jest, zaczyna się dietować i chce się ze wszystkimi dzielić tą radością i entuzjazmem. U mnie najwyraźniej objawia się to rozpisywaniem namiętnym :lol:
dolinalotosu, właśnie podczas kąpieli się nad tym zastanawiałam, bo póki co to tak się ważę od przypadku do przypadku - wiem już, że obsesyjne stawanie na wadze codziennie daje dużo radości tylko na początku diety, potem człowiek się nastawia, a rezultatów z dnia na dzień waga już pokazywać nie będzie.. toteż mam zamiar mierzyć się i ważyć w każdy piątek rano. Dopóki były zajęcia w piątki o 8mej mogłoby to być uciążliwe, rano się człowiek spieszy, żeby zdążyć, ale jako że w tym właśnie tygodniu zajęcia na uczelni się kończą, to będę miała spokój i czas, żeby wszystko pomierzyć i pozapisywać. Bo to też dużo daje, mam całe tabelki z poprzedniego odchudzania i będę mogła teraz porównywać jak mi idzie w stosunku do tamtego podejścia. Oby szło równie dobrze..
A kolejna sprawa, nad którą się oczywiście zastanawiam również w kąpieli, to te nagrody :twisted: . Tak ostatnio myślałam nad tym i doszłam do wniosku, że nie ma znowuż tak wielu rzeczy, które mi się marzą (i są w moim zasięgu pod względem finansów). Bo Mini Cooper to wiadomo, może za 20 lat sobie zapracuję na to cudo. Ale dziś wymyśliłam takie urządzonko do hodowania kiełków - przydałoby się, bo póki co moi podopieczni muszą zakorzeniać się w mokrej wacie na talerzyku na parapecie.. ale lepsze to niż nic. Coś jeszcze mi przyszło na myśl, ale zapomniałam, hmmm... nie wiem :D .
Ale suma sumarum to chyba dobrze, że nie mam aż tak wielu pragnień przedmiotowych. Może to oznacza, że (pomijając kwestię wagi) jestem jednak całkiem szczęśliwym człowiekiem. ;)
autkobu, u mnie to samo.. pierwszy egzamin mam w tę sobotę, a ja już się nie mogę doczekać aż będę po sesji - bo będzie dużo wolnego czasu i możliwość odpowiedniego zagospodarowania owego, oczywiście pod kątem dietki i ruchu!
Przypomniało mi się.. byłaby najwyższa pora kupić rower (bo stacjonarnym to do pracy nie dojadę..). Swego czasu miałam taki zwykły, ale postał przez zimę na balkonie i rdza się do niego dobrała (mam nadzieję, że od niego utyła, cholera jedna!). Więc skończyło się na tym, że rowerka nie mam, a przydałby się.. lubiłam sobie jeździć po okolicy, mieszkam na obrzeżach Krakowa, więc tutaj sporo ładnych terenów do pozwiedzania. To byłby niezły prezent, może zacznę męczyć ojca.. ;)
Jesi, dziękuję, że do mnie zajrzałaś i dziś :). Mi się bardzo miło czyta Twój wątek, więc sympatia jest obustronna! Co mnie cieszy niezmiernie.
Ach, i jeszcze muszę Wam się pochwalić, że przerowerowałam drugie pół godziny dziś, tak mi się spodobało. A przed TV to całkiem szybko leci. Akurat leciało na tvn style o kobitce czterdziestoletniej, waga 100kg. O dziwo jadła sporo warzyw i owoców, nie jadła w ogóle słodyczy, ale za to ogromne ilości i do tego np cztery skrzydełka i dwa kotlety na kolację :shock: . W sumie w kotletach to wygląda na dużo, ale ja przecież podobnie się pasłam chipsami i ciastami. Taaa, niedawno na moim osiedlu otwarli cukiernię, łobuzy. A do tego jeszcze owa pani z programu piła straszne ilości kawy - naliczyłam z 8 szklanek (i to całkiem pojemnych) na dzień. Bueee... ja od paru lat (początków liceum, to już trochę minęło..) kawy w ogóle nie pijam i co? Żyję! A ile energii mam ;) . Zielona herbata ma działanie zbliżone, a o ile zdrowsza.
Ponownie się rozgadałam, a pora spać. Jutro wstaję wcześnie i trochę się pouczę.
Dziękuję Paniom za mile spędzone popołudnie na forum ;)
Buziaki i dobrej nocy dla Wszystkich!
C.
-
8) 8) 8) DOBRANOC 8) 8) 8)
-
Mój rower też pożarła :( liczę na nowy ;) może wtedy razem pojeździmy po obrzeżach Krakowa ;)
Ja kawy również nie pijam, ale nie tykam też zielonej herbaty(nawet czterometrowym kijem!) nie wiem czemu, ale mdli mnie od samego jej zapachu! :O a szkoda, bo jest wybitnie zdrowa!
Za to czerwoną sobie popijam aż miło :)
Powodzenia na egzaminie! :)
-
o tak, tak..rowerek to świetna inwestycja :wink:
-
Witam,
z tego co widzę to mamy ten sam wiek i ten sam wzrost no i Kraków, więc coś czuję, że dobrze nam razem będzie :D Strasznie podobają mi się Twoje długie posty, bo na prawdę z przyjemnością mi się je czyta ;D
Życzę powodzenia i możesz się mnie często u siebie spodziewać :D
-
Kochana Ty moja! dziękuje ci za tak długiego posta :)
i jeszcze na końcu tyle miłych rzeczy tam było....
dziękuje kochana:*
cieszę się , że postawiłaś porozmawiać ze swoją drugą połówką o swoim odchudzaniu, ja póki się nie zmniejszę raczej nie mam co liczyć na męskie bicie serca na mój widok....jestem niesamowicie nieśmiała jeśli chodzi o facetów... serio :-)
a potwornickiemu jojo mówimy żEGNAJ! niestety sama jestem jego ofiarą, a byłam już o15kg lżejsza i zaczynałam czuć się super, choć jeszcze nadal nie wyglądałam zbyt fajnie...
buziaczki :*
miłego dzionka i się rozpisuj ! :D
lubię cię czytać :)
ps. ja też zawsze się z lekka rozpisuję, czasami aż się zaplącze w tym ciągu wyrazowym nie zawsze logicznym, haha :)
:*
-
Kraków górą!!! :D
i jak tam dzisiaj dzionek upływa? :)
-
Dziewczyny kochane!
Nawet nie wiecie, jak mi się buziol ucieszył na widok Waszych notek. Strasznie jesteście miłe i dodajecie mi mnóstwo siły w tej całej walce.
Dzionek sobie mija całkiem przyjemnie, wstałam wcześnie wcześnie, pouczyłam się głupiej fizyki, porowerowałam 20 minut, nie jest źle.
Dietowo dzisiaj dotychczas:
:arrow: banan 81kcal
:arrow: brzoskwinie w soku 70kcal
:arrow: Bakuś truskawkowy 125kcal
:arrow: mleko Łaciate truskawkowe 134kcal
Co razem daje na liczniku 410kcal o ile się nie mylę. Tak, 410.
Warzywa na obiad właśnie się parzą ( :lol: ) w garnku, to będzie 150kcal. Na podwieczorek planuję sałatkę z pomidorów, ogórków małosolnych i papryki, a na kolację serek wiejski z rzodkiewką i szczypiorkiem plus Wasa. Jak będzie mało, to dopchnę bakaliami, ale śniadanie było wielgachne dziś, więc nie powinno mi zabraknąć energii ;) .
Dzisiaj też jeszcze pojeżdżę na rowerku, może przy meczu, 40 minut na pewno muszę przejechać, żeby pełna godzina była zrobiona.
A ze mnie jest Krakowianka całym sercem :) uwielbiam moje miasto i nie chciałabym mieszkać nigdzie indziej w Polsce, niż tu. Co innego za granicą - podróże to moje wielkie marzenie i kiedyś zacznę je powolutku spełniać, chciałabym też trochę pomieszkać w obcym kraju, żeby nie tylko zwiedzić, ale też wejść trochę w obcą kulturę, niemniej nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to uda, o lubym wszak trzeba też pomyśleć, przecież go nie odstawię do hotelu dla pupili na pół roku mojego bytowania za granicą ;) .
Jakkolwiek to miasto kocham, tak ostatnio szlag mnie trafia jak mam się dostać do centrum.. w 1/4 drogi budują centrum handlowe, z którego to powodu drogę dwupasmową zamienili na jednopasmową, w miejscu gdzie zawsze ruch był spory - w związku z tym po godzinie 7mej trzeba już sobie zarezerwować godzinę na dojazd na uczelnię. A dzisiaj to już w ogóle jakieś apogeum było, no naprawdę, jak codziennie jest słabo, tak dzisiaj masakrycznie. W 30 minut przejechaliśmy 2 przystanki (do miasta mam 10), nawet nie zbliżając się na tyle, by na horyzoncie widzieć miejsce remontu.. ojciec uznał, że nie ma sensu, zaparkował (chyba w miejscu niedozwolonym ;) ) i poszliśmy na tramwaj. Teraz to jedyny sposób, żeby w godzinach szczytu w odcinku czasu w miarę rozsądnym dostać się do miasta. Brrr.. Ale ale! Nie ma tego złego. Jadąc tramwajem pogadałam z ojcem o tych dojazdach, i że w wakacje to dobrze by było do pracy na rowerku śmigać, a że - jak już wspominałam - rowerka nie mam, to powiedziałam sakramentalne "to możesz mi kupić" :lol: . No i stanęło na tym, że mam sobie poszukać i jak znajdę co ciekawego, to mi kupi ;) .
No i właśnie sobie myślę, że już się doczekać nie mogę. Będę ćwiczyć na razie na stacjonarnym, żeby potem nie było, że rower jest, ja wsiadam i w połowie drogi do pracy nie mam siły dalej jechać.. A do przejechania w jedną stronę jest ok.16km, więc tak z dnia na dzień na pewno nie dałabym rady. To dopiero będzie trening! A i się opalę przy okazji, co też trzeba policzyć na plus - opalać się nie lubię (w sensie leżenia plackiem i prażenia się jak bekon, w moim przypadku to nawet całkiem trafne porównanie :lol: ), ale opaloną być to już co innego.. :) z wakacji na Mazurach zawsze taki skwarek ze mnie wracał, a to wszystko w ruchu, na rowerku, w wodzie, słońce przypiekało i opalenizna jakby przez przypadek się pojawiała ;) . Nooo, więc muszę ćwiczyć ćwiczyć ćwiczyć! żeby podołać temu rowerowaniu do pracy. Spieszyć się nie będę, najpierw wypracuję kondycję w domu. Myślę, że od połowy lipca albo dopiero w sierpniu spróbuję. Chociaż to jeszcze zależy od tego kiedy ostatecznie wypnę się na MPK, bo te duszne autobusy i gorące tramwaje nie nastrajają mnie zbyt radośnie.. Zawsze mnie to wkurza, że wsiadam rano do autobusu - od pętli już ze dwa przystanki były - a wszystkie okna pozamykane. Ja rozumiem, rano, jeszcze tak ciepło nie jest, no ale co? ci ludzie w środku nie oddychają? Ale miejska komunikacja to w ogóle można sporo opowiadać, kto podróżuje, ten wie.. czasem człowiek dochodzi do wniosku, że jednak jest poza nami jakieś życie w kosmosie i właśnie usiadło obok :lol: .
Warzywa gotowe, więc idę wszamać!
-
-
Ale duuużo piszesz :-)
Myslę że z takim podejściem uda ci się zrzucić nadmiar kg :-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
-
No. Warzywa się trawią, a ja wracam do rozpisywania się ;) .
Chciałam jeszcze napisać o moim wczoraj wymyślonym systemie do soli. Bo właściwie sama nie wiem, czy używam jej dużo czy nie, a nie chciałabym przesadzać z soleniem ;) . Toteż mam własną solniczkę i będę ją codziennie napełniała jedną łyżeczką soli, żeby więcej nie zużyć! Ot co.
Coś jeszcze chciałam popisać, ale zapomniałam jak zwykle. Jutro ostatni dzień zajęć, a potem się zacznie zabawa. Dwa egzaminy i jeden kolos, jutro jeszcze fizyka.. chociaż pewnie zostanie na wrzesień, ale trudno. Byleby mi się udało zdać egzaminy, to będę zadowolona.
Idę sobie trochę odpocząć, niemiły dzień dzisiaj, jak dla mnie jest stanowczo za gorąco. Postaram się jeszcze pod wieczór tutaj zajrzeć :) .
Miłego popołudnia dla drogich dam!
C.
-
Ten dojazd poranny mnie dobija!
Zazwyczaj jechałam odemnie pod Cracovię niecałe 20 minut, teraz pół godziny conajmniej jadę dwa przystanki przez to cholerne BONARKA CENTER czy jak się to będzie nazywało :evil:
widzę, że mieszkamy w podobnych rejonach :D
-
:)
no, odpoczęłam sobie chwilkę, zjadłam sałatkę na podwieczorek, a potem rowerowałam przy nagranym odcinku "Columbo" ;) . 40minut przejechałam, ale zmęczyłam się przy tym, zdecydowanie muszę popracować nad kondycją. Ale i tak jestem zadowolona, że zaczęłam w ogóle.
Autkobu, a to współczuję, że tak nie trawisz zielonej herbatki - ja wręcz uwielbiam i pijam codziennie rano na pobudkę, i potem w ciągu dnia, i w ogóle ach! Pychota. A próbowałaś kiedyś białej herbaty? Jest jeszcze zdrowsza od zielonej, a nuż Ci zasmakuje? Z herbat czerwonych bardzo lubię różne Rooibosy, ostatnio np. kupiłam sobie miętowo-czekoladowy.. mniam :) . Natomiast Pu-Erh niezbyt mi smakuje, ale pijam codziennie i tak, bo to niby wspomaga metabolizm.. oby.
A mieszkam w Prokocimiu ;) . Pierwszego dnia tego remontu korek zaczynał się za kładką do Tesco. Masakra!
Ja już się zakręciłam w sprawie swojego rowerka, Twoja kolej! ;)
Ivett, dziękuję Ci bardzo za odwiedziny i miłe słowa :) . Wybacz, że jeszcze do Ciebie nie wpadłam, ale teraz mam już malutko czasu. Postaram się to nadrobić jutro.
MMRose, pisałam już dziś wcześniej u Ciebie, cieszę się, że moje słowa Ci choć troszkę pomogły. "Porozmawiać ze swoją drugą połówką" to trochę zbyt wiele powiedziane, jedyne to była ta wzmianka przy śniadaniu, a i tak głos mi się łamał, no jakoś nie umiem o tym mówić wprost.. a inne ważne dla mnie rzeczy i w ogóle sens mojego odchudzania wyłożyłam mu już poprzez smsy.. ale to i tak więcej, niż cokolwiek na co się dotychczas odważyłam jeśli chodzi o rilowe rozmowy na temat mojej wagi ;) .
Jojo, jak najbardziej, żegnam raz na zawsze i tęsknić na pewno nie będę..
Kasikowa, Tobie również dziękuję, że do mnie zajrzałaś, a jeszcze bardziej dziękuję za przekonanie, że mi się uda - mam ogromną nadzieję i zrobię wszystko, co będę w stanie zrobić, żeby rzeczywiście mi się powiodło :) .
Fajnie, że tak nas dużo Krakowianek :) . Mam nadzieję, że to nie oznacza, że Kraków ma jakieś właściwości tuczące or so? Bo wiecie, mój luby ma zamiar się tu przeprowadzić już niebawem :wink: :lol: nie nie, jemu to raczej nie grozi.. pochłania spore ilości różnego jedzenia i nadal taki śliczny.. Eh! Niektórym to dobrze.
No, po dniu dietowania i rozwijania mięśni pora zadbać o skórę! Idę zrobić maseczkę, wymoczyć się w wannie, zrobić peeling kawowy, wymyć się antycellulitowym żelem, a potem balsamowanie i aaach odpoczynek. Ciekawe, kiedy się pouczę.. chyba znów nad ranem :lol: .
Dziękuję Wam kochane za wsparcie i odwiedzanie mnie :) same wiecie, ile to dla mnie znaczy!
Miłego wieczoru i dzielnego dietowania dzień za dniem!
Buziole, C.
-
:D :D :D Hej Kraków !!! Moja miłość.
Byłam tam kilka razy i zawsze było żal wyjeżdżać. Ja też powinnam tam mieszkać.
Przyjmijcie mnie do klubu, bo wierna jestem, choć z daleka (niestety :? )
Co do tych korków, to też miałam okazję doświadczyć. Ze względu na bagaże zamówiłyśmy taksówkę do dworca. To był wielki błąd. Trasę, którą pieszo zrobiłybyśmy w góra 20 minut, taksówką jechałyśmy 45 min !!! :shock: :shock: :shock: Prawie się spóźniłyśmy na pociąg (a bilet kosztował nas 137zł :? ) Jejku ! Siedziałyśmy w tej taksówce jak na szpilkach. Dotarłyśmy do przedziału na 4 minuty przed odjazdem :roll:
Taksówkarz, starszy pan, powiedział, że tyle lat jeździ na taksówce i takich korków, jak w ten dzień, to jeszcze nie widział w Krakowie. A my pojechałyśmy na 4 dni i widziałyśmy :shock: :lol:
-
W Krakowie zrobi się luźniej dopiero jak wyjadą studenci.. A od października znowu będzie to samo i korki potworki :D A fakt jest taki, że to w Krakowie właśnie przytyłam najwięcej :P ale mam nadzieję, że to jednak nie klątwa tego miasta :D
-
witaj!!!
od razu widac ,że masz juz wprawę w dietkowaniu.. stare wyprobowane posilki i niezawodne bakalie... teraz to juz kupuje w makro duże paczki i w razie smaku na cos dobrego ,.... :wink: są
co do nagród to wymyśliłam sobie po straceniu 10 kg. paznokcie zelowe a , gdy sie rozgoszcze w siódemkach solarium... kocham slońce i wiem ,że w ciemniejszej karnacji zawsze sie szczuplej wyglada :P , co roku ile sil opalam sie nad morzem ..ale wiadomo,ze nie wszedzie slonko dochodzi , wiec tak sobie wymyślilam ,że w tym roku pojade opalona i z waga 75... :?:
pozdrawiam , milej nauki i dietkowania
-
Heja! Pozwol ze i ja sie przylacze do Twojego dietkowania :) Ecchhh, zapodam wam troche jodu znad morza :D
Czytam tak sobie Twoje posty i troche siebie widze... Ja cale szczescie nie mialam az takich przbojow z jojo, po roku przybylo mi jakies 7 kg, ale teraz wlasciwie sie ich pozbylam i bez problemu wchodze w spodnie ktore kupowalam w zeszle lato. Ale chcialoby sie jeszcze ciutek zrzucic..... A tam, dam rade :)
Ech, tak czytam i sobie mysle, ze za nic w swiecie nie chcialabym mieszkac w takim duzym miescie. Jak dla mnie Slupsk jest idealny - bliziutko morze, nie za wielkie miasto, nie za male, takie akuratne. W wiekszosc miejsc mozna dojsc pieszo, wiec staram sie nie dawac zarobic MZK i chodze duuuzo pieszo. Srednio minimum 6 km. :)
A co do rozmawiania o odchudzaniu... Wiesz, kiedys tez nie potrafilam. Jak mialam 105 kg mialam innego chlopaka z ktorym kompletnie nie potrafilam rozmawiac na ten temat. Starsznie glupio mi bylo.... Teraz od roku mam nowa wage i nowego misia :) On wie, ze chce jeszcze zrzucic, sam mnie motywuje, zauwaza efekty wiec jest jakos latwiej :) Ale z drugiej strony skubaniec namawia mnie ciagle na lody :D
Oooops, to Twoje roypisazwanie sie jest widze zarazliwe :D
Postaram sie wpadac i wspierac Ciebie :) Zapraszam rowniez do mnie. Buzka!
-
Hej C.!
na Tobie można polegać :D wspaniałe długie ciekawe posty :D
plan na rower ekstra, ale czemu chcesz zaczac dopiero w 2 polowie lipca lub w sierpniu. jesli teraz bedziesz codziennie albo co drugi dzien jezdzic to zaraz kondycja Ci sie taka wyrobi, ze hoho!!
-
hmmm białej herbaty jeszcze nie widziałam! ciekawe jak smakuje ;)
miłego dnia, ja lecę na basenik :)
-
Witam witam moich drogich gości :)
Poodwiedzałam Was już, więc mogę z czystym sumieniem popisać u siebie.
Ale miałam sen, dziewczyny! :lol:
Dla motywacji do odchudzania powiesiłam sobie na widoku mój ulubiony strój z wakacji dwa lata temu, kiedy wyglądałam już całkiem znośnie (wtedy uważałam, że całkiem znośnie, a jak teraz na tamte zdjęcia patrzę.. jak ja bym chciała do tego wrócić, ach!). Śliczna, czarna bluzka z ogromnym dekoltem w serek (mam duży biust i lubię dekolty ;) ), podcinana pod biustem, a do tego jasno beżowo-szare spodnie. Teraz to oczywiście w bluzce wyglądam jak ludzik Michelin:
http://www.memphistruckandtrailer.co...oaded/mtt1.jpg
A co do spodni, to pewnie nawet małego palca u nogi bym nie wcisnęła w nogawkę.. ;)
No i śniło mi się dziś właśnie, że sobie te spodnie założyłam i były za duże... mam nadzieję, że to był sen proroczy! ;)
Dzień dzisiaj radosny, ponieważ ostatnie zajęcia w tym semestrze minęły, co za ulga! Co prawda na dobre będę się z wolności cieszyła po ostatnim egzaminie 24. czerwca, ale i tak jest to już pierwszy stopień wolności, jak by na to nie patrzeć!
Zgodnie z przewidywaniami fizyka w plecy, ale to wszystko było wpisane w plan i załamywać się nie będę, we wrześniu zdam i będzie git.
Na dodatek dzisiaj wielki mecz Portugalia - Czechy, absolutnie muszę obejrzeć i dzielnie będę dopingować moją ulubioną drużynę znad Morza Śródziemnego!
Jedzeniowo dzisiaj dziwnie, ale w ramach diety oczywiście:
:arrow: śniadanie: Bakuś 125kcal, truskawki 93kcal - 218kcal
:arrow: między zajęciami mleko czekoladowe Łaciate - 134kcal
:arrow: obiad po powrocie do domu - kasza gryczana z warzywami - 388kcal
(to taka gotowa w woreczkach, całkiem niezłe to, a tak dużo kalorii, bo zjadłam cały woreczek w ramach obiadu i podwieczorku, bo to już o 16tej było, a do tego dodałam trochę masełka i policzyłam je za 50kcal)
Na kolację o 18tej planuję serek wiejski z brzoskwiniami (taki gotowy Piątnicy) i jakieś bakalie dorzucę i będzie w sam raz.
Teraz popijam na zmianę herbatę zieloną i Body&Shape czy coś takiego, bo zaraz wsiądę na rower i popedałuję z pół godziny. Po meczu drugie pół dorobię, żeby było uczciwie 60 minut jeżdżenia. A te herbaty, no bo zielona wzmaga spalanie kalorii ponoć, więc warto ją przed większym wysiłkiem wypić, niech się bardziej opłaci ;) .
Co tam jeszcze.. kiełki zaczynają się puszczać, puszczalskie jedne, bardzo mnie to cieszy! Ale pewnie jeszcze z tydzień nim porządnie wyrosną i będę je sobie mogła dorzucić do serka wiejskiego, mniam mniam.
Prawdę mówiąc ten koniec zajęć cieszy mnie również z tego powodu, że nie będę musiała jeździć przez jakiś czas do miasta - jest za gorąco, a ja jestem gruba i wcale nie lubię się w takim stanie pokazywać (mówię, jakby to było coś przejściowego, a trwa już tak długo..). No ale jak tylko sesja minie to do pracy będzie trzeba łazić, co zrobić.. jakoś wytrwam.
Objadłam się tą kaszą, za dużo naraz tego było.
A, i okazuje się, że wcale nie zużywam tak dużo soli jak sądziłam! Wypróbowałam wczoraj ten mój wymyślony sposób na kontrolowanie soli i jedna łyżeczka wsypana wczoraj rano do solniczki starczyła mi na wczoraj i dziś. Bardzo mnie to ucieszyło, chociaż w tej jednej kwestii nie jem za dużo :lol: .
Aaaa, wiem co jeszcze Wam chciałam napisać.. przez przypadek podczas gotowania obiadu dzisiaj usłyszałam, że w TVN Style rozmawiają z jakimiś odchudzonymi babeczkami. No i rekordzistka pośród nich schudła.. 67kg! w nieco ponad rok! Dziewczyny, ale mnie to kopło, mówię Wam. Dość krótko niestety z nimi rozmawiały, żałuję, bo takie programy są cholernie motywujące, a do tego ludzie, którzy nigdy się nie borykali z tym problemem mogą się nieco nauczyć. Szczuplaki pokazywały tam swoje dawne ciuchy - to robi wrażenie :) . Mam ogromną nadzieję, że i ja za rok będę mogła być tak dumna i zadowolona z siebie.
I wiecie co? Nigdy nie byłam szczupła i tak zwyczajnie, pomijając oczywiście samą chęć i desperację, jestem po prostu strasznie ciekawa jak to jest być szczupłą. To jednak definitywnie potwierdza, że pod otuliną tłuszczu jestem stuprocentową kobietą :lol:
Pędzę na rowerek, a potem meczyk.
Pewnie się zdążę stęsknić, wpadnę jeszcze wieczorem i poodpowiadam ładnie na Wasze notki, teraz już nie zdążę, rower mnie woła! :)
Buziaki wielkie dla wszystkich i dziękuję za odwiedziny!
C.
-
No i jak zwykle długi post :) czyli to co lubię :)) hihi
zapragnęłam ustosunkować się do pewnych kwestii :) więc:
odnośnie rowerka, kiedyś (niecały rok temu) jeździłam na rowerku jak maniaczka, obowiązkowo stawiałam się codziennie przed telewizorem z butelką wody mineralnej i ręcznikiem, po 1,5 h pedałowania biegłam pod prysznic i czułam się zdrowo spełniona, a teraz "chwilę" rowerkowania odstawiam na później, później i jeszcze później aż faktycznie robi się późno i przedsięwzięcie odstawiam na drugi dzień z zaznaczeniem (pilne!) rano nie chce mi się wcześnie wstać, a tu trzeba pozałatwiać różne sprawy i znowu rowerek zostaje przesunięty na później, ale dziś pojeżdżę....bo chcę ;-)
no i...ja niestety w plecy mam historię myśli socjologicznej i powinnam się pouczyć, ale to po ćwiczonkach...zostały jeszcze dwa zjazdy i wakacje pełną piersią :)
ostatnio przeczytałam dość zabawny opis na gg o Włochach którzy grali ostatniego wieczoru... "Gdzie Są Włochy ? Narazie w okolicach bikini ,ale odrobią straty :("
:))
a jeśli chodzi o kiełki...to jest to normalne, że na korzonkach mają taki niby "meszek", bo chyba nie pleśń ? :o właśnie ostatnio przydarzył mi się takich "incydent", ponieważ moje kiełki w mojej kuchni puszczały się pierwszy raz, to jestem nie wtajemniczona...
i również jestem niesamowicie ciekawa jak to jest być szczupłą, jak to jest gdy wystają kości biodrowe i swobodnie można iść do sklepu i przymierzać wszystkie ubrania w rozmiarze 36, 38 :p
mam nadzieje, że już niedługo doświadczę tego uczucia :)
tymczasem zaraz dopiję swoją czerwoną herbatkę, łyknę L-karnitynę i na rowerek...muszę wykorzystać ten entuzjazm niezałamania się nad kawałkiem pizzy...
buziaczki slońce :*
-
:shock: w prorocze sny należy wierzyć!!! a wiara czyni cuda!!!! zaś te są nam na tej drodze potrzebne :P jak to jest byc rozmiar 38??? nie mam pojecia, odkąd pamiętam kupowalam zawsze w przedziale 40-48 :wink:
pozdrawiami zyczę spadku wagi :wink: