Witam wszystkich. Mam na imię Justyna. Schudłam 27 kg. Droga była okropna. Do wymażonej wagi szłam poprostu po trupach. im więcej chudłam tym bardziej się sobie nie podobałam Ciągle udawało mi się znaleźć inną wadę. Byłam na wszystkich zła. Jedzenie ograniczyłam do minimum. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wszystko toczyło się wokół jedzenia. Nie miałam czasu nanic innego. Ciągłe diety mnie wykańczały. Płakałam. Tylko to mi zostało. wszyscy pisali, że dieta musi być rozsądna, że trzeba ćwiczyć. Do mnie to w ogóle nie docierało. I tak robiłam głodówki bo myślałam że znam się lepiej. Pojechałam w końcu do sanatorium na odchudzanie. Tam jadłam więcej niż w domu ćwiczyłam dość mało i o wiele szybciej chudłam niż w domu. Zdziwiło mnie to. po powrocie znowu załamanie psychiczne. Na szczęście poznałam wspaniałego chłopaka. On stał się "moim zajęciem" i przestałam myśleć o tym wszystkim. Sama wcześniej wpędzałam się w to koło. Nie dawałam cienia szans na poprawę. Jednak można żyć inaczej. Normalnie a jedzenie ma być na drugim planie i nie przysłaniać nam całego życia. Jeżeli macie podobny problem to piszcie. Napewno pomogę wam się podnieść. Mi się udało. Teraz widzę świat przez różowe okulary chociaż wróciłam do poprzedniej wagi. Trzymam za wszystkie kciuki i zaczynam walkę ale tym razem z głową.