-
Witaj Gaguś. Zaglądam do Ciebie. A tu takie rewelacyjne wiadomości. No jesteś po prostu super odchudzaczką. Twoje wyniki są również super. Jestem pod wrażeniem. Zresztą zawsze byłam.
Wiesz mi też brakuje i Szakalki i Imperfect, ale miejmy nadzieję, ze znowu wrócą do nas. Ty nam dziękujesz, ale ja też Tobie też dziękuje, ze jesteś tu na forum, bardzo nam pomagasz i wogóle umilasz odchudzania.
Trzymaj się dalej tak dzielnie.
-
Gaguś, powiedz mi, jaki jest Twój stosunek do jedzenia w puszkach? Bo mnie się czasem zdarza zjeść tuńczyka czy sardynki z puszki i ostatnio ktoś mi powiedział, że to przeraźliwie szkodliwe i strasznie krzywdzę swój organizm. Wstępuję więc do eksperta z pytaniem o tę kwestię.
Uściski :)
-
hej
Czytam ,czytam i nie mogę wyjść z podziwu.
Jesteś super !
Miłego dnia :!:
-
gosiak//uscisk//uscisk//buziol
triss... hmmm... raczej wolalabym nie miewac stosunkow z puszkami :wink:
a na serio...
zre tuna z puszki... i jest to jedno jedyne pozywienie jakie z puszki jadam...
ale tu sklad jest tunczyk... woda...
oj sorki czasem pomidory w puszce...albo fasolka biala badz czerwona
jezeli piszesz o zarciu z puszki w ktorej sa syfy typu konserwy mp. tusrystyczne.. ryby w sosach...pasztety i takie tam...
jestem przeciwna za duzo smieci za duzo utwardzanych tluszczow.. generalnie malo zdrowe i bez sensu... i tak naprawde nie wiadomo co wrzucaja do srodka
( dlatego wybieram drogiego tuna w kawalkach niz rozdrobnionego... wole nie delektowac sie skarpetami rybaka ktory tego tuna lowil)
kukurydze groszek i takie tam..to jakos wybieram sloiczkowane niz puszkowane....
pewnie ze najlepiej swierze...ale coz zrobic... kiedy to swierze albo za drogie...albo ciezko dostepne....
mysle ze wieksza krzywde wyrzadzamy sobie zrac chipsy i pijac soki... niz jedzac tunczyka z puszki...
pytalam na watku u moominka czy u nas nie ma takich porzadnych rozpisek na etykietach... no niestety nie ma... choc pojawiaja sie coraz czesciej szczegolnei za produktach ktore chcemy exportowac... to pocieszajace... ale niestety ciagle jest tego malo... za malo... a czesciej tez wystepuje info o blonniku ( jakze modnym ostatnio) niz o tluszczach nasyconych czy tez nie
animko... jestem po prostu normalna... i uczciwa wobec siebie i diety... :wink:
a teraz pobluzgam.....
wlasnie sie dowiedzialam probujac zarejestrowac mame do onkologa ( kolejna kontrola)...ze.... niema juz limitow do konca roku...i ze moge sie zapisac...ale bede musiala zaplacic...
zrobilam dym...a jutro dymu ciag dalszy... niewykluczam wizyty w narodowym funduszu zdrowia bo klinike malo co obchodzi ze mamus miesiac po operacji i ze wymog kontroli i dalszego leczenia
jak ktos ma "kalacha" na zbyciu...to bardzo poprosze....
bo mnie az telepie z gniewu...a w gniewie ... bywam nieobliczalna....
-
Ja też nie mogę znieść tych urzędasów , którzy rządzą i dzielą forsę - nie znając się na tym wcale . W zeszłym roku taka sytuacja toczyła się obok - nie będę się rozpisywać , ale finał był taki że znajomi kilka dawek leków ściągali na własny koszt z zagranicy, bo się w listopadzie limity w szpitalu skończyły. O ile się nie mylę była też droga taka : szpital przedstawi pismo gdzie o tych limitach napisze , i na podstawie tego pisma (i rachunku za leczenie ) można będzie się starać o zwrot kosztów przez ten (jakieś mocne słowo) fundusz . Tylko że w szpitale bardzo się boją takie pismo podpisywać . Ale zawsze to jakieś rozwiązanie ...
Gagaa_ powodzenia ...
Trzymajcie się z Mamą ...
Pozdrowienia
Joanna
-
hej
Mnóstwo pozytywnej energii /, która dziś we mnie/ daję i Tobie tak na Dzień Dobry :wink:
Pozdrowionka :!:
-
Gaguś z chęcia Ci użyczę jakieś strzelby jeśli potrzebujesz. to jest niestety okropne, ze tak się dzieje. Ale mam nadzieję, ze coś Ci się uda załatwić. Najgorsze jest to, ze na ubezpieczenie zdrowotne my płacimy od stycznia do grudnia, a oni już od października nam mówią o wyczerpanych limitach. To moze my tez zaprotestujemy i powiemy, ze od listopada nie płacimy, bo nam limit się skończył i nie mamy co do garnka włożyć.
Pozdrawiam. Życzę pozywtywnego zakończenia Twojej waliki z limitami.
-
Cześć Gaguś, z rozpędzenia napisałam do Ciebie u Margolki, ju sie zorientowałam i wklejam
Caluski
Napisałaś bardzo ważne informacje, to prawda w takim tempie powinno sie zaczynac.
Ja też stosuję rozgrzewkę, czasem na stepie, potem ćwiczenia no poszczególen partie, zawsze zmieniam je, dokładam nowe, na końcu rozciągamy się i relaks
Wiem jakie to ważne.
Ja ćwiczę bardzo dużo, ale to nie tak że o dziś zaczełam i od razu 2 godziny, nie, ja wcześniej uprawiałam sport wyczynowo, potem miałam przerwe i od roku powoli zwiekszałam ilosc cwiczen, teraz cwicze 4 X w tygodniu z 3 grupkami dziewczyn, według powyższych zasad, z tym ze z nowymi dziwczynami zaczynam powoli.
W weekendy ćwiczę dużo mniej, czasem tylko przebiegnę się a czasem długi spacer po lesie.
Dzięki za Twoje rady, sa bardzo cenne, ja je znam ale bardzo dobrze mi zrobiło przypomnienie niektórych np o kontuzjach.
Bardzo ci dziekuje
Kasia
-
Witaj Gaguś!
Nauczyłam sie od CIebie jeść wieczorkiem tuńczyka :) i od razu jakoś moje proporcje BTW lepiej wyglądają - wczoraj wręcz były bliskie ideału :)
Dziś też prawie się udąło - no może ciut za duzo węgli, ale zwale to na @ bo jakoś mi isę czegoś słodkiego chciało dzień cały - no i wszamałam wiecej owocków przez to...
Gaguś, tzrymam kciukasy za załatwianie spraw z urzędasami - wiem to koszmar co oni wyprawiają, ale Ty jesteś dzielna i das zim rade, więc WALCZ! chetnie użyczę mojego kałasznikowa ;)
Buziaki i udanego weekendu
-
Przede wszystkim - mam nadzieję, że z urzędasami sobie poradzisz! Trudniejsze potyczki - takie jak ta z wagą - idą Ci świetnie, co to jest przy tym taki urzędas.
Po drugie przepraszam za te zdjęcia chlebusia. Miałam nadzieję, że za bardzo nie zasmucą one ani Ciebie, ani osób będących na pierwszej fazie SB :(
A jeśli chodzi o puszki, to chodziło mi nawet nie tyle o skład, co o to: "Byłam kiedyś na wykładzie o jedzeniu i tam facet mówił,ze konserwowe ryby to tylko mozna jeść w konieczności bo w samej puszce jest ogromnie duzo szkodliwych substancji." (cytat z postu, który napisano do mnie na innym forum). Czy tego typu bicie na alarm jest już nieaktualne, bo technologia produkcji puszek poszła do przodu, czy też nadal faktycznie mogą z nich przenikac do organizmu "szkodliwe substancje" (mniemam, że chodzi o metale ciężkie)?
I jeszcze jedno pytanie z zupełnie innej beczki - czy pod wpływem procesów typu gotowanie, parowanie, suszenie itp. kaloryczność potraw się zmienia? Niby na zdrowy chłopski rozum kalorie nie powinny parować, ale skoro np. morela surowa ma (per sztuka) trochę więcej kalorii, niż suszona, to może jednak? A konkretnie to moje pytanie brzmi tak: czy jeśli używam do gotowania wina, to liczyć to jako taką samą ilość kcal, co wino wypite, czy też uważać, że jakaś (jaka?) część paruje? Liczę na razie tyle, co przy normalnie wypitym winie, bo w przypadku wątpliwości wolę policzyć za dużo, niż za mało. Ale sama juz nie wiem...
Mocno ściskam i sorry, że jak tak ciągle z pytaniami, ale jesteś dla mnie autorytetem :)