witam serdecznie ...wlasnie niedawno rozpoczelam etap w moim zyciu ponizej trzech cyfr i czuje sie z tym swietnie
mam na imie agnieszka wiek 31( zaraz bedzie 32) mieszkam w niezbyt duzym raczej nudnym miescie zaczynalam walke od 117 dzis mam 99 wzrost 164 nie bede wam tu pisac ile wyrzeczen ...ile zacietosci trzeba zeby przejsc te nascie kilogramow...a powiedzmy sobie szczerze to chyba najlatwiejsze kilogramki ..kazdy to wie kto zgubil choc kilo dwa...
lekarz wyznaczyl mi wage wlasciwa ( ale nie idealna) na 72-78 obralam za cel 75 ( choc to i tak troszke za duzo )..bo tak w sekrecie marze o 68
co robilam ...od polowy lutego trzymalam 1 000 kalorii teraz od niedzieli 1200 chce rozruszac troszke metabolizm a potem za jakis czas znow na 1000 ( bo wbrew pozorom dobrze sie na tysiaczku czuje)
odrzucilam caly szit-food czyli tluste ciezki zarcie ze slodyczami na czele...a potrafilam tego zjesc pol tony
pije wode 3-4 litrow dziennie...i staram sie minumum ...ale to minimum trzy razy w tygodniu szybkim marszem zajac sobie najmniej 40 minut
licze kazdy kes i trzy razy pomysle zanim sie na niego zdecyduje....czasem nawet wole poczekac dwie godzinki jak ruszyc cos co mi na dobre nie wyjdzie
pracuje w hurtowni spozywczej wiek okazjii do walki z wlasna silna wola mam co dzien bez liku....te regaly wielgachne wypelnione slodyczami pod kazda postacia....tony ciastek i wafelkow.....stosy gazownych napoi o skladzie podobnym do proszku to prania ( same sprawdzcie )
mieszkam z mama ...ktora juz sama nie moze mieszkac i z psinka..tez staruszkiem ma 11 lat i znaczace imie "zmora" ( od charakteru sie wzielo)
dlaczego zaczelam sie odchudzac...bo przejrzalam na oczy ...zmusilam sie do staniecia przed lustrem i przyznania tak to ja.....to moje uda..moje brzuszysko moje piersi lezace na tej oponie....to moje rece....i moj trzeci podbrudek....
ale ta "spowiedz" to byl dopiero poczatek....uswiadomilam sobie potrzebe schudniecia i to trwale...nie tylko ze wzgledow estetycznych....lubie siebie i jestem chyba lubiana ( choc nie powiem...trudna)
..pomyslalam....o przyszlosci...chcialabym kiedys urodzic dzidziolka....chcialabym pobiec gdzies i wygladam po tym jak astmatyk na ataku....chcialabym cieszyc sie zyciem i podniesc jego jakosc....
i nie chcialabym ....w wyniku powiklan "otylosciowych" umrzec....tak jak moj tata
nie moge zrzucic otylosci na nic i na nikogo.... mam swietna przemiane materii wyniki rewelacyjne... wiem ze sama sie tak urzadzilam i teraz jedyne co moge zrobic...to dac sobie szanse....
PIERWSZY ETAP jaki sobie postanowilam to zejsc ponizej 100 -udalo sie
teraz ....oby zgubic 9 z przodu...ale chce to nadal robic rozsadnie ...i rzetelnie i mam nadzieje ze mi w tym pomozecie...i podeprzecie jak bedzie krucho
bede tu w tym watku zapisywac swoje przemyslenia , radosci i smutki i problemy z ktorymi bede sie spotykac.......mam nadzieje ze ktos bedzie chcial choc..poczytac
hmm tak mi troszke bezladnie wyszlo...ale taka jestem tysiac kalorii dziennie i tysiac mysli na minute
Zakładki