żadna tam porażka, głowa do góry!!! hej, ja przytyłam po diecie przez głupie obżarstwo sporo, ale już nie rozpaczam. nie mogę nic doradzić - albo się trzymasz diety, albo objadasz. ty wybierasz. powiesz, że łatwo mi mówić - otóż wcale nie, bo sama walczę z napadami. kilka kilo w ciągu tygodnia to dla mnie normalka. niestety. przytyłam, ale nie zamierzam wieszać nosa! i tak jesteśmy piekne, tylko musimy to zauważyć, odnaleźć...nie gadać mi tu porażka itepe, ojejku ale jestem gruba i głupia..niestety, nikt nie schudnie za nas, jeśli żrę jak krowa to moja wina, bo mam chorą psychikę...czy iść do psychologa...sprawa wyboru...ja zaczynam sama radzić...ale musicie przejść ten okres, poczucie załamania, zero kontroli, jedzenie tobą rządzi, jesz bo chcesz zajeść smutki, bo zamęczałaś swój organizm dietami (1000 też wchodzi w rolę!), teraz się broni, to normalne. prosze was, dziewczyny, nie piszcie, że jesteście beznadziejne. z czasem to wrażenie zniknie...uśmiechnijcie się. wiem, że jest trudno, gdy ręka sama ciągnie się po jedzenie....ale przyjdzie czas, że zrozumiecie swój błąd. to nie takie łatwe...przypłacicie to zdrowiem, na pewno nadmiarem kilogramów, powrócą z nadwiązką...nie należy się ich bać, skoro ciągle się je! od nas zależy, jakie jesteśmy. można byc chudą szczapą bez życia, mozna być szczupłą ładną dziewczyną - ale taką co wiecznie liczy kalorie i zamartwia się że zjadła za dużo, można być grubą i zadowoloną z życia, można mieć lekką nadwagę i próbować coś zmienić ale nie kosztem zdrowia a tym bardziej psychiki...więcej wiary w siebie i chrzanić glupków, którym coś się nie podoba optymizm rulez