-
głowa do góry :))
słoneczko, nie martw sie. nie tylko ty masz taki problem. ja ważyłam kiedyś 85 kg. trafił mi się taki okres w życiu <ciężka sytuacja rodzinna, mama w szpitalu, pierwsza sesja, stres, staż, zajmowanie się domem>, że bez dużych wysiłków po prostu poleciało mi 15 kg w półtora miecha. szybko... i niezbyt zdrowo. no ale nic. jedynym minusem tego chudnięcia był rozlegulowany cylk miesiączkowy. moja pani doktor powiedziała mi ze przy tak szybkim spadku duzej wagi mozna sie tego było spodziewac. zleciła mi szereg badan. wszystkie wyszły w porządku, a cykl znowu się unormował. jak juz moje zycie wróciło do normy i na spokojnie przeanalizowałam sytuację, nie mogłam uwierzyc ze po problemach które miałam, dostałam od losu taką niespodziankę
bez zbędnych wysiłków. jaka ja byłam szczęśliwa.
wszystkie ciuchu ze mnie spadały i musiałam je przerabiać, albo kupić nowe. frajda, co nie? mam 170 cm wzrostu i zawsze moim marzeniem było ważyć 60 kilo. nie wiem czy wiesz jak to jest być zakompleksioną pannica, żyjącą w cieniu swojej młodszej o 4 lata siostry, której Bozia nie poskąpiła ani urody, ani figury, ani inteligencji. nie dosyć że gówniara jest bystra <ogólniak skonczyła z wyróżnieniem, na studiach ma średnią kwalifikującą ją do stypendium naukowego> to do tego ma twarz aniołka, i przy wzroscie 179 cm waży 57 kilo. faceci zawsze latali za nią jak pieski. dlatego zależało mi zeby jej choc troszeczkę dorównać. zebyśmy idąc razem ulicą nie wyglądały jak Flip i Flap.
Moja motywacja do dalszego odchudzania była tym silniejsza, ze w rodzinie mieliśmy miec wesele i chciałam wszystkich zaskoczyć swoim nowym, odchudzonym wyglądem. Paranoją w tej historii jest to, że wtedy, kiedy się nie odchudzała, waga sama spadła, a kiedy zależało mi aby schudnąć-ani drgnęła. nie schudłam wtedy. Ale dotąd, dokąd trzymałam się jakiegoś rozsądnego systemu odżywiana, nie przytyłam. Wagę swoją utrzymałam przez 2 lata. aż w końcu tak polubiłam siebie, ze machnęłam ręką na te zbędne 10kilo i postanowiłam się zadowolić 70. wtedy przepadło. powolutku, niezauważalnie ciuszki robiły sie coraz ciaśniejsze... wróciłam do swojej dawnej wagi 85
ale to nie wszystko.. we wrześniu moja przyjaciółka wychodziła za mąż i poprosiła mnie, zebym została jej świadkowa
poczułam sie szczerze wyróżniona i zależało mi, zeby w tym dniu wyglądać jak najlepiej <szczególnie że zarówno Justynka, jak jej maż, ba, nawet świadek, to szczuplaki> Znowu przeszłam na dietę. waga co prawda zatrzymała się, i juz na niej nie przybierałam, ale też i nie schudłam. cięzko było kupić jakąś fajną sukienkę w rozmiarze 46 :/ musiałam się nieżle naszukać... tak to jest... nadwaga, to podstępne diabelstwo
trzeba z nim walczyc całe życie. jak myślisz, ze to koniec historii, to się mylisz
a co? będzie ciąg dalszy
wesele minęło, przestałam się trzymać diety i żyłam sobie dalej tak jak dotychczas... za 2 miesiące były Andrzejki :0przeważnie spędzaliśmy je w gronie znajomych, ale tym razem misiek zaprosił mnie na bal andrzejkowy
szału dostałam, kiedy godzinę przed imprezą zaczęłam się ubierać i okazało się, ze sukienka którą kupiłam na wesele Justynki na początku września, pod koniec października juz była na mnie zamała. po prostu nie dosznurowałam sie w gorsecie.
dobrze ze miałam jedna bardziej elegancka kiecke i bluzkę, bo bym nie miała w czy pójść na bal. taaaa... wstyd mi, ale przyznaję się do tego! taka byłam wściekła, że obraziłam się na moją wagę i wyniosłam ją na strych... i dalej sobie żyłam... a Potem Piotrek w grudniu miał urodziny.. chciałam dać mu jakiś szczególny prezent, bo przez ponad 6 lat związku wyczerpałam juz chyba wszystkie prezentowe standardowe pomysły. no i znalazłam prezent
zawsze gonił mnie za palenie, więc je dla niego rzuciłam
i znowu robiłam się coraz grubsza, tylko że SZYBCIEJ. opamiętanie przyszło, gdy inna moja przyjaciółka, zobaczyła u mnie zdjecie z okresu, kiedy ważyłam 70 kilo... nie chciała wierzyć, że to ja
i powiedziała że mam zrobić wszystko, żeby tak znowu wyglądac, a ona mnie będzie dopingowac
zniosłam wagę ze strychu- chwila prawdy-103 kg <beczy> no wzięłam się zasiebie. przeprowadziłam szereg długich rozmów z ludźmi którym udało się trwale schudnąc i wiedzą o odchudzaniu wszystko. zrozumiałam, ze to, co ja do tej pory uważałam za dietę, to były tylko odpowiednie nawyki żywieniowe, które powinno się celebrować każdego dnia, a dieta i odchudzanie, to problem bardziej skomplikowany. bogatsza o ich doświadczenia i nauczona własnymi porażkami wziełam sie ostro za siebie i 8 kilo poooszłooo...
nie popadam jeszcze w samouwielbienie, bedę walczyć dalej! A ty nie załamuj sie aniele, tylko walcz razem ze mną! we dwie zawsze raźniej
zresztą tu jest całe stadko zrozpaczonych grubasków, które będą dla ciebie takim samym wsparciem w walce z kilogramami jak dla mnie Oksana,, Justynka, moja siostra, mój Piotrus, Marek... Jak człowiek ma prawdziwych przyjaciół, to może góry przenosić
ściskam cię bardzo gorąco, głowa do góry, pierś do przodu
będę obserwować twoje postepy
a jakbyś miała chwile zwątpienia, to wal do mnie jak w dym, razem coś poradzimy
P.S. mam nadzieję, że nie zasnęłaś w połowie tego listu
Uprawnienia umieszczania postów
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
-
Zasady na forum
Zakładki