hej słoneczka bardziej i mniej okraglutkie !

dzieki za uznanie ale mysle ze moja odpowiedz na pytanie jak schudłam nie spelni oczekiwań magicznego zaklęcia Zaczełam się dochudzac 28 lutego 2003 roku - gruba byłam całe zycie i schudnąc nigdy nie umiałam.... wiec pomyslałam raz kozia śmierc i poszłam do dietetyczki- dlaczego to takie trudne? a no dlatego ze to jakos tak juz jest ze dopuki sie na głos nie powie ze jest sie grubasem to jakos tak łatwiej... nie wiem czy wiecie o co chodzi, ale ja tak mam ze słowa dopiero wypowiedziane nabieraja mocy...
ale ruszyłam swoje 85 kilo z nadzieją ze pani D. da mi jakąs magiczną dietę, cos rozpisanego na każdy dzień i kazdy posiłek - a tu benc!- ona mi ze pic mam dużo i jesc mało i warzyw duzo i słodyczy mało, itd itd... - czyli krótko mówiąc kazała mi jesc 1000 kcal pic dużo wody i przyjsc za miesiąc- niby nic, ale jak to mobilizuje, ze za miesiąc komisyjne cie zważa zmierzą i wypytają o każdy szczegół z jadłospisu! a do tego udało mi sie namówic matke i odchudzałysmy sie razem. I tak do połowy maja schudłam do 67 kg. Wierzcie mi ja nie mam pojęcia jak mi sie to udało bo i nawet bardzo cięzko nie było. nie ćwiczyłam nic regularnie - czasem jakis basen czasem biegałam, ale nie wiele. w maju poległam bo matura i tak dalej... Mysle ze fakt ze od 8 do 14 byłam w szkole wiele ułatwial... po wakacjach wazyłam ok 68 - zadnego jojo ani nic - rewelacja - a potem pojechałm na studia i w lutym tego roku ważyłam juz 73 kg i od pierwszeg marca znowu walcze - ale tez od pierwszego marca rzuciałm studia, bo mi kierunek nie pasował i teraz siedzę cały czas w domu i sie ucze do egzaminów- ale i od lodówkie ciezko sie trzymac z daleka jak sie cały czas siedzi w domu... i tak magiczna barier 63, 64 nie chce puscic- jem mało, cwicze , nigdy tyle nie uprawiałam sportu, ale jakos nie idzie!!! nie wiem czemu... ale sie nie poddam i wy tez sie nie poddawajcie!

wybaczcie powierzchownosc i chaotycznosc tego tekstu, ale moja walka to temat na kilka godzin gawędzenia i trudno nagle to strescić-jak macie jakies konkretne pytania to weteranka suul chętnie odpowie


a teraz cos aktualnego!!! byłam dzisiaj w ciucholandzie i znalazłam sliczne spodenki - zielone płucienne z szerokimi nogawkami - poprostu cudo - tyle ze jak je zapne to nie moge oddychać!!! ale pomyślałam biore! i teraz leża w szawce i dodają mi otuchy-- mysle ze wczesniej niz za jakies 5, 6 kg to ich nie włoze bez szkody dla organów wewnętrznych taki ciuch to całkiem niezła motywacja

A i jeszcze co do klubu dziwnej figury to (i to w związku z moimi spodenkami) pomyslałam, ze nie ma rady i trzeba sie wziąć za tradycyjne cwiczenia na brzuch. a na ramiona to jeszcze przyjdzie pora... i jest jeszcze jedna zmora - łydki!!! mam 40 cm w łydce - czuje sie jakbym chodziła na kolumnach i co gorsza nie mam pomysłu jak je wyszczuplić...

no dobra koncze,choc i tak wątpie czy ktos zdołał to doczytac do konca

buziaki